Dawno nie było na blogu takiego zastoju jaki zafundowałam mu w tym tygodniu, ale cóż… Czasem musi tak być. Ale na dniach to nadrobię 🙂 już wczoraj w przypływie weny napisałam chyba 4 posty, więc niedługo zasypię Was nową treścią i zdjęciami.
Mam też nadzieję, że moja szczęka przestanie odstawiać szopki i wkrótce na bloga powróci też tematyka kulinarna.
Pod wpisem konkursowym umieściłam listę 3 zwycięzców. Jedna osoba jeszcze się do mnie nie odezwała, więc przypominam, że ma na to jeszcze kilka dni.
Pozostałych zachęcam do zapoznania się z odpowiedziami konkursowymi, są bardzo inspirujące.
Oczywiście kiedy powstanie już raport Akademii Roca o ekonomii i ekologii, na 100% Was o tym poinformuję.
Truskawki powoli przechodzą już do historii, ale rozkręcił się sezon na maliny, borówki amerykańskie i jagody. Za tymi ostatnimi nie przepadam ze względu na ich właściwości barwiące, ale uwielbiam je w postaci jagodzianek. Domowe są najlepsze!
W tym tygodniu najadłam się też włoskich lodów, ale wciąż jest mi mało. Uwielbiam je ponad wszystko! Szczerze mówiąc jeśli chodzi o włoską kuchnię to zarówno pizzę jak i makarony wolę w wersji, którą przygotowuję w domu, ale lody… Niektóre smaki są nie do podrobienia!!!
Właściwie poza krótkim wypadem do Włoch nie działo się w tym tygodniu nic ciekawego. Pokażę Wam dzisiaj kilka fotek, ale docelowo Bergamo pojawi się jeszcze pewnie w jednym lub dwóch wpisach już na konkretny temat.
Z tego co obserwuję na Instagramie, jestem chyba jedyną blogerką, która nie lubi latać samolotem. Ale – paradoksalnie – takie widoki jak poniżej kocham. Rekompensują mi ten czas oczekiwania na lotnisku i nudne godziny spędzone w samolotowym fotelu.
Widok na Alpy
A to pięknie wykadrowane zdjęcie, wiem 😀 ale pierwszy raz zdarzyło nam się lądować z widokiem na centrum Warszawy i nie mogłam sobie odmówić fotki 😉
A Włochy… Jak to Włochy – wspaniałe, klimatyczne… Fajnie było po roku wrócić w to samo miejsce. Jednak ten wyjazd był nieco inny od poprzedniego, ale o tym napiszę w osobnym wpisie.
Z lekkim żalem muszę przyznać, że od kiedy mamy Lunę, podróże nie są już takie same, bo strasznie tęsknimy za tym maluchem. Ja nadal nie wyobrażam sobie wyjazdu dłuższego niż 3 dni, ale muszę nad tym popracować, bo przecież nie zrezygnuję na kilkanaście lat z tygodniowych urlopów. No w każdym razie powroty do domu są baaardzo przyjemne.
A później stracony (oczywiście według Luny) czas trzeba nadrobić na długich spacerach z piłką.
Swoją drogą bardzo smaczny ten Reddsik.
Cieszę się, że wróciło do nas 100% lato i można sobie piknikować z jakąś przyjemną, lekką lekturą i zapasem świeżych owoców
Pozostałe po pikniku wiśnie i maliny wylądowały w brownie z przepisu Jest Rudo. Bardzo szybki i prosty przepis, a połączenie słodkiego, mocno czekoladowego ciasta z lekko kwaśnymi owocami jest po prostu idealne 🙂
Słodkości trzeba jakoś spalić, a ja korzystając z chwilowego (?) braku bólu zębów wracam do biegania. Piszę, że chwilowego, bo teraz zaczyna mnie boleć kolejny 🙁 nie minęło jeszcze pół roku z aparatem, a moje górne zęby już strasznie się buntują :(. No ale nic to, wracając do biegania – Luna jest świetną towarzyszką, ona spaceruje w tempie, w jakim jak sobie truchtam 😉
Pomimo szczerych chęci nie mam dziś dla Was żadnych linków. Mało czasu (nie licząc pracy) spędziłam przed komputerem, a to nie sprzyjało wyszukiwaniu ciekawych artykułów. Mam nadzieję, że za tydzień będzie lepiej.
A już jutro spodziewajcie się pierwszego tematycznego wpisu z cyklu “Poniedziałki freelancera” 🙂