Dziwny to czas w roku, bo budzi we mnie zupełnie różne, niemalże skrajne uczucia. Z jednej strony smutek z powodu końca lata, a z drugiej strony ekscytację spowodowaną zupełnie inną, jesienną energią. Latem moje priorytety są jasne – chcę korzystać z tej ukochanej pory roku i co za tym idzie, wiele rzeczy schodzi na dalszy plan. Często są to rzeczy, które bardzo lubię, ale zwyczajnie brakuje mi na nie czasu. Jesienią ten czas wraca, w mojej głowie rodzą się nowe pomysły, a i pogoda bardziej sprzyja działaniu na płaszczyźnie biznesowej, blogowej i rozwojowej…. No dobra, nie zawsze sprzyja, bo czasami aura bardziej zachęca do ukrycia się pod kocem z książką, niż do pracy… Ale ileż można leżeć pod kocem, w pewnym momencie zachciewa się działać ;).
Tegoroczna jesień zapowiada się dla mnie bardzo fajnie i ekscytująco, dlatego postanowiłam opowiedzieć Wam o swoich planach. Jeszcze nie wiem, czy rozciągną się one na całą jesień, czy z większością uwinę się we wrześniu, a w październiku wyznaczę sobie nowe cele… Stąd taki, a nie inny tytuł wpisu. Wszystko wyjdzie w praniu :).
Wizyta u kosmetologa i zadbanie o cerę od zewnątrz
Aktualnie największą zmorą mojej cery są blizny i podrażnienia potrądzikowe… Ogólnie nie będę ukrywać, że moja skóra jest po prostu poszarzała i zmęczona. Przydałoby jej się porządne złuszczanie, ale przez ostatnie dwa lata miałam milion wymówek, aby się tym nie zajmować… Pierwsza i najważniejsza (“odstawiłam pigułki, więc mogę mieć nawrót trądziku i nie opłaca się inwestować w walkę z bliznami”) straciła już rację bytu (bo funkcjonuję bez hormonów już ponad 2 lata i nie mam nawrotu trądziku). Fakt, że jak coś mi na twarzy wyskoczy, to zostawia po sobie ślad, ale traktując to jako wymówkę, nie zrobię ze sobą nic do końca życia. Ostatecznie zmotywowała mnie Gosia, która w swoich ostatnich ulubieńcach poleciła swoją kosmetolog. Poszukiwałam kogoś zaufanego, więc ochoczo skorzystałam z tej rekomendacji i zapisałam się do Natalii na infuzję tlenową. Od tego zaczęłyśmy (pierwszą wizytę mam już za sobą), ale nie jest to zabieg na blizny, więc dalej będziemy działać z kwasami.
Warsztaty z acroyogi
Od jakiegoś czasu lubimy z Wojtkiem zabawy acroyogą, ale do tej pory robiliśmy to na spontanie i totalnie amatorsko. W końcu Wojtek zaproponował, abyśmy zapisali się na jakieś zajęcia i zaczęli uczyć się tego tak na serio. Zaczęłam więc szukać takich zajęć i ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że prawie w ogóle takich nie ma! Na szczęście Agata podrzuciła mi informację o Michale Maciaszku i tak trafiłam na informację o jego warsztatach z acroyogi, które zaczynają się pod koniec września. Warsztaty te obejmują 4 spotkania, podczas których poznaje się podstawy bezpiecznej acroyogi. Już nie mogę się doczekać!
Powrót w siodło
Planowałam to już 4 lata temu, ale wtedy byłam początkującą freelancerką i zarabiałam tylko na waciki. Od tamtego czasu jednak ciągle zerkam tęsknym wzrokiem w kierunku klubów jeździeckich i marzę o tym, aby nauczyć się galopu, albo znowu pojechać w teren. Z pewnością docelowo nie będę jeździć regularnie, np. raz w tygodniu, ale chcę, aby jazda konna była dla mnie takim samym sportem jak rolki, bieganie, longboard czy taniec, czyli abym mogła sobie na nią czasami wyskoczyć, kiedy akurat będę miała na to ochotę. W tym celu pewnie przez jakiś czas będę musiała poćwiczyć intensywniej, aby potem korzystać z tego na większym luzie. Lonży mam już serdecznie dość 😉 w jeździe konnej najpiękniejsze jest to tworzenie zespołu z tym wspaniałym zwierzęciem. A jeśli dodatkowo można spędzić ten czas w terenie, na łonie natury, to mamy relaks idealny. Marzę o tym, aby któregoś jesiennego dnia pojeździć konno po dywanie kolorowych liści!
