Niezręcznie się czuję pisząc ten post, bo miało to wyglądać zupełnie inaczej. Wtajemniczyłam Was w moje poszukiwania auta, bo jak wspomniałam w poście z planami na 2018 rok – planowałam wziąć leasing na nowy samochód i chciałam podzielić się z Wami swoimi odczuciami i doświadczeniem. Ostatecznie jednak sprawy potoczyły się inaczej i w pierwszej kolejności postanowiłam uporządkować w osobnym poście cały proces kupowania samochodu z salonu. Nie z perspektywy eksperta, a po prostu osoby, która pierwszy raz zmierzyła się z takim zadaniem 😉 powiem, jak to wyglądało krok po kroku i czym ja kierowałam się przy wyborze samochodu. Prosiło mnie o to kilka osób, ale może jeszcze komuś będzie się chciało to przeczytać.
Czy opłaca się kupować auto w salonie?
Moje dwa poprzednie auta były samochodami używanymi i zakup obu kosztował mnie sporo stresu. Nie mam w najbliższej rodzinie nikogo, kto miałby doświadczenie w zakupie samochodów używanych, więc wszystkim zajmowaliśmy się my dwoje – wówczas początkujący kierowcy. I choć moje ostatnie auto kupiłam, kiedy miało już 9 lat, sama przejeździłam nim drugie tyle. Stąd wiem, że w relacji z samochodem jestem długodystansowcem i znowu szukam czegoś na około 10 lat. I właśnie dlatego postanowiłam kolejny samochód kupić już w salonie. Bez obaw, że jest powypadkowy, że felerny, że sprzedawca mnie oszuka…
Oczywiście nie obeszło się bez ostrzeżeń życzliwych ludzi, że kupowanie auta z salonu nie ma sensu, bo po przejechaniu pierwszych kilometrów samochód traci na wartości. Byli i tacy, którzy twierdzili, że straci nawet 30%. Nooo… Nie. To by było zbyt piękne dla kupujących samochody używane, ta liczba jest mocno zawyżona, a zdaje się, że ktoś pisał mi nawet o większym spadku wartości. Poza tym kiedy kupujemy samochód na 10 lat, to czy ten spadek wartości ma znaczenie? Dla mnie nie. Bo przez 10 lat będę miała względny spokój od wymiany najpoważniejszych rzeczy. Niektórzy ostrzegają też, że samochody teraz robią tak, że zaczynają się psuć po okresie gwarancji… Prawda to, czy mit? Nie wiem, przekonam się sama, zanim puszczę taką opinię w świat.
Kupowanie auta w salonie – od czego zacząć?
Opiszę ten proces, bo dla mnie wcale nie był on oczywisty. Niedawno dowiedziałam się, że na nowy samochód czasami czeka się przez wiele miesięcy! Ja miałam to szczęście, że na zakup zdecydowałam się w okresie wyprzedaży rocznika 2017. Dzięki temu mogłam kupić auto już wyprodukowane, czekające w magazynie. Wiązały się z tym pewne ograniczenia, bo np. u pierwszego dealera okazało się, że wybrany przeze mnie model jest dostępny tylko w niepodobającym mi się kolorze… No ale po kolei!
Od czego zacząć poszukiwania samochodu?
Pierwsze co musimy zrobić, to oczywiście zdecydować, jakie samochody w ogóle nas interesują. Jaki segment, rodzaj, silnik itd. Taka preselekcja jest konieczna, jeśli nie chcemy poświęcać zbyt wiele czasu na wizyty w salonach. No chyba, że ktoś ten czas posiada i uśmiecha mu się odbywanie kilkunastu jazd próbnych… Ja lubię samochody, ale bez przesady ;).
Kiedy wybierzemy kilka interesujących nas modeli, możemy umówić się na jazdy próbne, co można zrobić przez internet, wypełniając odpowiedni formularz na stronie internetowej danej marki. Później przychodzi czas na spotkania ze sprzedawcami i tutaj mam tylko jedną wskazówkę – dobrze mieć do tego dystans i być sceptycznie nastawionym. Lepiej od razu nie zdradzać swoich preferencji i np. przywiązania do marki. Warto wręcz podkreślać walory konkurencyjnych marek i aut, które bierzecie pod uwagę. To wszystko przyda się na etapie ewentualnych negocjacji. U mnie pan w jednym salonie był nieugięty, co do ewentualnych rabatów i dodatków, dopóki nie pokazałam mu wyposażenia konkurencyjnego auta w podobnej cenie. Na początku zaniemówił 😉 a potem okazało się, że jednak coś niecoś jest w stanie z ceny zejść. No i pamiętajcie, że komuś będzie trzeba odmówić… Z pewnością przyjdzie Wam to łatwiej, jeśli będziecie podchodzić do tego tematu dość chłodno.
