… które przekładają się na recenzje 4 książek. W środę po południu zarejestrowałam się na Legimi.com, a to za sprawą Ani, która maluje – pisałam Wam o tym w przeglądzie bodajże 2 tygodnie temu :). Jako że papierowa książka, którą od jakiegoś czasu próbuję przeczytać w ogóle mi nie wchodzi, rzuciłam się na ebooki jak jakaś wygłodzona bestia.
Zaczęłam od działu z poradnikami. Często jakieś na blogach polecacie, a ja szczerze mówiąc w ogóle po takie książki nie sięgam. Kiedyś jak miałam kryzys w pracy to mój szef podesłał mi sporo takich coachingowych audiobooków i próbowałam ich słuchać np. podczas zmywania. Nie mogłam, serio, wyłączałam w połowie, jestem totalnie uodporniona na teksty w stylu “jesteś zwycięzcą”, jesteś wyjątkowy”, “jesteś najlepszy” itd. Jeśli na kogoś to działa to super, zazdroszczę, ale w moim wypadku to strata czasu.
Ilość tych poradników mnie powaliła, to niesamowite jak wiele podręczników powstało na temat szczęśliwego życia, osiągania sukcesów itp. Wśród nich była dla mnie pozycja obowiązkowa, czyli pewnie już Wam znana książka Ani (tej samej, o której wspominam wyżej) – “Jak stać się szczęśliwym człowiekiem”.
Te statystyki na Legimi to chyba coś ściemniają, ale 100% przeczytania i 2 otwarcia na pewno się zgadzają, nie wiem jak reszta ;).
Na pewno macie świadomość tego, że aby być szczęśliwym człowiekiem musicie przestać przejmować się tym, co myślą inni, nauczyć się cieszyć drobnostkami, uwolnić się od przeszłości itp. To niby takie oczywiste rzeczy, a jednak mamy ogromny problem z wprowadzeniem ich w życie. Ania fajnie przekłada to wszystko na przykłady, dzięki którym dostrzegamy, że to jest wykonalne, a nawet całkiem proste. Po lekturze tej książki stwierdzam, że to okładkowe hasło o praktycznych wskazówkach nie jest tylko chwytem marketingowym.
Druga książka to “Bóg nigdy nie mruga” Reginy Brett – 50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu. Zbiór krótkich, kilkustronicowych felietonów, opowiadań na temat różnych trudnych sytuacji z życia autorki lub jej przyjaciół i rodziny, z których zawsze płynie jakieś istotne przesłanie. Ta książka kojarzy mi się z serią “Balsam dla duszy”. Lubię takie proste treści, które pomagają przypomnieć sobie o najprostszych, a zarazem najważniejszych życiowych prawdach. Uważam, że taka lektura często pomaga nam znaleźć odpowiedź na niektóre dręczące nas pytania. Podobnie jak w przypadku wspomnianej wyżej książki Ani – tutaj też przekonujemy się, że rozwiązanie naszych problemów często jest dużo prostsze niż nam się wydaje.
Aha, co może być dość istotne – ja na początku nie zwróciłam uwagi na tego Boga w tytule, a jednak – ze względu na głęboką wiarę autorki – często przewija się on w treści. Nie ma w niej żadnego nachalnego nawracania, ale w sumie trudno mi ocenić, czy książka ta nie będzie wkurzać osób niewierzących.
Kolejną książką jest poradnik Mai Sablewskiej na temat zdrowego stylu życia. Nie kupiłabym go w papierowej wersji (ebook ma 66 stron i jest w nim dużo zdjęć – to dobrze obrazuje ile tak naprawdę jest w tej książce treści), ale chciałam go przeczytać ze względu na interesującą mnie tematykę. Poza tym widziałam jego recenzje na innych blogach i chciałam wyrobić sobie własną opinię. Ja z tej książki wyniosę dla siebie tylko kilka przepisów. Pozostałe informacje albo były dla mnie oczywiste, albo nie do końca się z nimi zgadzałam, np. nie mam zamiaru jeść wyłącznie polskich owoców sezonowych, ani rezygnować z przetworów mlecznych czy produktów glutenowych. Mam mniej radykalne podejście do diety, chociaż rozumiem, że autorka podjęła takie a nie inne decyzje żywieniowe po szczegółowych badaniach na tolerancje pokarmowe. Wszystko spoko, ale to nie dla mnie 🙂
W końcu przeczytałam też pierwszą książkę Kominka, choć broniłam się przed tym bardzo długo, bo blogów Kominka nie czytam i nie zaliczam się do grona jego wyznawców, ani nawet sympatyków. Co nie oznacza, że nie zauważam jego sukcesu. Godne podziwu jest też to, z jaką wytrwałością dążył do realizacji swoich marzeń. To zasługuje na podziw i szacunek. I wiecie co? Czuję, że on będzie miał ten swój apartament na Manhattanie :).
Ale jego książka utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że jako bloger nie jest on dla mnie autorytetem. Niektóre jego wskazówki dot. blogowania w ogóle do mnie nie przemawiają, inne nie były żadnym odkryciem. Ogólnie sceptycznie podchodzę do takich porad jak pisać, o czym pisać, jak często i o której wpisy publikować. To zupełnie nie moja bajka, uważam, że nie ma jednej słusznej drogi. Osobiście wolę poruszać się po blogosferze zgodnie z własną intuicją, a takie poradniki traktuję z przymrużeniem oka, jako ciekawostkę.
Co do drugiej jego książki to nie wiem czy ją przeczytam, bo ta mnie do tego nie zachęciła, ale z drugiej strony lubię mieć własne zdanie na jakiś temat. Poza tym to jedna z obowiązkowych lektur w mojej branży i teraz nie mówię o blogosferze ;).
Na końcu muszę przyznać, że takie maratony poradnikowe to nie jest dobry pomysł. Jeśli chcemy wynieść z jakiejś lektury coś dla siebie, trzeba dać sobie czas na przemyślenie jej. Ja w tej chwili już niewiele pamiętam z książek, które przeczytałam jako pierwsze. Teraz robię sobie przerwę od poradników i biorę się za jakiś dobry kryminał 😉
A Was oczywiście pytam czy czytaliście którąś z powyższych książek i jak Wam się one podobały :).
P.s. Jeśli dotrwaliście do końca tego wpisu to serdecznie gratuluję. Będą się tu od czasu do czasu pojawiać recenzje, ale obiecuję że już pojedynczo. Teraz to wyjątkowa sytuacja, zachłysnęłam się dostępem do tylu ebookow za 19.90 zł miesięcznie w Legimi 🙂