Jako że minął kolejny miesiąc, czas na nowe wyzwania 🙂 W kwietniu kontynuowałam akcję “wiosenna mobilizacja”, której sukces oceniam na jakieś 70%. Niestety nie udało mi się wypełnić moich planów w całości, ale te 70% to i tak przyzwoity wynik jak na możliwości, jakie miałam w tym miesiącu.
Na maj zaplanowałam tylko dwa wyzwania, ale też nie będą one dla mnie zbyt proste, bo trochę będę musiała się do nich zmusić. Oto one:
Przygotowanie do lata
Taaak, sezon bikini zbliża się wielkimi krokami, a ja nigdy nie jestem zadowolona ze swojego odbicia lustrzanego podczas pierwszych przymiarek kostiumu kąpielowego. I tutaj kłócą się we mnie dwie rzeczy. Jedna to wysokie wymagania wobec siebie i swojej figury. Nie będę się rozpisywać, po prostu lubię ładne, wyćwiczone kobiece ciała i wkurza mnie, kiedy nie mogę tego powiedzieć o swoim. Z drugiej strony jednak – nienawidzę ćwiczeń modelujących jakieś konkretne partie ciała. Nie znoszę siłowni, nudzą mnie przysiady i wszelkie treningi dywanowe. Wyjątkiem jest trening na pośladki z Mel B ale też – ileż można robić to samo. Naprawdę wolę taką ogólną aktywność fizyczną jak taniec, rower, bieganie czy rolki i tego mi nie brakuje, ale niestety – to nie wpływa na wygląd części ciała, które chciałabym poprawić. No i co zrobić, jak żyć? 😉 Póki co szukam jakiegoś kompromisu pomiędzy chęcią poprawy sytuacji a niechęcią do sposobów przybliżających mnie do tego celu. Mam nadzieję, że w maju znajdę rozwiązanie i na końcu miesiąca stwierdzę, że mogę bez obciachu nosić to cholerne bikini. Swoją drogą strasznie trudno mi znaleźć jakieś, do którego nie miałabym zastrzeżeń. Co roku ten sam problem :/
Ale przygotowanie do lata to nie tylko modelowanie poszczególnych części ciała. To też wyrobienie sobie nawyków zimą nieco zaniedbywanych. Nie będę ściemniać, jestem leniwa, zimą balsamu do ciała używam od święta, a o istnieniu środków wspomagających walkę z cellulitem zapominam całkowicie. Wypadałoby już trochę się ogarnąć 😉
Język angielski
Zaczyna się ten czas w roku, kiedy przestają dla mnie istnieć seriale. Niniejszym tracę moje główne źródło “kontaktu” z angielskim. To dla mnie spory problem, że tak mało korzystam z tego języka. Przez to utknęłam z jego nauką w miejscu, a nawet mam wrażenie, że się cofam. Postanowiłam, że maj będzie miesiącem próby wyrobienia sobie nawyku częstego kontaktu z tym językiem. I do tego wyzwania podchodzę już z konkretnymi zasadami, których przestrzegania zamierzam bardzo pilnować.
- raz dziennie – przeczytam jakiś artykuł/wpis na blogu po angielsku lub obejrzę angielskojęzycznego vloga. I tutaj prośba do Was – jeśli możecie polecić jakichś fajnych autorów, u których nie będzie mnie razić to, że żyją w innych niż nasze realiach, to będę bardzo wdzięczna za sugestie
- min. 3 razy w tygodniu – nauka słówek metodą karteczkową (fiszki) – testuję i niedługo napiszę o tym coś więcej.
- min. 5 razy w tygodniu – Duolingo – czyli nauka (a raczej odświeżanie) hiszpańskiego po angielsku. Miałam na to kiedyś straszną zajawkę, a potem jak przerwałam rytuał wieczorów z Duolingo, zupełnie zapomniałam o jego istnieniu.
Podsumowując…
Jak widać w tym miesiącu jest coś i dla ciała i dla ducha, a raczej umysłu 😉 mam nadzieję że podołam. Jeszcze raz ponawiam prośbę o jakieś fajne anglojęzyczne blogi czy nawet kanały na YouTube – dobrze aby reprezentowały one jakieś wartościowe treści, więc jeśli znacie takie miejsca, podzielcie się nimi ze mną koniecznie.
A Wy jakie macie plany rozwojowe na maj?
P.s. Chyba nie potrafię pisać krótkich wpisów. Do tego usiadłam z zamiarem “aaa, usiądę na chwilę, pyknę sobie króciutki wpis o planach na maj”. I co? I wyszło jak zwykle 😉