To nie wszystko, jeśli chodzi o aktywność fizyczną, mam jeszcze jeden plan, aby na coś się zapisać i wierzcie mi, że aż mnie nosi na samą myśl o tym... Ale we wrześniu/październiku na pewno nie udźwignę tego wszystkiego finansowo i czasowo, więc pewnie opowiem Wam o tym w kolejnym zestawieniu :).
Medycyna wschodnia
Gdzieś już wspominałam, że postanowiłam zająć się moim domniemanym refluksem i przetestować na sobie medycynę wschodnią. Wiem, że ten rodzaj leczenia budzi kontrowersje i wiele osób totalnie go nie uznaje, ale nie mówimy tu o szamańskich tańcach nad ogniskiem, a o czymś, co zostało zaakceptowane przez WHO. Ja wschodnie metody cenię przede wszystkim za holistyczne podejście, którego brakuje mi w medycynie tradycyjnej. Męczę się z przewlekłymi infekcjami gardła już od tylu lat i dopiero w tym roku jeden laryngolog wpadł na to, że to od żołądka. Wizytę u gastrologa mam dopiero pod koniec października, więc w międzyczasie chcę spróbować innego rozwiązania. Zresztą, aby wyrobić sobie na jakiś temat zdanie, muszę najpierw to przetestować, prawda?
Rozpoczęcie nowego cyklu na blogu
Na razie jest jeszcze w powijakach, ale jest szansa, że pierwszy wpis z tego cyklu pojawi się w tę, lub w następną sobotę rano. Chciałabym powiedzieć, że będzie to cykl cotygodniowy, ale jednak nie chcę tego obiecywać, bo moje tygodnie wyglądają różnie i czasami nie wyrabiam się nawet z przeglądem tygodnia. Zobaczymy, jak to będzie 🙂
Mały remont w mieszkaniu
Planowałam remont na wczesne lato, ale ze względów logistycznych musiałam to przełożyć na przełom sierpnia i września. Teraz okazało się, że zostałam na lodzie i nie ma kto mi tego remontu zrobić. Muszę więc znaleźć kogoś innego… Rrrraaany, jak ja tego nie znoszę! Ale chcę mieć odświeżone i wysprzątane mieszkanie na kolejną spędzoną w nim zimę, więc muszę się z tym w końcu zmierzyć.
To tyle, jeśli chodzi o te większe, nieco bardziej ambitne plany 😉 Ale oprócz nich mam też sporo mniejszych, równie ważnych lub przyjemnych. M.in. wyprawę na grzyby. Grzybów nie lubię, zbierać ich nie potrafię, ale kocham jesienny las i chętnie bym po nim pochodziła. Szczególnie, że przez całe lato unikałam lasu z powodu kleszczy…
Muszę też zaopatrzyć się w orzechy włoskie, tylko jeszcze nie wiem, czy pojadę po nie do rodziny, czy kupię od dziadków z pobliskiej wsi w środku miasta. A może i to i to, świeżych orzechów włoskich nigdy dość.
Planuję też zakup abonamentu na Netflixie. Chętnie też potrwonię trochę czasu oglądając Azję Express. Zrobię przegląd stomatologiczny. Wrócę do czytania Jeżycjady. Może pojadę jeszcze w góry, albo do Trójmiasta? Będę ćwiczyć jogę i tańczyć, ale raczej w domu.
Jednego jestem pewna – wrzesień minie mi błyskawicznie, bo mam bardzo dużo pracy.