Cały czas czuję się jakby była pierwsza połowa listopada, a nie połowa grudnia. Może przez pogodę, może przez ten tydzień w Gruzji (wow, to było już prawie miesiąc temu :O), może przez to, że w głowie siedzą mi zupełnie inne sprawy niż kupowanie prezentów i ubieranie choinki.
Moje myśli dominuje praca i nadchodzące z nowym rokiem zmiany. Przede wszystkim postanowiłam w końcu założyć firmę, bo początek nowego roku to na to idealny moment. W tym pracowałam na umowy zlecenie i dzieło i jak sobie pomyślę o rozliczaniu PIT-ów za 2014 to robi mi się słabo. W styczniu czeka mnie wiele wyzwań. I uśmiecham się do siebie porównując swoją sytuację teraz do tej sprzed roku. Zastanawiam się czy nie napisać o tym osobnego posta, ale póki co wydaje mi się on zbyt osobisty. Teraz wcale nie jest tak kolorowo, a pod względem emocjonalnym moje życie przypomina rollercoaster, ale i tak uważam, że zrobiłam przez ten rok wielki krok jeśli chodzi o mój rozwój. Nic tego nie zapowiadało, a druga połowa roku kompletnie mnie zaskoczyła… I ja sama siebie zaskoczyłam, że podjęłam chyba każde wyzwanie, które mi zaproponowano. I za każde jestem teraz losowi bardzo wdzięczna. Wdzięczność to uczucie, które ostatnimi czasy wręcz rozsadzało mnie od środka. O innych towarzyszących mi uczuciach nie będę pisać, bo niektóre nie przeszłyby przez moja własną blogową cenzurę. Mówiłam – rollercoaster ;).
Grudzień to chyba najgorszy miesiąc dla blogerów stawiających na własne zdjęcia. Ilość dobrego światła dziennego powoduje, że jeśli nie zdążę zrobić jakichś zdjęć do godz. 11 to mogę już o nich zapomnieć.
W poniedziałek przy okazji wizyty u klienta odwiedziłam mieszkających w pobliżu Chłopaków. Wiecie, że zachciewa mi się rodzeństwa dla Luny? Nie wiem tylko czy kociego czy psiego. I nie wiem czy to “ten moment”. No ale zachciewa mi się i już! Mam wrażenie, że moja miłość do futrzastych stworzeń rośnie z każdym dniem. Chyba mam ostatnio za dużo do czynienia z ludźmi
Moje osobiste cztery łapy bardzo nie lubią zimy i niechętnie wychodzą teraz na dwór, więc jak tylko robi się nieco cieplej, wyciągam je na dłuższe spacery.
W środę zaskoczyła mnie zima. Przysięgam – ode mnie z okna nie było jej widać! Nawet na spacerze z Luną jej nie zauważyłam, zderzyłam się z nią dopiero przy samochodzie. Zawsze wiedziałam, że wożenie ze sobą przez cały rok skrobaczki i odmrażacza ma sens, tylko dzięki temu udało mi się dotrzeć w miarę na czas na spotkanie.
A widok oszronionych traw i drzew po drodze autentycznie mnie zachwycał, aż miałam ochotę zatrzymać się gdzieś po drodze i popodziwiać.
W piątek po południu zawładnęły mną uczucia o których nie chciałam pisać wyżej. Dzięki temu odkryłam świetny sposób na radzenie sobie z nimi – pies (który bezbłędnie wyczuwa moje nastroje i natychmiast mnie pociesza kiedy jestem zła lub smutna) + muzyka klasyczna i od razu robi się człowiekowi lepiej.
A to takie tam dzisiejsze pocieszajki u nieformalnej teścowej omnomnom.
Nie sądziłam, że będę musiała wspomagać się takimi postami… A jednak! Bardzo przyjemnie się czyta – Nadine zebrała sposoby swoich czytelników na magiczny grudzień.
Świetny post o akcji Szlachetna Paczka – relacja z przekazania paczki, którą papież Franciszek przygotował dla polskiej rodziny z niewielkiej miejscowości pod Radomiem.
Nigdy nie wiem czy polecać wpisy z tak popularnych blogów jak ten Pauli, ale spróbuję bo na One Little Smile znajdziecie bardzo dobry wpis, który według mnie jest swego rodzaju receptą na szczęście.
I coś na rozweselenie, dawno nie widziałam takiego słodziaka jak ten kicający maluch
A na koniec – jako że na publikację ostatniej ZdrowoManii wybrałam najgorszy czas i godzinę – na wszelki wypadek przypominam o ostatnim odcinku. Rzadko o to proszę, ale przy ZdrowoManii zawsze będę wdzięczna za udostępnianie.
Tego przeglądu miało nie być bo uznałam, że będzie zbyt nudny ale jednak zwyciężyło przyzwyczajenie. Mam nadzieję, że znajdziecie coś dla siebie. Udanego tygodnia!