Od kiedy podzieliłam się z Wami wynikami mojego eksperymentu, jak joga wpływa na układ hormonalny, regularnie dostaję od Was prośby o rozwinięcie tego tematu. Wydawało mi się, że już go wyczerpałam, ale skoro ten temat powraca jak bumerang, postaram się napisać coś więcej. Potraktujmy to jako wpis w ramach środowego Q&A, choć to pytanie najczęściej zadajecie mi w mailach, na Live’ach i na Instagramie, więc nie zacytuję tu konkretnego pytania z formularza.
Tradycyjnie zacznę od tła, bo nie każdy, kto trafi na ten post, jest zaznajomiony z moją historią. Ok. 9 lat temu zdiagnozowano u mnie PCOS i insulinooporność o łagodnym przebiegu. Moim głównym problemem był wówczas trądzik oraz nieregularne miesiączki. Przez 6 lat “leczyłam” ten problem pigułkami antykoncepcyjnymi, ale dwa lata temu postanowiłam je odstawić i spróbować powalczyć z tym za pomocą zmiany stylu życia. Początkowo po odstawieniu pigułek moje cykle trwały ok. 40-60 dni i były nieprzewidywalne. Rok temu odkryłam, że dzięki intensywnej praktyce jogi, mogę mieć cykle około 30 dniowe, co wcześniej było dla mnie realne tylko podczas brania pigułek. Dziś, po kolejnym roku eksperymentów i obserwacji, mam jeszcze więcej spostrzeżeń i to o nich napiszę w tym poście.
Jak wyregulować cykl miesięczny naturalnymi metodami?
Często pytacie mnie, jakie asany wykonywać, aby pomóc sobie w problemach z nieregularnymi miesiączkami. Niestety nie mogę podać tutaj jakiejś recepty na regularny okres, bo u każdej kobiety może to wyglądać inaczej. U mnie teraz też jest inaczej, niż rok temu, bo już nie muszę ćwiczyć jogi aż 5-6 razy w tygodniu. Próbowałam ostatnio zrobić sobie przerwę od jogi przez cały miesiąc, aby nie mieć okresu na wakacjach, ale 2 czy 3 razy nie mogłam się powstrzymać przed praktyką i docelowo okazało się, że mój plan się nie powiódł. Na szczęście z kubeczkiem okres nie jest straszny nawet w podróży, a ja przy okazji przekonałam się, że mój organizm jest już bardzo ładnie wyregulowany. Czuję się zdrowa. Dzięki jodze, dzięki swojemu odżywianiu, dzięki całemu stylowi życia, na który składa się też unikanie stresu. I to bardzo chcę podkreślić – pamiętajcie, że zdrowy styl życia to nie jest droga na skróty! Dlatego też nie można powiedzieć, ze na przykład tych 10 asan sprawi, że będziecie miały regularne cykle.
Jakie asany pomagają regulować cykl miesięczny?
Powiem szczerze, że w polskim internecie niewiele jest wartościowych artykułów na ten temat. Oprę się więc na swojej intuicji i doświadczeniach… Moim zdaniem najważniejsze jest to, aby brać z jogi to, co ją odróżnia od zwykłych “treningów dywanowych”. Tu nie chodzi o to, aby się zmęczyć i wyrobić mięśnie, bo to jest jedynie efektem ubocznym bardziej złożonej pracy z ciałem. W moim odczuciu najlepiej sprawdzają się te asany, które oddziałują na organy wewnętrzne i są to:
- pozycje odwrócone, czyli np.: świeca, stanie na głowie, stanie na rękach, pozycja pługu
- wygięcia do tyłu, np.: pozycja wielbłąda, łuk, mostek
- skręty tułowia
- ćwiczenia pracujące z mięśniami dna miednicy
Dodatkowo uważam, że bardzo ważna jest praca z oddechem i sekwencje relaksacyjne. Często to stres jest tym, co rozregulowuje nasz układ hormonalny i u wielu osób już sama zmiana stylu życia na spokojniejszy rozwiązuje problem. Jeśli połączymy to ze stymulacją narządów wewnętrznych za pomocą wymienionych wyżej asan, mamy dużą szansę na sukces. Mnie wydaje się to bardzo proste i logiczne – stojąc na głowie, czy robiąc wygięcia do tyłu wykonujemy coś niecodziennego dla naszego ciała. Tym samym pobudzamy swoje układy wewnętrzne do pracy i poniekąd “masujemy” organy. Sądząc po tym, jak ja się świetnie czuję po praktyce jogi, stwierdzam, że moje ciało takiej stymulacji potrzebuje. Być może Twoje też. Wiem też, że są wśród Was osoby, które twierdzą, że joga wręcz zaszkodziła im na cykl miesiączkowy. Trudno mi się do tego odnieść, ja piszę tylko o swoich doświadczeniach, a te są całkowicie odwrotne.
Kurs “Kobieca moc” Ani Brzegowej
Jeśli nadal nie wiecie jak się za to zabrać, polecam Wam kogoś, kto poprowadzi Was przez to za rękę. Bardzo się ucieszyłam, kiedy jedna z moich ulubionych youtubowych joginek przygotowała kurs nastawiony na pracę z kobiecym układem hormonalnym. Dzięki uprzejmości Ani Brzegowej niezobowiązująco przetestowałam ten kurs, aby wyrobić sobie opinię na jego temat i teraz z czystym sumieniem mogę go Wam polecić. Robię to też z wdzięczności za to, co Ania robi na YouTube i za te wszystkie godziny, które spędziłam z nią na macie.
Kurs “Kobieca moc” jest nastawiony na pracę z mięśniami dnia miednicy i ogólnie z kobiecym ciałem, w zgodzie z jego miesięcznym cyklem. Znajdziecie w nim 10 filmików z różnymi sekwencjami (w większości są one bardzo spokojne, rozluźniające, ale jest też coś wzmacniającego, energetyzującego i są oczywiście pozycje odwrócone w wersji dla początkujących).
I to by właściwie było na tyle… Tak jak napisałam wyżej – ja opieram się bardziej na swoim doświadczeniu i intuicji. Kurs Ani natomiast lepiej wyjaśni Wam jak to wszystko działa i pomoże Wam znaleźć swoją drogę do lepszego samopoczucia. Ja z perspektywy czasu znowu mogę powiedzieć, że decyzja o odstawieniu hormonów była najlepszą, jaką mogłam te 2 lata temu podjąć i żałuję, że zwlekałam z tym tak długo.