Nie jestem idealna jeśli chodzi o zarządzanie sobą w czasie. Nie raz prosiliście mnie o napisanie posta o mojej organizacji czasu, ale u mnie coś takiego jak organizacja czasu za bardzo nie istnieje. Prowadzenie własnej działalności, dość poczytnego bloga i 2 kanałów na YouTube to praca na co najmniej 2 etaty. Z doświadczenia wiem, że pracując nad tyloma projektami, nie da się robić wszystkiego na 100%, dlatego u mnie zawsze coś schodzi na dalszy plan (najczęściej jest to blogowy kanał na YT). Bywa, że również w życiu prywatnym coś musi ucierpieć… Czasami jest to związek, czasami relacje ze znajomymi, a czasami porządek w mieszkaniu. Na początku, kiedy dopiero uczyłam się tym wszystkim zarządzać, żyłam w dużym chaosie i popełniałam wiele błędów. Dziś już wiem, na co traciłam czas i nauczyłam się lepiej nim zarządzać. Opowiem Wam dziś o moich 5 sposobach na oszczędzanie czasu w życiu codziennym, dzięki którym mogę oddać się swoim pasjom i pracy, a i moje zdrowie i życie prywatne dużo na tym zyskuje :).
1. Niektóre moje posty na bloga częściowo powstają w plenerze, na dyktafonie w telefonie. Wena dopada mnie w przeróżnych momentach, a czasami w nietypowych sytuacjach w głowie układają mi się całe zdania. Wtedy nawet mam wrażenie, że brzmią najlepiej, więc szkoda mi je utracić. Pisać na telefonie nie znoszę, dlatego postanowiłam wykorzystywać funkcję dyktafonu i po prostu mówię do telefonu to, co chciałabym napisać w poście. To samo dotyczy odnotowywania sobie pomysłów na kolejne punkty w postach z “wyliczankami”, np. tym jesiennym. Ale nie martwcie się, nie robię tego przy ludziach – wena najczęściej dopada mnie podczas spacerów z psem :).
2. Pokochałam zakupy spożywcze online. Zakupy w supermarketach są niesamowicie czasochłonne. Niestety wciąż jeszcze zdarza mi się je robić, kiedy potrzebuję czegoś na szybko, a akurat przejeżdżam obok jakiegoś marketu… Ale już nie raz się przekonałam, ze to straszna strata czasu. Zakupy online mają to do siebie, że można je zrobić wszędzie. Jadąc metrem, czekając na danie w knajpce, na spacerze z psem, czekając na kogoś przed spotkaniem… Ostatnio na potrzeby tego posta robiłam zakupy podczas masażu ciała w gabinecie SPA. Pan masował mi nogi, a ja wybierałam dla siebie warzywka. Taki multitasking to ja lubię 😉
I tak, Frisco.pl jest partnerem tego wpisu, ale nie zobowiązano mnie do wychwalania tego sklepu pod niebiosa :). Niemniej muszę wspomnieć, że korzystałam z niego już wcześniej i zupełnie prywatnie polubiłam zakupy w tym miejscu za 4 rzeczy:
- możliwość tworzenia list zakupowych, czyli np. zestawu często kupowanych warzyw lub owoców, dzięki czemu zakupy są znacznie szybsze. Doceniam to szczególnie w takiej sytuacji jak podczas tego masażu, bo dzięki temu zakupy zajęły mi 5 minut, a przez resztę czasu mogłam oddać się czystemu relaksowi.
- możliwość zakupu różnorodnych cenowo pakietów “Podziel się posiłkiem”, które nie trafiają do naszych domów, a bezpośrednio do osób potrzebujących. Przy okazji swoich zakupów do domu, bez żadnego wysiłku można więc pomóc innym. Dla mnie to świetna sprawa i wielki plus dla sklepu za tę inicjatywę.
- dużą ilość świeżych produktów BIO w całkiem przystępnych cenach.
