Umiejętne zarządzanie swoim życiem polega m.in. na ciągłym ulepszaniu go. Wdrażanie dobrych nawyków jest jednym z najważniejszych elementów tej praktyki. Wymaga to jednak sporego wysiłku i mobilizacji, na co nie zawsze mamy chęci… Bo po co się wysilać, skoro bez jakiegoś nawyku też nieźle nam się funkcjonuje? Cóż, po to, aby poczuć się lepiej, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Bo przecież nawet jeśli jest dobrze, to zawsze może być lepiej!
Postanowiłam regularnie wdrażać w życie jakieś drobne, dobre nawyki i dzielić się tym z Wami w ramach nowego cyklu. Bo może kogoś przy okazji do czegoś zainspiruję? W każdym takim poście pojawi się max. 5 takich bardzo prostych rzeczy, nad którymi aktualnie będę pracować. Jak być może wiecie, aby jakaś czynność weszła nam w krew i stała się nawykiem, potrzebujemy około miesiąca regularnego wykonywania jej. To niewiele, a korzyści z wprowadzanych nawyków często odczuwamy znacznie wcześniej.
Oto dobre nawyki, nad wdrożeniem których aktualnie pracuję:
Woda z cytryną o poranku
Banał. Mnóstwo osób to robi, a ja cały czas miałam z tym problem. A dlaczego w ogóle warto to robić? Cóż, daleka jestem od gloryfikowania tego prostego napoju jak to jest robione w wielu artykułach. Mam wątpliwości czy ta odrobina soku z cytryny dodana do wody to faktycznie taki “zastrzyk witaminy C”, jak często jest podkreślane. Akurat cytryna wbrew popularnemu mitowi nie jest owocem szczególnie bogatym w witaminę C, więc trudno mi traktować tę jej niewielką ilość w szklance wody jako “zastrzyk witaminowy”. Jednak to nie z powodu tej witaminy chcę w ten sposób zaczynać dzień… Taka szklanka wody świetnie pobudza organizm, stanowi dla niego też pierwszą dawkę nawodnienia po nocy i to dla mnie już wystarczające powody, aby po ten napój o poranku sięgać. Być może niedługo przy okazji innego posta napiszę na ten temat coś więcej.
Przesunięcie godzin snu
Och, nigdy nie byłam zwolenniczką wczesnego wstawania i wkurzają mnie teorie, że tylko wstając o świcie można doświadczyć niesamowitej produktywności, oświecenia i kto wie czego tam jeszcze. I w zasadzie nic się w tej kwestii nie zmieniło, nie mam zamiaru rezygnować ze spania do tej godziny, do której mój organizm ma ochotę. Rzecz w tym, że te 7-8h snu w zupełności mu wystarcza i z automatu wcześniejsze chodzenie spać przekłada się na wcześniejsze wstawanie. Wystarczy kilka dni wstania o nieludzkiej porze jaką dla mnie jest np. 5 i wieczorami przed 22 oczy same są zamykają… A kiedy zasypiam o 22, znowu budzę się ok. 5-6, z tym że już wyspana. Z tego można zrobić nawyk! Ostatnio uświadomiłam sobie, że ten poranny czas jest idealny na pisanie bloga. Nie lubię pracować z łóżka, ale blogowanie jest dla mnie jak relaks, dlatego aby poodpisywać na komentarze albo napisać nowy post, nawet nie muszę wychodzić spod kołdry. Moje wieczory często i tak są bezproduktywne i marnuję je na głupoty, a kiedy przesuwam sobie ten wolny czas na wczesny poranek, korzysta na tym blog.
Ten nawyk za chwilę napotka przeszkodę, a mianowicie zmianę czasu. Tę wiosenną zawsze kiepsko znoszę, po niej dopada mnie przesilenie wiosenne. Minie trochę czasu zanim pogodzę ten nawyk z nowymi godzinami, ale na pewno warto spróbować.
Czytanie książki przed snem
W ciągu dnia nie zawsze jest czas i przestrzeń w głowie na czytanie książek. Niestety nie potrafię się skupić na przyjemnościach kiedy wiem, że mam coś jeszcze do zrobienia. Ale wieczór to inna bajka. Kiedyś te ostatnie chwile przed snem wykorzystywałam jeszcze na “ogarnianie internetów”, a jakiś czas temu postanowiłam wyłączać komputer wcześniej i w łóżku czytać min. 1 rozdział książki. Nawyk ten wchodzi mi z dużą łatwością i oczywiście przyjemnością. Czasami przeczytam jeden rozdział, czasami pięć… Ale zawsze dzięki temu się wyciszam i szybciej zasypiam. Uwielbiam to. Wieczorami stawiam na książki z ciekawą fabułą, o tej porze dnia unikam tych rozwojowych.
Wydłużanie czasu offline przy okazji jogi
Zajęcia jogi to ta jedyna godzina w ciągu dnia, która jest wyłącznie dla mnie. Po godzinnej sesji jestem cudownie zrelaksowana, ale poczucie obowiązku zawsze zmuszało mnie aby zaraz po wyjściu z sali włączać telefon i sprawdzać maila. Od jakiegoś czasu walczę z tym złym nawykiem i staram się zamienić go na dobry, czyli wydłużać swój czas offline od momentu wyjścia z domu do powrotu do niego. Na początku było ciężko, miałam silnie zakorzeniony nawyk sprawdzania co się działo przez tę godzinę “odcięcia od świata”… Teraz włączam telefon i sprawdzam, czy np. nie poszukuje mnie jakiś kurier (często zjawisko, że przyjeżdżają akurat wtedy, kiedy jestem na jodze), ale do maila siadam dopiero w domu przy komputerze.
Nad tymi czterema nawykami pracuję od kilku tygodni i idzie mi świetnie. Do tego stopnia, że już planuję zacząć wdrażać kolejne. O nich jednak napiszę, za jakiś czas, kiedy już będą “w toku”. Wtedy będę mogła Wam opowiedzieć jak mi idzie.
Pracujecie teraz u siebie nad jakimiś nawykami? Może mnie do czegoś zainspirujecie 🙂