To był rewelacyjny tydzień, z kilku powodów. Pierwszy i najważniejszy – zrobiliśmy razem coś dobrego! Uwielbiam to, że razem tworzymy zespół i możemy dzięki temu zdziałać więcej, niż w pojedynkę. Uzbieraliśmy kilka tysięcy złotych na rehabilitację pani Róży! Do pełnej zrzutki jeszcze trochę brakuje, ale to dotychczasowe wsparcie nie jest bez znaczenia. Bardzo Wam za nie razem z Panią Różą dziękujemy! Oczywiście cały czas można coś dorzucić, jeśli ktoś ma ochotę pomóc.
Wiosna w pełni. Kocham. Jak cudownie zrzucić z siebie wreszcie czapki, szaliki, ciężkie kurtki i buty…
Spędziłam w tym tygodniu mnóstwo czasu na zewnątrz. Wyspacerowałam się z przyjaciółką, z mamą i bratanicą, z Luną, z Wojtkiem… Zrobiło się tak cudownie zielono! To najlepszy czas na spacery uważności.
Zrobiłam sobie też dwie wycieczki za miasto. Pierwszą do Magdy:
A drugą do rodziny na wieś. Tym samym wybił mi pierwszy tysiak na liczniku!
Wyjazdy na wieś zawsze oznaczały dla mnie problemy z odżywianiem, więc wyjeżdżając tam zabieram ze sobą lunch boxa tym razem okazało się, że niepotrzebnie, bo udało mi się uratować trochę bezmięsnej zupy, zanim została okraszona (choć przecież “słonina to nie mięso” :D). I powiem Wam, że była przepyszna! Tak samo jak kanapki z pomidorem i ogródkowym szczypiorkiem u drugiej cioci.
Ale najlepiej karmi moja siostra, u której nocuję – przygotowała dla mnie wegetariański gulasz <3 a ja odwdzięczyłam się niedzielnym śniadaniem.
A weekend na wsi minął mi tak:
Czyli rodzinnie, słonecznie… Już bardziej letnio, niż wiosennie. Cudownie.
Wróćmy jednak do Warszawy i poprzednich dni, bo mam z nich jeszcze parę fotek, totalny misz-masz. W poniedziałek np. zatrudniłam nowego fotografa, w postaci mojej mamy, aby zrobić zdjęcia do wpisu na bloga. Jestem z niej dumna, dała radę.
W czwartek rozpoczęłam akcję pt. “wiosenne porządki”. W tym tygodniu na blogu pojawi się wpis z moją listą wiosennych porządków.
A podczas widocznych wyżej nagrań powstał odcinek z wegańskim spaghetti bolognese.
W piątek wybraliśmy się na mały shopping, podczas którego m.in. zachorowałam na hulajnogę. I zapolowałam na nowe okulary przeciwsłoneczne, bo Wojtek zgubił swoje, które mu podkradałam i które były moimi ulubionymi! Często pytacie mnie, gdzie kupuję okulary przeciwsłoneczne… Ja od kilku lat jestem wierna Paris Optique.
Niestety te zgubione okulary były dostępne już tylko w wersji z fioletowymi szkłami, która mi się nie podoba, więc musiałam zadowolić się innymi. A te fioletowe kupił Wojtek, więc kto wie, może się do nich przekonam
Później pojechaliśmy na pyszne jedzonko do Dżungli, która pojawiła się w jednym z moich zestawień z warszawskimi wege knajpkami.
A skoro już jesteśmy przy jedzeniu… Nie zawsze jest super zdrowo i kolorowo ale czasami musi być po prostu pysznie, bo jedzenie to jedna z największych życiowych przyjemności.
W szczególności, kiedy spożywa się je pod gołym niebem, w ciepły wieczór!
No i a propos wieczorów… W czwartek Wojtek świętował narodziny Worqshop Bejbi, a my z Luną poćwiczyłyśmy jogę i cieszyłyśmy się pierwszą, wiosenną burzą! Niestety nie udało mi się uchwycić jej na zdjęciu ;).
Czyżbym przebrnęła przez wszystkie zdjęcia z tego tygodnia?
Najpierw zapraszam na pierwszego w tym sezonie rowerowego, warszawskiego vloga:
A potem zachęcam do nadrobienia wpisów z tego tygodnia, może coś przegapiliście.