W ogóle nie czuję nadchodzących świąt. Nie wiem, może to kwestia tego, że nie przygotowuję się do nich jakoś specjalnie. Nie ozdabiam mieszkania, nie planuję żadnego gotowania… Może wyjadę do rodziny na wieś, a może święta spędzę tylko z rodziną otrzymaną gratis do faceta ;). W sumie jest mi to obojętne. Byle pogoda dopisała i zachęcała bardziej do spacerów niż siedzenia za stołem 🙂 na szczęście lepienie zajączków ze śniegu w tym roku raczej nam nie grozi 🙂
W tym tygodniu dwa razy gościło u mnie ciasto cytrynowe o którym kiedyś już Wam pisałam 🙂 nie mogę przestać go chwalić, bo naprawdę szybko i łatwo się je robi, a w smaku jest rewelacyjne.
Na swoje rozgrzeszenie mam to, że jednego dnia robiłam je z myślą o gościu, a drugiego dnia ciasto upiekł mój mężczyzna (bo chyba za mało mu zostawiłyśmy i czuł niedosyt ;)). Ja mu trochę ten wypiek zepsułam, ale ciiiii 😉
To jeszcze w temacie jedzenia, bo w tym tygodniu bardzo obficie je fotografowałam 😉 jaram się tym, że w końcu (!) zaczęłam używać trybu manualnego i że nabyłam parę przydatnych gadżetów. A to jedna z moich ukochanych zup, uwielbiam ją! Przepis był tutaj.
Raz zabrałam na spacer aparat, bo przecież tyle pięknych rzeczy nas teraz otacza…
Moje najsłodsze na świecie stworzonko, jak patrzę na to zdjęcie to mam ochotę ją schrupać 😉
Nowy nabytek na wiosenne spacery 😉
Rok temu w tym samym miejscu leżało mnóstwo śniegu.
Luna chyba ma lęk wysokości 😉 widzicie tę minę?
Nowe atrakcje na osiedlu 😉 ścianka wspinaczkowa… Niestety tylko dla dzieci 😉
I pomost na stawie, w którym nie ma wody 😉
Ja, Lunasek i ciasto cytrynowe czekamy na gościa 🙂
Kulisy robienia zdjęć kulinarnych 😉
Tak, wiem, że prościej byłoby ułożyć wszystko na podłodze, ale…
… na podłodze pewnie ktoś zjadłby mi zupę kiedy ja zmieniałabym czas naświetlania 🙂
Dzisiaj rano od robienia zdjęć śniadania oderwał mnie przebiegający pod moim oknem maraton 🙂 nawet nie wiedziałam, ze w tym roku tędy będzie biegła jego trasa. Co roku wkurzam się na sparaliżowane miasto a teraz postanowiłam wyluzować i nie planowałam nic, w czym przeszkodziłaby mi ta impreza. Natomiast widząc przez balkon biegaczy poczułam potrzebę dopingowania ich 🙂 widziałam Anię z mojego ulubionego bloga o bieganiu :).
Spartanie dzieciom – biegają w słusznym celu!
Zagubiony Spartanin 😉
Czy tylko mnie wzruszają takie biegi uliczne? Ale nie mogę tu pominąć scenki, która miała miejsce podczas kibicowania. Jakiś starszy facet, wiek około 60tki, widząc wśród maratończyków jakiegoś swojego rówieśnika zaczął się do niego wydzierać “Biegnij biegnij, prosto do zawału!!!”. Było to wybitnie złośliwe i CHAMSKIE. Ja nie chcę prorokować, ale ten buraczany pan prędzej będzie miał zawał niż ten, który biegł w maratonie. No ale abstrahując od tego, że ta sytuacja podniosła mi ciśnienie, to zrobiło mi się też strasznie smutno. Dlaczego ludzie tacy są? Dlaczego wbijają szpile zamiast dopingować? Tak naprawdę żal mi trochę tego buraczanego pana, bo musi mieć strasznie smutne życie skoro jest takim człowiekiem.
No dobra, wracając do pozytywnych rzeczy i nawiązując do jednego z poprzednich wpisów – jest coś, za co lubię Leclerc, choć raczej nie ma w nim dobrych produktów marki własnej. Dokładnie rok temu w dzień czekolady pisałam o deserze creme brulee marki Rians, który pakowany jest w bardzo fajne słoiczki. Tym razem trafiłam w Leclercu na promocję innego produktu tej firmy. Krem czekoladowy (o całkiem przyzwoitym składzie) zapakowany był w małe, ceramiczne kubeczki. Koszt jednego – w promocji 2,99 zł. Warto kupić dla samego tego uroczego naczynka 🙂 można w nich podawać różne dipy, pasty na kanapki itp., nadają się tez do zapiekania. Ja już żałuję, że kupiłam tylko dwa (bo swoją drogą ten krem czekoladowy też jest pyszny ;)).
Kilka dni temu myślałam sobie, że chętnie powiększyłabym listę swoich ulubionych blogów o jakiś fajny, lifestylowy blog kobiety w wieku około trzydziestoletnim 😉 nie żebym miała coś przeciwko młodszym blogerkom, ale jednak mnie zdecydowanie bliżej do 30tki niż 20tki, dlatego takie osoby też bardzo chętnie czytam. No i proszę, pod ostatnim moim wpisem odezwała się autorka takiego bloga – Simplicite, to właśnie miejsce, jakiego szukałam 🙂 polecam, jeśli jeszcze nie znacie :).
I kolejny blog, który zatrzymał mnie na trochę dłużej 🙂 autorka mieszka w Edynburgu, więc na blogu nie brakuje też ciekawostek na temat życia w UK 🙂
Postanowiłam włączyć ten peeling skóry głowy do mojej pielęgnacji. Na razie robiłam raz i podoba mi się 😉
Galeria najpiękniejszych tuneli z drzew – piękne!
Linków w tym tygodniu mało, ale mam nadzieję, że zrekompensują Wam to zdjęcia 😉