Jazda testowa
Przed jazdą testową moim zdaniem fajnie jest obejrzeć lub przeczytać sobie jakieś testy danego modelu auta. Dzięki temu będziecie wiedzieli na co zwrócić uwagę podczas oglądania go na żywo. Powiem na takim drobnym przykładzie – ja testowałam m.in. Kia Stonic i wcześniej przeczytałam, że w tym aucie jest dość niefortunnie ulokowany próg, którym można się ubrudzić podczas wychodzenia. Odbyłam swoją jazdę, wysiadłam z samochodu, weszłam z powrotem do salonu i nagle przypomniałam sobie o tym detalu… Spojrzałam na swoją nogawkę i faktycznie znajdował się na niej piękny, zabłocony ślad ;). Na co dzień nie przejmuję się wyglądem tyłu swoich nogawek, więc zupełnie nie zwróciłabym na to uwagi. Abstrahując od tego, czy to poważny problem, chodzi mi o sam fakt zwrócenia uwagi na rzeczy, o których się wcześniej czytało lub słuchało.
Jeśli chodzi o jazdę testową, to warto poprosić, aby obejmowała ona różne odcinki drogi. Miasto, kawałek dróg podmiejskich (najlepiej takich z dziurami i krętych), fajnie też przejechać się jakąś trasą szybkiego ruchu. Tylko w takich warunkach można sprawdzić, jak auto trzyma się drogi, jak jest wyciszone, jak przyspiesza, jaką mamy w nim widoczność. Po jeździe testowej dobrze jest zrobić sobie notatki. Jeśli planujecie testować więcej samochodów, mogą się one okazać bardzo pomocne. Ja w jednym salonie przejechałam się dwoma różnymi autami pod rząd i potem miałam już problem, aby sobie przypomnieć co w którym zwróciło moją uwagę.
To co jest jeszcze bardzo ważne, to skonfrontujcie wyposażenie auta testowego z tym, które kupujecie. Niby oczywiste, ale ja przyłapałam się na tym, że w jednym samochodzie poczułam się tak cudownie i ekskluzywnie, a potem okazało się, że samochód na który mnie stać, nie miałby nawet połowy tego, co miał ten konkretny egzemplarz. A takie detale, jak wykończenie kierownicy czy jakieś srebrne elementy dekoracyjne, mają na to spory wpływ. To auto, na które mogłam sobie pozwolić, miało podstawowe wyposażenie i obstawiam, że gdybym je kupiła, po wejściu do tego swojego poczułabym się nieco rozczarowana. To samo dotyczy oczywiście też takich rzeczy, jak wersja silnika. Wybaczcie, że zaczęłam od wyposażenia, jednak jestem typową kobietą ;).
A propos wyposażenia, koloru itd… W przypadku wyprzedaży pamiętajcie, że różni dealerzy tej samej marki, mają różne stany magazynowe. Ja dość szybko zdecydowałam się na konkretny model samochodu, ale dealer, u którego miałam jazdę próbną, oferował mi go tylko w kolorze, który w ogóle mi się nie podobał (na inny musiałabym czekać 3 miesiące). Nie wyobrażam sobie, że kupuję nowe auto za kupę kasy i nie mam takiego koloru, jaki najbardziej mi się podoba… Dlatego rozesłałam zapytanie do wszystkich innych dealerów tej marki w Warszawie i zapytałam ich, co mogą mi zaoferować. Odezwało się do mnie tylko dwóch, z czego jeden miał auto w moim ulubionym kolorze i w dodatku z bardzo fajnym wyposażeniem.
Negocjacje z dealerem samochodowym?
