Dzisiejszy przegląd tygodnia zdominują świąteczne zdjęcia. Mam ich naprawdę sporo, a nie chciałam robić na ten temat osobnego wpisu, bo wydawał mi się zbyt prywatny. A z drugiej strony nie chcę całkiem rezygnować z prywaty, bo sama lubię ją na innych blogach i to ona ma w dużej mierze wpływ na to, że pod logotypem bloga widzimy też człowieka. Znalazłam więc kompromis – przemycając prywatę do tych postów z podsumowaniem tygodnia czuję się bardziej komfortowo ;).
Zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia…
Ach te prezenty… Dla Luny to były pierwsze święta, więc jeszcze nie zna tej tradycji ;). Nie śmiejcie się – mój poprzedni pies dobrze wiedział o co w tym wszystkim chodzi i uwielbiał rozpakowywać prezenty. Czasami nie swoje, ale jak tylko się orientował o swojej pomyłce – od razu zostawiał.
Ale Luna też sobie poradziła z wyjmowaniem z opakowań. I szczerze mówiąc to była dla niej najlepsza zabawa 😉
A to już część moich prezentów – tych zgodnych z listą, którą prezentowałam na blogu i którą później odrobinę zmodyfikowałam. Np. dopisałam mój ulubiony lakier do paznokci albo zamieniłam zwykłe hantle na takie, którymi można obciążyć kostki.
Świąteczny stół u mojej nieformalnej teściowej, który zawsze robi na mnie wrażenie… Moja mama zupełnie nie przywiązuje wagi do takich rzeczy i zawsze mnie to drażni ;).
Brakuje mi w domu takiej pustej ściany, bo jak zobaczycie niżej – moja jedyna w miarę wolna ściana powoduje oczopląs i nie nadaje się na tło do żadnych zdjęć. Ale w nadchodzącym roku ją wymienię, potrzebuję odmiany a zmiana tapety zrobi w tej kwestii bardzo wiele 🙂
Trudno uchwycić kota i psa na jednym zdjęciu – mają duże problemy z komunikacją ;). Ale patrzcie, udało mi się, to nic, że Luna jest na tym zdjęciu duchem 😉
To jakiś cud, że mój pies usiedział tak grzecznie pod choinką przez całe 30 sekund! Dostosowując się do komend swojego pana przez pół minuty tylko siedziała i przekręcała głowę raz w jedną, raz w drugą stronę 😉 a paparazzi mogli w tym czasie robić zdjęcia 😉
Przed świętami pytałam Was, czy chcecie wpis z moimi świątecznymi stylizacjami. Odzew nie był na tyle duży aby mnie do tego przekonać, a ja nie miałam silnego pragnienia aby mimo to umieścić takie zdjęcia, więc znowu przyszedł mi do głowy kompromis – pokazuję stylizacje po fakcie 😉
Pierwsza wigilijna, na wspomnianym wyżej nieszczęsnym tle 😉
A to pierwszy dzień świąt – na wyszykowanie się miałam 10 minut, bo trochę mi się przysnęło przed wyjściem na obiad ;). W tej sytuacji niezawodna mała czarna + czarny eyeliner + czerwona szminka i sprawa załatwiona. Włosy podpięte na bok bo zasnęłam z mokrymi i zapanował na nich (delikatnie mówiąc) nieład.
A to moje prezenty w akcji 😉
Ciężarki zamówiłam po to, aby podkręcić nimi ćwiczenia Mel B na pośladki.
Kubek pasuje mi kolorystycznie do szlafroka 😉
Dobra, dodałam już chyba milion zdjęć, więc pozostałe w miniaturze 😉
1. Dzień po świętach ktoś mnie zmotywował do biegania. W sumie moja wymówka, że mam przerwę “do wiosny” trochę straciła sens, bo to co mamy za oknem bardziej przypomina wiosnę niż zimę… Zaczęłam się więc zastanawiać, czy nie przyspieszyć powrotu do tych treningów. Tym bardziej, że ostatnio za nimi tęskniłam! I żeby nie było – dzisiaj też biegałam, nie był to jednorazowy zryw ;).
2. Koniec świąt = powrót do normalnego jedzenia. A normalne jedzenie = domowa pizza, wiadomo.
3. Piernik macho z owłosioną klatą!
4. Smutne odkrycie pod lasem 🙁 cmentarz niesprzedanych choinek?
1. Luny pozycja strategiczna podczas świątecznych posiłków.
2. Wałówka. Wczoraj przynieśliśmy kolejną…
3 i 4. W drugi dzień świąt słoneczna pogoda zachęcała do zboczenia z trasy podczas powrotu z cmentarza i udania się na spacer po starych fortach, fosach itp. Lubię odkrywać takie miejsca.
A to mój plan na dziś. Pospałam sobie, potem zaczęłam dzień od biegania a teraz zamierzam wreszcie… odpocząć po świętach ;). Mam spore zaległości w czytaniu. To ostatnie chwile takiego lenistwa, od jutra wracają obowiązki.
Jedzenie
Hmm, zastanówmy się co było najlepsze… Trudny wybór! Ale jako że na co dzień bardzo ograniczam słodycze, przez święta obowiązywała dyspensa. No dobra, sądząc po pudełku z ciastami, które pokazałam Wam wyżej – trwa ona raczej do nowego roku.
Chwilowo zero myślenia o indeksie glikemicznym 😉
Moje hity to…
puszysta tarta kokosowa…
I brownie z kremem miętowym o którym ciągle gdzieś Wam wspominam – niebo w gębie! Niestety nadal nie mam przepisu, muszę się upomnieć 😉
A to pierniki. Dużo pierników.
Linki?
Osoby, które ten fragment uważają za najbardziej wartościową część przeglądu tygodnia, muszę dzisiaj przeprosić, ale linków nie będzie. Dodałam dziś tak dużą ilość zdjęć, że ten wpis i tak ma już długość “ponad normę”… Poza tym w tym tygodniu za bardzo nie miałam czasu na chodzenie po blogach i sieci.
Ale chciałam polecić jeden wpis, bardzo ważny przed Sylwestrem – co pić, aby nie stracić formy ;).
A jutro (lub pojutrze) na blogu podsumowanie 2013 i plany na 2014 – te dotyczące zdrowego stylu życia i blogowania 🙂