To zabawne jak punkt widzenia zmienia się w zależności od punktu siedzenia ;). Kiedyś nie rozumiałam po co blogerzy piszą o blogowaniu, a teraz sama czasami czuję potrzebę poruszenia tego tematu. Może dlatego, że coraz częściej ktoś mnie pyta o co w tym wszystkim chodzi i jak to wygląda “od kuchni”. Jeśli kogoś to interesuje to zachęcam do przeczytania poniższego posta, napiszę w nim o tym ile czasu zajmuje mi blogowanie, jaki jest mój stosunek do reklam na blogach i co sądzę o blogach “lajfstajlowych”.
Czy blogowanie jest pracochłonne?
Niedawno koleżanka zapytała mnie ile właściwie czasu zajmuje mi prowadzenie bloga. I cóż, kiedy się nad tym zastanowiłam, z lekkim przerażeniem stwierdziłam, że w moim przypadku blogowanie zajmuje minimum pół etatu. To ponad 20 godzin tygodniowo zbierania informacji, szukania inspiracji, robienia zdjęć, pisania postów, realizowania przepisów, odpowiadania na komentarze i wiadomości czytelników, odpisywania na maile z propozycją współpracy, odwiedzanie innych blogów itp. Jako że blog cały czas się rozwija, nie skłamię jeśli powiem, że z każdym tygodniem ta ilość czasu poświęconego na blogowanie rośnie. Nie będę Wam tu jednak biadolić, że to straszne, bo jest wręcz przeciwnie – to bardzo przyjemne zajęcie. Jednak muszę to podkreślić – to przede wszystkim moje hobby, blogowanie nie jest moją pracą, chociaż samo w sobie całkiem sporego nakładu pracy wymaga. ALE… No właśnie, przejdźmy do następnego punktu nad którym warto się pochylić 😉
Działania reklamowe na blogu
W życiu każdego rozwijającego się blogera przyjdzie kiedyś moment, kiedy na skrzynce mailowej zastanie propozycję współpracy. Ja zaczęłam takie otrzymywać mniej więcej pół roku temu, ale początkowo wszystkie odrzucałam, bo miałam za mało czytelników. Wiedziałam, że potencjalni reklamodawcy nie będą mieli korzyści z pokazania się na moim blogu. Podchodziłam do sprawy uczciwie, bo częściej występowałam po tej drugiej stronie (jako reprezentantka reklamodawcy) i chciałam być fair w stosunku do koleżanek i kolegów po fachu. Dopiero niedawno mój blog zaczął się kwalifikować pod jakieś działania reklamowe i teraz każdą propozycję współpracy rozpatruję indywidualnie. Chociaż nie założyłam tego bloga dla celów zarobkowych, nie mam nic przeciwko współpracom. Z dwóch powodów:
- patrząc z perspektywy osoby zajmującej się zawodowo marketingiem – uważam, że blogosfera ma olbrzymi potencjał i traktuję blogi jako jedne z najatrakcyjniejszych reklamowo mediów. Co więcej – uważam, że na blogach można robić naprawdę super rzeczy! I chcę w tym uczestniczyć, nie tylko jako pośrednik pomiędzy reklamodawcą a blogerem, ale również jako bloger. To dla mnie frajda, połączenie przyjemnego z pożytecznym, powiązanie mojej pracy zawodowej i hobby. Nie będę sobie tego odmawiać.