Ok, ten jedyny odnaleziony…. Co dalej? Ano czas zakupu, a więc i negocjacji ;). Szczerze mówiąc tutaj niewiele pomogę, bo trochę inaczej kupuje się auto z wyprzedaży (które i tak jest już przecenione), a trochę inaczej takie, które dopiero ma zostać wyprodukowane. Przy tym drugim być może da się powalczyć nie tylko o niższą cenę, ale i np. o dodatkowe elementy wyposażenia. Ja kupowałam konkretny samochód, taki już wyprodukowany, w wersji w pełni spełniającej moje oczekiwania… Dlatego próbowałam jeszcze coś ugrać z ceną, albo chociaż z oponami zimowymi, ale nie udało mi się. Opony zimowe tak czy siak kupiłam u dealera (przepłaciłam), bo chciałam mieć je już od razu zamontowane. Raz, że to oszczędność czasu i mniej rzeczy na głowie, a dwa, że chciałam uniknąć sytuacji, w której nie mogę odebrać auta z powodu złych warunków pogodowych (auto salonowe kupuje się na oponach letnich).
Wracając do negocjacji – zawsze warto próbować. Nawet ja spróbowałam, choć ogólnie nie znoszę targowania się ;). Fajną cenę (ale z pewnością nie o 30% niższą ;)) można wynegocjować podczas zakupu auta wystawowego lub testowego.
Kiedy cena jest już ustalona, wpłacamy zaliczkę (u mnie było to 2000 zł) i dealer zamawia nasz samochód. Jeśli jest on już wyprodukowany, czeka się na niego zazwyczaj do 3 tygodni. W innej sytuacji czekamy na nie nawet kilka miesięcy (rekordy podobno są w Skodzie, gdzie samochód rodzi się nawet tak długo, ile trwa ludzka ciąża ;)).
Na tym etapie przechodzimy do organizowania finansowania, czyli np. finalizowania leasingu. W przypadku zakupu za gotówkę po prostu robimy przelew na pozostałą kwotę.
Rejestracja nowego samochodu kupionego w salonie
Po wpłaceniu całej wartości samochodu dostajemy od dealera dokumenty niezbędne do rejestracji. Są to:
- dowód zakupu
- świadectwo homologacji
- karta pojazdu
Do tego drukujemy i wypełniamy wniosek rejestracyjny, zabieramy swój dowód osobisty i jedziemy z tym do wydziału komunikacji. Nie musimy tego robić osobiście, można napisać upoważnienie komuś spoza rodziny i zapłacić za to 17 zł (płatne w kasie urzędu) lub komuś bliskiemu i wtedy nic nas to nie kosztuje. Rejestracja nowego samochodu będzie nas kosztować 180,5 zł i warto zapłacić to przed podejściem do okienka rejestracji. W przeciwnym razie i tak urzędnik każe Wam to zrobić podczas obsługiwania Was i na chwilę zablokujecie kolejkę.
Ubezpieczenie nowego samochodu
Kiedy macie już numer rejestracyjny swojego nowego auta, możecie (a nawet musicie ;)) wykupić ubezpieczenie. Osobiście nie wyobrażam sobie, aby przy nowym samochodzie kupować tylko OC… Nie wiem czy ktoś tak robi, jeśli tak, to podziwiam odwagę. Jeśli chodzi o wybór ubezpieczenia, to ja zawsze korzystam z Rankomatu, który pomaga znaleźć najkorzystniejsze oferty. I moim zdaniem warto to zrobić, bo w tej telefonicznej rozmowie można dopytać o różne szczegóły, pomanewrować nieco warunkami (np. przy nowym aucie może nie mieć sensu kupowanie Assistance w przypadku awarii, bo to gwarantuje nam gwarancja pojazdu) i dowiedzieć się o jakichś dodatkowych promocjach. Powiem jeszcze na moim przykładzie, że ja nigdy nie kupowałam AC, więc na to ubezpieczenie nie miałam zniżek. Ale w rozmowie telefonicznej pani z Rankomatu sprawdziła moją historię ubezpieczeniową i okazało się, że jedna firma dała mi zniżki na AC, bo miałam kiedyś przez 2 lata wykupione ubezpieczenie od kradzieży i pożaru. Obniżyło to wartość całego ubezpieczenia o kilkaset złotych! Nie pasowały mi u nich inne warunki (np. określona przez nich wartość samochodu, która była o prawie 10 tys. niższa niż cena zakupu), ale powiedziałam o tym i okazało się że można te warunki zmienić.
Co z leasingiem?