- zmorą zakupów online są plastikowe reklamówki i opakowania. Podczas moich pierwszych zakupów w innym supermarkecie poraził mnie fakt, że każdą, dosłownie KAŻDĄ rzecz dostałam w osobnej siatce :O. Na Frisco.pl jest pod tym względem lepiej. Pojedyncze opakowania produktów świeżych są wykonane z folii, ale siatek było znacznie mniej. Wypełniając ankietę po zakupach zawsze piszę o tych siatkach i liczę na to, że to będzie szło ku lepszemu :).
Dawno temu przed moimi pierwszymi zakupami online miałam obawy, czy produkty świeże (warzywa i owoce) będą wyglądały tak dobrze, jakbym wybierała je osobiście. Szybko pozbyłam się tych obaw, bo nigdy nie miałam zastrzeżeń co do ich jakości. A że wybierania produktów świeżych w markecie bardzo nie lubię, to z przyjemnością zdaję się na to, co zapakują mi osoby obsługujące zamówienia.
Tak na marginesie – jestem ciekawa Waszych doświadczeń z zakupami online, mam nadzieję, że są równie pozytywne.
3. Staram się, aby oglądanie filmów na YouTube czy słuchanie podcastów było jedynie tłem dla innej czynności. Oczywiście nie da się w ten sposób oglądać fajnie zmontowanych, dynamicznych daily vlogów czy filmów z podróży… Ale jeśli ktoś kręci długie i monotonne vlogi, a ja chcę je obejrzeć z samej sympatii do twórcy, to zawsze traktuję to jako tło. Podobnie jest z produkcjami YouTuberów czy podcastami, które trwają powyżej 30 minut. Są idealne np. do kąpieli lub zmywania! Jeśli chodzi o podcasty to mogę polecić np. te z bloga Więcej niż zdrowe odżywianie, a na YouTubie takim hitem jest dla mnie ostatnio kryminalna seria na kanale Stanowo.com.
4. Unikam odbiorów osobistych w sklepach internetowych. Przejechałam się na tym już nie raz! Chcąc zaoszczędzić kilkanaście złotych na przesyłce, wybierałam opcję odbioru osobistego, bo to przecież “niedaleko”, “po drodze” itp. A później okazywało się, że zmieniały mi się plany i coś przestawało być “po drodze”, a dotarcie nawet “niedaleko” zajmowało mi około godzinę lub dwie, bo na przykład utknęłam w korku albo w miejscu odbioru była kolejka. W takiej sytuacji zawsze jestem na siebie wściekła, bo przecież czas to też pieniądz, co odczuwa się szczególnie kiedy pracuje się na swoim. Godzina mojego czasu jest cenniejsza niż te 15 zł za przesyłkę. Wciąż jeszcze zdarza mi się wpadać w pułapkę tej pozornej oszczędności, ale staram się już tego unikać.
5. Nie żałuję czasu na relaks. Ten punkt może Wam się wydawać dziwny, ale w moim odczuciu jest bardzo istotny. Kiedy jestem zmęczona, każdą czynność wykonuję co najmniej dwa razy dłużej, bo mam problemy z koncentracją. Co chwilę się rozpraszam, poszukuję choć odrobiny wytchnienia, więc zaczynam błądzić gdzieś po sieci, co wcale nie przybliża mnie do wykonania zadania. Dlatego nie żałuję sobie czasu na spacer z psem czy jogę w środku dnia, bo to pomaga mi pracować efektywniej i co za tym idzie – oszczędzać czas. Oczywiście bywają dni, kiedy nie mogę sobie na to pozwolić i rezygnuję z jogi, a psa wyprowadzam tylko pod blok, ale to są wyjątkowe sytuacje. Zazwyczaj staram się znaleźć w ciągu dnia czas na taki krótki restart, nawet jeśli przez to kończę pracę trochę później (ale dzięki tym przerwom jest ona mniej męcząca).
Dzięki tym 5 prostym sposobom, tygodniowo oszczędzam ok. 10 godzin. Sporo, prawda? Ciekawa jestem, które z tych sposobów również stosujecie w swoim życiu 🙂 możecie też oczywiście podzielić się innymi patentami na oszczędność czasu, chętnie się zainspiruję :).
Wpis powstał w ramach współpracy z Frisco.pl