Dzisiejszy przegląd tygodnia będzie monotematyczny… Dopiero sobie to uświadomiłam zerkając na zawartość karty w aparacie ;). W tym tygodniu wszystko kręciło się wokół… jedzenia. Nie ma to związku z żadną dietą, nie zapałałam też nagle jakąś wielką miłością do gotowania… Ot, taki czas, że nawet w ramach wyzwania z nauką angielskiego wybierając ten 1 anglojęzyczny vlog dziennie, włączałam na YouTube filmik obrazujący przygotowanie jakiejś potrawy 🙂
Mam też trochę mniej czasu na bloga, stąd też mały zastój w dodawaniu wpisów, które wymagają ode mnie więcej pracy. W tym tygodniu dodałam tu dwa eksperymentalne posty – jeden o totalnie luźnej, babskiej tematyce, drugi w klimacie “life management”, ale nie w moim stylu, bo napisany niemalże na kolanie w ciągu 20 minut. Szczerze mówiąc trochę jestem zaskoczona, że się “przyjęły”. Może czasami podchodzę do bloga zbyt ambitnie? Muszę to przemyśleć 😉
Od czego by tu zacząć…. Może od czegoś, co niedawno pojawiło się na bazarkowych straganach i za czym baaaardzo tęskniłam. Uwielbiam rabarbar. W tym tygodniu zawitała u mnie tarta rabarbarowa 🙂
To połączenie kruchego ciasta z nadzieniem z rabarbaru “marynowanego” przez pół godziny w soku z połowy pomarańczy, skórce pomarańczowej, imbirze i wanilii. Bardzo fajne połączenie smakowe, inspirowałam się tym przepisem.
W tym tygodniu strasznie zatęskniłam też za burgerem. Mięsnych nie jem, ale takie wegetariańskie uwielbiam. Niestety przez ostatnie 5 miesięcy nie mogłam ugryźć przednimi zębami nawet zwykłej kanapki, a o burgerze z dużą ilością składników mogłam tylko pomarzyć. Jednak ostatnio zauważyłam, że przednie zęby albo przyzwyczaiły się do aparatu albo przestały się już przemieszczać, bo zwyczajnie przestały mnie tak boleć. Domowe burgery z soczewicy poszły w ruch, a moje podniebienie zostało uszczęśliwione 😉
Na karcie w aparacie samo jedzenie… W telefonie jest niewiele lepiej 😉 dzisiaj wstałam wcześnie rano aby zrobić prawie 400 zdjęć upieczonego wczoraj sernika. Kocham to, ale jednak te kilka godzin wyginania się przy statywie fizycznie dało mi w kość. Ale nie narzekam tylko ćwiczę dalej, w końcu praktyka czyni mistrza 😉
W myśl zasady “nieszczęścia chodzą stadami” w tym tygodniu nawalił mi samochód. OK, sygnały że coś jest nie tak dawał mi łaskawie już od października, ostatnio z coraz większą częstotliwością, ale… WHY??? I ty Brutusie…?
Dobra, przesadzam z tymi “nieszczęściami”, czytam teraz bardzo mądrą książkę, która codziennie wieczorem przypomina mi, że tak naprawdę pomimo wszystkich napotykających mnie przeciwności, jestem póki co ogromną szczęściarą.
Jestem ogólnie bardzo odporna na wszelkie promocje w Rossmannie itp. Ale jako że wciąż poszukuję dwóch lakierów – idealnego, kryjącego jasnego różu i fajnej mięty, teraz uległam temu zbiorowemu szaleństwu 😉 ale tak bardzo niewinnie.
Nie zgadniecie czym jest zapełniona moja aplikacja “Pocket”… Taaak, jedzeniem! I skoro już znowu przy tym jedzeniu jesteśmy, to nawiązując jeszcze do mojego majowego wyzwania – polecam kanał Laury Vitale, która nie tylko gotuje różne pyszne rzeczy i mówi przy tym po angielsku, ale też pięknie wygląda 😉
Inną piękną vlogerką, która ostatnio bardzo przycichła, a której przyjemnie posłuchać (również w ramach nauki) jest Mimi. Ostatnio wróciła z filmikem z Dubaju – polecam, piękne ujęcia 🙂
Nie będę Was zamęczać kolejnymi linkami z jedzeniem, na dziś więc to tyle 🙂