Na wstępie muszę się Wam przyznać, że przez kilka dni zastanawiałam się czy ostatecznie dodawać tu tę recenzję, czy sobie ją odpuścić. Ostatecznie postanowiłam, że podzielę się swoimi wrażeniami, co w sumie nawet trudno nazwać profesjonalną recenzją. Książka Julity Bator “Zamień chemię na jedzenie” pojawiła się już na wielu blogach i wiele na jej temat zostało już powiedziane, a ja nie chcę powtarzać tych ogólnych informacji.
Osobiście spotkałam się z samymi pozytywnymi recenzjami, a pod nimi pojawiały się liczne komentarze osób, które tej lekturze zawdzięczają zmianę nawyków żywieniowych. I tutaj muszę przyznać, że te komentarze trochę mnie zaskoczyły. Nie spodziewałam się, że wśród “ludzi internetu” 😉 jest tak wiele osób, które dopiero pod wpływem tej lektury zaczęły zwracać uwagę na to, co jedzą. Chociaż może nie powinno mnie to dziwić – sama czasami niemal łapię się za głowię kiedy w supermarkecie widzę, co ludzie mają w koszykach. Nie wiem jednak czy to jest kwestia ich niewiedzy czy świadomego wyboru – kupują to, co jest według nich smaczniejsze, tańsze, prostsze do wykonania… I nie obchodzi ich skład czy wysokie przetworzenie, a tym samym mniejsze wartości danego produktu. Jeśli takie osoby przeczytają tę książkę i pod jej wpływem zmienią swoje podejście – super.
Ja jednak nie zaliczam się do tego grona i chyba miałam zbyt wysokie wymagania co do tej lektury. Po zakończeniu czytania stwierdziłam, że znacznie więcej uczę się czytając artykuły w sieci lub blogi o zdrowym lifestyle’u i że na nich wiedza ta jest lepiej przedstawiona.
Do czego się przyczepię? Ano na przykład do tego, że autorka nie raz podkreśla, że nie jest specjalistką od diet eliminujących znane od stuleci ingrediencje, a chce się skupić wyłącznie na dodawanej do produktów spożywczych chemii. I dlatego nie pisze np. zbyt wiele o szkodliwości soli (to nic, że ta zasada nie przeszkadza jej w poświęceniu pół rozdziału na pisanie o szkodliwości pszenicy 😉 ). A z tych informacji o chemii nie wyniosłam zbyt wiele, gdyż legenda oznaczeń dodatków do żywności jest dość… hmmm. Mętnie wyjaśniona? Za dużo w niej “chyba, może, prawdopodobnie”… Ja wiem, że o takich rzeczach trudno napisać z pełną odpowiedzialnością i pewnością, że coś jest szkodliwe, ale właśnie dlatego nie każdy o tym pisać powinien. W sumie jeśli miałabym podsumować co warto ściągnąć z tej książki to chyba tylko listę tych bezpiecznych dodatków. Pozostałe oznaczenia (a są jeszcze 3, wszystkie oparte na “mogą być szkodliwe, prawdopodobnie są niebezpieczne, niewykluczone, że są toksyczne” i innych tego typu wyrażeniach) niewiele wnoszą.
W książce oprócz obnażania składów produktów i wskazówek dot. robienia zakupów znajdziemy jeszcze przepisy. Cytując tylną okładkę “aż 83 łatwe przepisy”. A wśród nich… “Przepis” na bułkę tartą (zmielić suchą bułkę), sok owocowy (wycisnąć owoce w sokowirówce), czy np. takie perełki jak kefir, który wykonujemy z mleka i… sklepowego kefiru. Oraz jogurt naturalny, do wykonania którego potrzebujemy mleka i – a jakże – jogurtu naturalnego. Za te dwie perełki podziękuję, w sklepie można kupić dobry kefir i jogurt, jakoś nie widzę sensu wykonywania go samodzielnie i to w oparciu o te same produkty w wersji gotowej. Jest też kilka przydatnych przepisów, ale o tych “perełkach” piszę ku przestrodze – nie sugerujcie się tymi 83 przepisami o których mówi okładka.
I na koniec żeby nie było, że tylko się czepiam… Ja ogólnie popieram wszystko, co propaguje zdrowy styl życia, dlatego cieszę się, że powstają takie książki. Nawet nie mam za złe autorce, że pisze o takich strasznie oczywistych rzeczach, wszak na blogach też przeczytamy, żeby nie kupować jajek z numerem 3 czy żeby wybierać pełne ziarno. Ba, ja sama też o tych oczywistościach piszę. Właśnie przez te supermarketowe koszyki innych ludzi, to one przypominają mi, że w kwestii uświadamiania polskich konsumentów jest jeszcze sporo do zrobienia.
Ogólnie książka jest fajna, ale nie dla każdego. Jeśli macie już sporą świadomość w kwestii współczesnej żywności – możecie się nieźle wynudzić czytając co siedzi w smakowych jogurtach albo parówkach. Jeśli natomiast czujecie niedosyt wiedzy z zakresu dobierania odpowiednich produktów – ta lektura może się Wam przydać.