Przegląd marca… Ale czy tutaj w ogóle jest co przeglądać? To w marcu nasza codzienność została wywrócona do góry nogami. Musieliśmy m.in. odwołać nasz wyjazd na narty, ale to nic w porównaniu z ograniczeniami, które później dotknęły też naszej codzienności. Dziś, patrząc z perspektywy czasu wiemy już, że to nie była chwilowa rewolucja, tylko długoterminowa zmiana. Musimy przedefiniować swoją normalność. Marzec był miesiącem stopniowego oswajania się z nią.
Wprowadzenie ograniczeń i utrudnienia w robieniu zakupów spowodowały, że zaczęłam zamawiać świeże warzywa i owoce z dostawą do domu. Najpierw w Rano Zebrano, potem, po zaliczonej przez nich wpadce, przestawiłam się na Zieloną Skrzynkę. Kiedyś już testowałam ten sposób robienia zakupów, ale zużycie wszystkich warzyw przed zepsuciem się, było dla mnie olbrzymim wyzwaniem i szczerze mówiąc nie zawsze mi się to udawało. Teraz jednak sytuacja jest inna, bo nie mogę chodzić na obiady do knajpek lub do mamy, więc sama na bieżąco wszystko zużywam. Niestety nadal zdarza się, że w czymś pleśń mnie uprzedzi, ale to już pojedyncze przypadki.
A to codzienne gotowanie nawet polubiłam. Najgorsze w nim wcale nie jest gotowanie, tylko sprzątanie kuchni. Bardzo tego nie lubię, bo moja kuchnia jest bardzo trudna do utrzymania w czystości. Brak zmywarki robi swoje… Ale nie poddaję się ;). Łapcie przegląd moich marcowych posiłków. Sporo tego się uzbierało… Zacznijmy jednak od czegoś, co udało się zjeść poza domem na początku miesiąca:
Nie zawsze było zdrowo 😉
Pieski też dostarczyły mi w marcu trochę stresu. A ściślej mówiąc – zrobiła to Luna, która zjadła coś na spacerze i się podtruła. Ja oczywiście spanikowałam, że to babeszjoza i biegiem zabrałam ją do weterynarza. Na szczęście był to fałszywy alarm.
W marcu obchodziliśmy też pierwsze adopciny Emi. Ale to zleciało!
Zanim nastąpiło całkowite odcięcie Polakom dostępu do tlenu, udało nam się wyskoczyć do lasu. Z przygodami. Na tych zdjęciach jeszcze się uśmiechałam, ale później uciekaliśmy z tego lasu bardziej ochoczo, niż do niego przyjechaliśmy. Wybierając pomiędzy koronawirusem w mieście, a inwazją kleszczy w lesie, wybieram jednak to pierwsze, chyba łatwiej przed tym uciec ;).
W marcu wzięłam też udział w konkursie ortograficznym 🙂 chciałam sprawdzić się w czymś nowym i nietypowym. Okazało się jednak, że źle podeszłam do przygotowań. Zamiast uczyć się zasad interpunkcji, powinnam była przejrzeć listę nazw ptaków i polskich miejscowości, bo na tym najłatwiej było popełnić błąd. Plus na takich duperelach jak np. hatha-joga, co powinno się pisać z łącznikiem, a ja akurat nigdzie się z tą poprawną formą nie spotkałam, więc wzrokowo miałam zakodowaną inną pisownię.
W marcu otworzyłyśmy z Luną też sezon balkonowy. Och, teraz balkon jest naprawdę na wagę złota!
Na szczęście jednak udało nam się też pospacerować i nacieszyć wiosną na terenach zielonych, zanim stało się to nie tylko źle widziane, ale i zabronione. Tu akurat wściekłość mnie ogarnia, bo przy moim holistycznym podejściu do zdrowia kontakt z naturą zdecydowanie jest czynnością pierwszej potrzeby. Szczególnie, kiedy ma się psy, dla których ruch też jest ważnym elementem zdrowia, zarówno fizycznego, jak i psychicznego.
Tak poza tym, to moja codzienność nie zmieniła się aż tak bardzo. Odebrano mi tylko możliwość spotykania się z ludźmi, w tym chodzenia na moje ukochane zajęcia tańca… Ale ogólnie pracuję jak zwykle i tylko te wolne wieczory i weekendy trzeba było zapełnić jakoś inaczej. Stawiam głównie na ćwiczenie w domu, czytanie książek i oglądanie reality 😉
Tego potrzebujesz, kiedy na świecie szaleje wirus
Biblioteczka zdrowego człowieka
Darmowa nauka tańca – filmy instruktażowe
Najzdrowsze przyprawy i ich właściwości