Dopiero z kompletem dokumentów możemy odebrać nasze nowe, pachnące autko i wyjechać nim na ulice. U mnie cały ten proces od wizyty w pierwszym salonie, do odebrania samochodu zajął równo miesiąc. W międzyczasie miałam dylemat, na który samochód się zdecydować, a potem przez kilka dni zapoznawałam się z umową leasingową. No właśnie, może pamiętacie, że cały temat zakupu auta wziął się na moim blogu stąd, że chciałam opowiedzieć Wam o leasingu. Ostatecznie jednak opowiem Wam dlaczego zrezygnowałam z leasingu… Ale to nie teraz, bo sami widzicie, jaką długość ma ten post…
Gdzie doradców sześć… 😉
Na koniec jeszcze kilka(set ;)) słów na temat procesu decyzyjnego. Jako że wspominałam Wam o moich planach, dostałam od Was dużo wiadomości ze wskazówkami dotyczącymi zakupu nowego auta, leasingu itp.
Ostatecznie jednak odcięłam się od wszystkich doradców. Po pierwsze dlatego, że – jak zawsze – zdania były podzielone i w ogóle nie było takiej opcji, żeby wszyscy jednogłośnie doradzali mi to samo. Po drugie dlatego, że to ja mam jeździć tym samochodem i ja mam wobec niego konkretne oczekiwania i pewne kwestie są wobec nich drugorzędne. Czytałam wszystkie Wasze wiadomości i to naprawdę wyglądało zabawnie – jedna wiadomość była za Toyotą, druga za Kią, w kolejnej ktoś narzekał na Toyotę, a w następnej na Kię… Dodatkowo ciągle ktoś pisał: koniecznie sprawdź Hondę! A byłaś w Skodzie? Moim zdaniem tylko Seat! Aaaaaaa 😀
Bardzo przydał mi się w tym wszystkim zdrowy rozsądek. To, że ktoś ma problem z Toyotą Avensis z rocznika dajmy na to 2014, nie oznacza, że moja Toyota Auris z 2017 będzie miała identyczny defekt. Ktoś napisał też, że w Kia problemem jest rdza. No tak, jak wpiszemy w Google “Kia Ceed rdza”, to faktycznie znajdzie nam jakieś wątki na forach o zardzewiałych Ceedach… Ale jak wpiszemy hasło “Toyota Auris rdza”, to sytuacja będzie identyczna!
U mnie o wyborze samochodu zdecydowały przede wszystkim dwie rzeczy – moje samopoczucie w tym aucie, na co składa się też widoczność… I druga, już bardziej drugorzędna sprawa to wyposażenie, które w jednym z aut było dużo lepsze. No i tak się składa, że w tych dwóch kwestiach było 2:0 dla Kianki. Auris bardzo podoba mi się wizualnie, marka Toyota wzbudza we mnie zaufanie, wiem, że mają dobre silniki i niezły serwis… Ale co mi po pięknym samochodzie, jeśli miałam w nim gorszą widoczność. Śmiem twierdzić, że szybko przestałby być taki piękny ;). Kiedy dokonałam rezerwacji tej jedynej Kianki, intuicja podpowiedziała mi, że nie będę żałowała. Ja w tym samochodzie już od pierwszej jazdy testowej poczułam się jak w swoim, chociaż bardzo różni się od mojego osiemnastolatka. A takie kwestie jak rdza… Będę się nimi martwić, jeśli w ogóle będą mnie dotyczyć. O ile w ogóle jest się czym martwić, bo są w życiu poważniejsze problemy niż rdza 😉 mój obecny samochód rdzewieje od jakichś 6 lat i nie poświęciłam nawet minuty swojego życia na zamartwianie się z tego powodu.
Podsumowując…
Dla mnie samochód jest ważnym przedmiotem, bo odpowiada za moje bezpieczeństwo i jest środkiem do realizacji wielu celów podróżniczych, nawet tych niewielkich. Proces poszukiwania tego jedynego auta wzięłam w 100% na siebie i powiem Wam, że to było bardzo przyjemne doświadczenie… A raczej byłoby, gdyby nie te moje leasingowe plany, przez które to wszystko w pewnym momencie zrobiło się stresujące. Teraz sobie myślę, że mogłam od razu odpuścić i w ogóle nie zawracać sobie tym tematem głowy. No ale i tak najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło i że teraz cieszę się już autem, które mam nadzieję (odpukać?) zostanie ze mną na długie lata.
Na koniec polecam Wam jeszcze trzy wywiady na YouTube, które warto obejrzeć przed rozpoczęciem poszukiwania samochodu. Ja obejrzałam je już po fakcie, ale okazało się, że intuicyjnie postępowałam podobnie, jak radzi ekspert w kupowaniu nowych samochodów 😉