Nie sądziłam, że to kiedyś nastąpi, ale Wasze maile przekonały mnie, że warto spróbować… Co jakiś czas piszecie do mnie wiadomości z prośbą o radę, jak przekonać partnera do zdrowego stylu życia. To dość częsty schemat, że kobieta staje się świadomą konsumentką, zaczyna dbać o domowe posiłki i o aktywność fizyczną w rodzinie, a facet… Cóż. Życie faceta jest za krótkie aby odmawiać sobie karkówki z grilla i Coca Coli. Choć wydaje mi się, że w tej kwestii już idzie ku lepszemu i ten “model związku” można już traktować jak stereotyp.
Pytacie jak to jest u mnie… U mnie nie ma podziału na posiłki zdrowe dla mnie i niezdrowe dla niego… Ale nie oznacza to, że zawsze jemy to samo. Każdy z nas ma jakieś swoje “fanaberie” żywieniowe 😉 ja unikam mięsa i produktów mlecznych, a mój Wojtek eksperymentuje z ograniczeniem glutenu. Jeśli chodzi o aktywność fizyczną to też każdy z nas ma jakieś swoje preferencje, ale też znaleźliśmy na tym polu rzeczy, które możemy robić razem. Długie spacery z psem i wycieczki rowerowe to oczywistość, ale oprócz tego zdarza nam się na przykład chodzić razem na squasha, a ostatnio też ćwiczyć jogę. Nie ukrywam, że jest to dla mnie bardzo ważny aspekt związku i gdybym dziś szukała partnera, na pewno miałoby dla mnie znaczenie jego podejście do sportu i odżywiania. W naszym przypadku było prościej – w tym roku stuknie nam 13ta rocznica, a zdrowy styl życia prowadzimy od kilku lat, więc przez cały ten proces zmian przechodziliśmy wspólnie.
Po sesji zdjęciowej do tego wpisu byliśmy tak głodni, że zjedliśmy sałatki owocowe zanim zdążyłam zrobić im zdjęcie 😉 a ten brązowy placek obok nas to oczywiście Lunasek pochłonięty gryzieniem patyków.
Wracając jeszcze do Waszych maili… Doskonale rozumiem te rozterki, bo przecież to oczywista sprawa, że jak kogoś kochamy, to zależy nam na jego zdrowiu, dobrym samopoczuciu i przede wszystkim podobnym podejściu do dość kluczowych w życiu spraw. Co prawda nie znam pary, która rozstałaby się z powodu innych upodobań żywieniowych, ale tu nie chodzi tylko o wybory pomiędzy kabanosem a rzodkiewką. To znacznie głębsza sprawa i jak już wspomniałam wyżej – miałabym duży problem, aby żyć w związku z facetem, który żyje zupełnie inaczej niż ja.
I w końcu olśniło mnie, że skoro ja (podobno ;)) w jakiś sposób inspiruję Was do pozytywnych zmian i troski o zdrowie, to może Wojtek we własnej osobie przemówi do niektórych facetów. Ani on ani ja nie chcemy nikogo w agresywny sposób nawracać, a jedynie inspirować i pokazywać na swoim przykładzie, że zdrowy styl życia jest fajny (i prosty!). Dla dobra sprawy postanowiłam więc zrobić coś, co miało nigdy nie nastąpić. Wojtek pojawi się na moim blogu 🙂 co prawda jest na nim cały czas jako zaplecze techniczne, fotograf i wielkie wsparcie dla mnie, ale teraz zostanie poniekąd współautorem. Oczywiście nie pozwolę mu się wygryźć, wpisy o tematyce męskiej będą pojawiać się tylko od czasu do czasu… Ale wierzę, że okażą się przydatne i wniosą tutaj jakiś powiew świeżości.
Nie mamy zamiaru kreować się na nową fit-couple polskiego internetu. Naszym celem nie jest wcale bycie fit, tylko po prostu zdrowe życie. Nazwa healthy-couple chyba bardziej by pasowała, więc niniejszym uruchamiam taki tag na blogu i pod nim znajdziecie pozostałe wpisy z tej serii.
Nowy cykl na blogu zainspirował nas do zabawy z jogą dla par. Tak, zabawa to dobre słowo, nie traktujcie załączonych do wpisu zdjęć jako instruktażowych, to tylko nasze (pierwsze) próby.
W pewnym momencie okazało się, że mamy widownię, która biła nam brawo 😀 ale oklaski należą się też tej nauczycielce, która sprytnie wybrnęła z sytuacji “jak wytłumaczyć dzieciom, że jakaś para wariatów przyszła do parku robić jakieś wygibasy” 😉
Aż mnie korci aby napisać teraz o naszych pierwszych wrażeniach w związku z tymi jogowymi akrobacjami 😉 ale jest na to jeszcze ciut za wcześnie, więc pewnie za jakiś czas pojawi się nowy, wspólny post na ten temat.
Mam nadzieję, że nowy cykl Wam się spodoba i że wyniesiecie z niego coś dla siebie i swoich drugich połówek!