- drugi powód – blogowanie też wymaga pewnych inwestycji. Nie mówię już tylko o serwerze i domenie, ale też o wielu pobocznych rzeczach. Dobrych zdjęć nie zrobię pralką, a moje meble też nie zawsze mogą posłużyć jako tło. Żeby pogłębiać swoją wiedzę z zakresu zdrowego stylu życia muszę inwestować np. w książki… Dlatego jeśli prowadzenie bloga przynosi dodatkowe korzyści w postaci produktów lub wynagrodzenia finansowego – jest to dla blogera spore ułatwienie. Ja i tak wychodzę z założenia, że pieniądze zarobione na blogu będą w tego bloga inwestowane. Np. z czasem kupię sobie lepsze obiektywy czy przeczytam więcej ciekawych książek. Głównym kryterium doboru reklam jest dla mnie mój styl życia. Dlatego nigdy nie przeczytacie tu o zupkach w proszku czy magicznych tabletkach na odchudzanie, ale nie odrzuciłabym z góry reklamy np. samochodu (ba, marzy mi się reklama samochodu, ale wiecie, nie ten zasięg ;)), czy nawet wina. No właśnie, dlaczego nie odrzuciłabym tego wina, chociaż powszechnie wiadomo, że alkohol szkodzi zdrowiu? To proste. Ja czasami piję wino. Piję też inne lekkie trunki. Nie jestem święta. Nie będę natomiast w żaden sposób promować wódki (bo w ogóle jej nie pijam), ani standardowego piwa (bo ma bardzo wysoki IG i jest dla mnie zakazane). Wszystko rozchodzi się o styl życia. No ale właśnie, czym jest ten styl życia…
Kontrowersje wokół “lajfstajlu”
Pojęcie “lifestyle” jest w Internecie szeroko obśmiewane, a już w szczególności obrywa się “lajfstajlowym” fotkom. Wiecie, te stosiki modowych magazynów ułożonych na parapecie, tuż obok nich kubek z kawą i wazon ze świeżymi tulipanami. O, albo taca z pysznym śniadaniem, koniecznie postawiona na delikatnej, jasnej pościeli. Mistrzynią takich zdjęć jest chyba Kasia Tusk, co jeszcze bardziej nakręca przeciwników pokazywania takiego “lajstajlu” – przecież przeciętny Polak tak nie żyje! Przeciętny Polak je na śniadanie parówki na wzorzystym talerzyku pamiętającym czasy PRL-u. I nie w łóżku, tylko gdzieś w biegu przy biurku albo kuchennym stole. Otóż nie. Ani ładnie podane, kolorowe śniadanie, ani taca na pięknej pościeli nie jest czymś zarezerwowanym wyłącznie dla ludzi zamożnych. Tak może żyć większość Polaków i to właśnie pokazują blogi “lajstajlowe”. Takie strony są dla osób, które nieustannie poszukują inspiracji jak upiększyć sobie życie. Jeśli ktoś tego nie potrzebuje – nie powinien wchodzić na takie blogi. Niby proste, nie? A jednak hejt na “piękny lifestyle” leje się strumieniami.
Inna sprawa, że cały ten “lifestyle” to nie tylko zdjęcia ładnych przedmiotów w uroczej scenerii. To przecież styl życia. Stylem życia jest robienie kariery, rozwój osobisty, bycie freelancerem lub wolontariuszem, zdrowe odżywianie, bycie aktywnym, bycie mamą, panią domu (nawet chujową) iiii… długo można tak wymieniać. Każdy ma swój styl życia. Jedni chcą się nim dzielić, inni nie. Jedni chcą o stylach życia czytać, inni nie. Nie rozumiem tego całego zamieszania, czy raczej hejtu. I powiem to głośno – uwielbiam lajfstajlowe fotki Kasi Tusk. Są piękne, cieszą oko i inspirują do pozytywnych zmian.
Jeśli chodzi o mojego bloga, to określenie “lifestylowy” najlepiej oddaje jego tematykę. Fakt, najwięcej piszę o zdrowym stylu życia, ale nie przypisałabym LM-ki do kategorii blogów FIT albo o zdrowiu. Jest wiele rzeczy, którymi chcę się z Wami podzielić i są to również miejsca, różne przemyślenia, rzeczy, które towarzyszą mi na co dzień (np. Luna ;)). Dlatego nie chcę zamykać bloga w żadnych konkretnych ramach. To moje miejsce w sieci i choć staram się, aby miało ono jakąś myśl przewodnią (jak sama nazwa wskazuje – jest nią zarządzanie swoim życiem, co jest dość szerokim pojęciem), to będę czasami od tego odbiegać.
Na dziś to tyle, bo nieco się rozpisałam ;). Ciekawa jestem również Waszej opinii na poruszone wyżej tematy.