Kończę ten tydzień w naprawdę kiepskiej kondycji fizycznej… Zaczynam swoją “wiosenną mobilizację“, jednocześnie w ogóle nie mając na nią siły. Jak żyć? 😉
Marzec to miesiąc którego bardzo nie lubię, ale kto wie – może w tym roku pozytywnie mnie zaskoczy. Chociaż pod względem pogody, bo poza tym marzec kojarzy mi się z problemami. Zawsze w tym miesiącu choruję, a poza tym mam obowiązkowy przegląd techniczny auta, podczas którego po zimie ZAWSZE coś wychodzi. A wizyta u mechanika jest jak otwarcie puszki Pandory…
Pozytywnym spostrzeżeniem tego tygodnia jest moje odkrycie, że zęby dosłownie prostują mi się “w oczach”. Coś niesamowitego! Niedawno pisałam o pierwszej wizycie kontrolnej i o minimalnie zauważalnych efektach, a po kilku dniach musiałam zrobić aktualizację tamtego wpisu. Jestem bardzo zaskoczona, że po 1,5 miesiąca jest taka zmiana. Jeszcze długa droga przede mną, ale muszę przyznać, że wreszcie zakiełkowało we mnie uczucie miłości do mojego aparatu 😉
Zrobiłam w końcu “Rafaello” z kaszy jaglanej z tego przepisu. Wyszło super, choć bardzo mało słodkie (dodałam 3 łyżki miodu). To może być kwestia miodu – mój jest z tych mniej słodkich. Następnym razem chyba posłodzę gotującą się kaszę odrobiną ksylitolu.
W każdym razie kuleczki są bardzo smaczne i polecam z czystym sumieniem 🙂
Jestem oburzona faktem, że przy tych kaloszach w Decathlonie nie ma jakiegoś banera o treści “Lifemanagerka poleca”. “Rekomendowane przez Lifemanagerkę” albo coś w tym stylu! Phi! A ja piszę o nich już sama-nie-wiem-który-raz. Moje mają już 3 lata i choć noszę je o każdej porze roku, są niezniszczalne 😉 Monika a jak tam Twoje, polubiliście się?
Byłam w tym tygodniu na sportowych zakupach, bo postanowiłam odrobinę sprofesjonalizować swój wiosenny wizerunek biegacza. Kiepsko mi to wyszło, kupiłam np. czapkę, w której wyglądam jak czopek. Czy czapki do biegania naprawdę muszą tak przylegać do głowy? W połączeniu z moją czupryną wygląda to tragicznie :/. Teraz żałuję, że nie kupiłam opaski, do niej przynajmniej mogłabym nosić związane włosy. Oprócz czapki zafundowałam sobie buff, aby nie musieć już pożyczać od chłopaka. Ach no i kupiłam bidon – nie mogłam się oprzeć temu połączeniu kolorystycznemu. Będzie idealny na taniec i na wiosenne i letnie wycieczki.
No dobra, a teraz jeden z dwóch powodów mojej kiepskiej kondycji, o której napisałam na początku. Tłusty czwartek. Bilans… Jeden pączek zjedzony na mieście, dwa u mamy… A potem jeszcze kilka domowych prawie w środku nocy… Specjalnie nie pojechałam do nieformalnej teściowej aby nie jeść pączków o zbyt późnej porze… I ominęła mnie taka uczta:
A potem i tak pączki przyjechały do mnie i skusiłam się na nie pomimo godziny…
Rano zjadłam kolejną porcję, a wieczorem jeszcze kolejną, bo przyjechała następna dostawa. Boże, to naprawdę było tak pyszne… A pączki hiszpańskie z tego przepisu to prawdziwe niebo w gębie. Niestety całe to łakomstwo odchorowałam, do tej pory czuję, jak leżą mi na żołądku. Jestem ociężała, mam duży brzuch, a nawet nie mam siły się poruszać booooo…
Niestety nie mogę się już pochwalić końskim zdrowiem. Chłop przyniósł do domu jakąś zarazę, mój organizm dzielnie walczył z nią przez kilka dni aż w końcu skapitulował. Rozłożyło mnie, ale jeszcze nie jest to szczyt przeziębieniowych możliwości mojego organizmu. Może będę żyła 😉
Na koniec odrobina Luny, tutaj pilnuje makaronu.
A tutaj czapki. Nie wiem co ona ma z tym pilnowaniem… Może to jakaś cecha charakterystyczna suczek, że muszą czegoś pilnować? Ktoś się orientuje?
A to sekundę później, reakcja na “Idziemy do babci?”
Babcia to moja mama żeby było jasne 😉
Jako że trwa obecnie Share Week, nie wiem czy jest sens abym dzisiaj coś linkowała. Sama chciałam trochę pochodzić po polecanych blogach, ale po 1. połowę z nich znam, bo większość osób poleca to samo, a po 2. odwiedzanie tej drugiej połowy okazało się niesamowicie czasochłonne. Ogólnie doszłam do wniosku, że chyba szukam w blogach czegoś innego niż większość blogerów. Jest mnóstwo blogów lifestylowych, które tak naprawdę są bardziej blogami światopoglądowymi, a szczerze mówiąc za bardzo nie interesuje mnie światopogląd zupełnie obcych osób. A bloger, który nie ujawnia nic ze swojego własnego stylu życia jest dla mnie kimś obcym. Ale to nawet lepiej dla mnie, bo gdybym miała czytać jeszcze tę kategorię blogów, to zabrakłoby mi czasu na inne ważne rzeczy 😉
Ok, no to z powodu SW mam dzisiaj dla Was tylko symboliczne 2 linki:
Ula ujawnia sekrety francuskiego stylu, na którym warto się wzorować bez względu na miejsce zamieszkania.
“Panna Anna Biega” to jedyny bieg o obieganiu na jaki zaglądam, uwielbiam szczerość i zdrowe podejście autorki do uprawiania tego sportu. Tym razem polecam wpis zachęcający do rozpoczęcia przygody z bieganiem wraz z nadejściem tegorocznej wiosny. Ania przekonuje, że nie trzeba mieć specjalnego sprzętu i umiejętności aby po prostu zacząć. I że teraz jest na to najlepszy moment. Podpisuję się pod tym 🙂