Zapraszam dziś na kolejny luźny wpis z odpowiedzią na jedno z Waszych pytań.
Magda pyta:
Jakie jest Twoje podejście do slow fashion? Czy zwracasz uwagę na jakość ubrań , miejsce produkcji, markę, trendy? Skąd czerpiesz inspirację? Jak określiłabyś swój styl?
Cóż, moda nie jest moją najmocniejszą stroną. I sama nie wiem, kiedy to się stało, ale moją szafę opanowały ubrania sportowe. Kiedyś dresy kojarzyły mi się z czasem paszteta i totalnym brakiem stylu, a teraz śmiało wychodzę w nich do ludzi i czuję się z tym dobrze. Mam duży problem z określeniem mojego stylu, bo nie przywiązuję do tego wagi. Nie czytam blogów modowych, nikim się nie inspiruję. Pewnie nie takiej odpowiedzi spodziewała się Magda, ale niestety taka jest prawda ;).
Co do zakupów – jak ognia unikam sieciówek. Robienie zakupów w centrach handlowych to dla mnie koszmar, na który decyduję się maksymalnie kilka razy w roku. W zwykłych sklepach kupuję jedynie ubrania sportowe, buty, kurtki, marynarki i bieliznę, do których zaliczam też podkoszulki, czyli różnego rodzaju proste topy. Wszystko inne (bluzki, swetry, dżinsy, spódnice itp.) kupuję w second handach. Uważam, że te rzeczy nie są warte ceny, jakie ustalają zwykle sklepy. Ale i w second handach zawsze patrzę na metki, staram się wybierać ubrania z przewagą naturalnych materiałów, takich jak bawełna, wełna, wiskoza, itp. Jeśli miałabym kiedyś kupić coś skórzanego (nie noszę skóry naturalnej), to też tylko z second handu, bo uważam, że jeśli coś już zostało wyprodukowane, to zasługuje na maksymalne zużycie, a nie wyrzucenie tego kiedy się znudzi.
Kiedyś moje zakupy w second handach były słabo przemyślane, bo za bardzo sugerowałam się niską ceną i kupowałam nawet rzeczy nie leżące na mnie idealnie, albo np. z gryzącego materiału. Teraz zwracam uwagę na więcej rzeczy i nawet jeśli coś ma kosztować kilka złotych (a to się raczej nie zdarza, bo w sklepach, do których chodzę cena za kilogram rzadko jest niższa niż 70 zł), musi przekonywać mnie do siebie w 100% (krojem, rozmiarem, kolorem, materiałem itp.).
Ogólnie mam mało ubrań, na co dzień ciągle chodzę w tym samym i stawiam przede wszystkim na wygodę. Nie noszę na przykład butów na obcasie, bo bardzo dużo chodzę i większość moich wyjść na miasto kończy się kilkukilometrowymi spacerami, a w szpilkach jestem w stanie dojść tylko do samochodu. Wy cały czas widzicie mnie w takiej “luźnej” wersji, ale to nie znaczy, że nigdy nie noszę butów na obcasie czy marynarek. Noszę, ale bardzo rzadko, przy okazji uroczystości rodzinnych, wyjść do restauracji czy bardziej oficjalnych spotkań służbowych. Chciałam nawet pokazać Wam taką inną siebie na zdjęciach, ale jako że okoliczności noszenia takich rzeczy nie są powiązane z tematyką mojego bloga, to nie robię sobie wtedy zdjęć i w efekcie żadnych takich nie mam :D.
Ostatnio pojawiło się jeszcze jedno pytanie w tym temacie, od Kasi:
Jakie jest Twoje zdanie na temat fast fashion? Widziałam ostatnio, że pokazywałaś spodnie kupione w Primarku, które już zaczynają się mechacić oraz espadryle, które sama powiedziałaś, że za rok wyrzucisz… Nie szkoda Ci kupować takich jednorazówek? Wiem, że w sieciówkach wcale nie ma dobrych jakościowo rzeczy, ale obecnie jest naprawdę wiele firm (w tym polskich!), które szyją świetnej jakości ubrania czy obuwie. Te rzeczy oczywiście kosztują więcej niż 20 zł, ale są o wiele lepszej jakości i wystarczają na dłużej. Czy patrząc długoterminowo nie jest to lepsze rozwiązanie i dla portfela, i dla środowiska?
Co najmniej 90% moich ubrań pochodzi z second handu i uważam to za bardzo ekologiczne i ekonomiczne rozwiązanie. Czasami jednak potrzebuję czegoś, co trudno znaleźć w second handzie i wtedy kupuję to w zwykłym sklepie. Przykładem są te wspomniane spodnie z Primarka – od dawna szukałam takich w Polsce, ale wszystkie były na mnie niewymiarowe, więc kiedy wreszcie trafiłam na idealne, po prostu je kupiłam. Wiedziałam, że będą się mechacić, ale od czego jest maszynka do golenia? Wszystkie mechacące się rzeczy od czasu do czasu golę i dostają dzięki temu drugie życie. Przechodzę w tych spodniach całe to lato, a potem jeszcze pewnie przez lata będę chodzić w nich po domu, bo są niesamowicie wygodne. W efekcie zostaną założone co najmniej kilkadziesiąt razy “do ludzi” i pewnie drugie tyle po domu. Czy to jednorazówka? W poprzednich espadrylach za 20 zł przechodziłam całe dwa sezony, nosząc je praktycznie codziennie i zużywając do granic akceptowalności 😉 z tymi kupionymi w tym roku będzie podobnie. Nie wszystko, co kosztuje niewiele, można uznać za jednorazówkę. To w dzisiejszych czasach niepopularne, ale ubrania też da się naprawiać i sama często to robię.
A dlaczego nie kupuję drogich ubrań, które są nie do zdarcia? Dlatego, że nie potrzebuję ubrań na lata. Mój styl się zmienia i rzeczy po pewnym czasie mi się nudzą. Przykładowo w przypadku espadryli wolę też mieć kilka kolorów, niż jedne super uniwersalne. Nie odbierajmy sobie wszystkich przyjemności w imię ideologii, ja na przykład czerpię przyjemność z posiadania większej ilości butów. Mam w szafie też kilka rzeczy, które dużo kosztowały, więc szkoda mi je wyrzucić, choć nie chodzę w nich od kilku lat. Ten problem rozwiązuje kupowanie w second handach – kupiłam w nich wiele rzeczy świetnej jakości, które są ze mną od dawna i nadal wyglądają jak nowe. A jak coś przestaje do mnie pasować, bez żalu przekazuję to dalej, bo nie wydałam na to miliona monet.
To – patrząc długoterminowo – jest dla mnie rozwiązanie bardzo korzystne zarówno dla mojego portfela, jak dla środowiska.
Pamiętajcie, że pytanie do środowego Q&A możecie zadać w każdej chwili za pomocą tego formularza: