Miałam taki weekend, że zupełnie przyćmił on cały ubiegły tydzień i przez dłuższą chwilę musiałam sobie przypominać, co właściwie się wtedy działo… Dobrze, że są zdjęcia. A teraz w ten poniedziałkowy poranek przypomniałam sobie, dlaczego nie lubię zbyt często wyjeżdżać. Każdy wyjazd to dla mnie totalne oderwanie od rzeczywistości, do której ciężko potem wrócić. Po powrocie z jakiegokolwiek wyjazdu (choćby do rodziny) nie potrafię następnego dnia ot tak wstać rano i zabrać się do pracy. Nierozpakowane bagaże, kiepsko wyposażona lodówka i spory nieład dookoła sprawiają, że nie czuję odpowiedniej atmosfery. Dlatego po powrocie zawsze staram się planować sobie jeden dzień względnego luzu na spokojny rozruch.
I po Żoliborzu.
Gdzie udało mi się spotkać z Magdą z Feminine i m.in. zrobić trochę zdjęć jej uroczej córeczce <3.
Nie odmówiłyśmy sobie też kilku pyszności
W tym tygodniu odwiedziłam też w końcu kultową wegańską burgerownię jaką jest Krowarzywa. Wiem, że strasznie późno, ale kiedy nosiłam aparat, o jedzeniu burgerów na mieście nie było mowy, a potem jakoś było mi nie po drodze. Teraz na pewno będę tam częstszym gościem, bo pozytywnie zaskoczyły mnie ceny i oczywiście smak! Choć tu i tak byłam nastawiona na bardzo pozytywne doznania ;).
A propos cudownego smaku, to młody bób absolutnie wymiata. Niestety muszę sobie dozować tę przyjemność, więc kupiłam tylko pół kilograma i jeszcze poszłam z nim do mamy, aby przypadkiem nie kusiło mnie aby zjeść to wszystko samodzielnie. Teraz bób jest drogi (10 zł za 0,5 kg), ale według mnie najlepszy. Krótko trwa ten moment kiedy zarówno cena jak i smak są bardzo w porządku.
A w sobotę miałam przyjemność być na rewelacyjnym weselu, pod samą wschodnią granicą, w pięknym Pałacu Cieleśnica.
Park obok pałacu obfituje w wiele urokliwych zakątków…
Nie mogłam sobie odmówić uchwycenia gry świateł podczas “golden hour”
Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie też menu – dość lekkie, oparte w dużej mierze na warzywach z własnej eko hodowli pałacu. Goście żartowali, że pan młody ustalał menu z Anią Lewandowską, a ja najadłam się aż do przesady, podczas gdy często na weselach nie mam co jeść. Cóż, jedno wielkie LOVE
A niedziela to już chillout w pięknym, drewnianym domu za miastem, w przemiłej, rodzinnej atmosferze i w towarzystwie takiej oto gromadki…
Przyznam, że marzy mi się takie stadko szczególnie kiedy jest ze sobą zakumplowane. Po raz pierwszy na własne oczy widziałam tak zaprzyjaźnionych przedstawicieli gatunku psiego i kociego. Luna od ponad 3 lat nie potrafi złapać kontaktu z kotem mojej nieformalnej teściowej, a tutaj zwierzaki te bawiły się ze sobą, psy obdarowywały kota soczystymi buziakami i nikt nie miał z tym problemu.
Coraz intensywniej myślę o dzierżawie jakiejś działki za miastem… Brakuje mi własnego kawałka ziemi.
Cinque Terre – informacje praktyczne.
Przepis na chapati i wstęp do serii o kuchni indyjskiej.
Definicja świadomego konsumenta i trudne wybory.
Na kanale pojawił się też ostatni vlog z Włoch.
I to niestety wszystko, bo wygląda na to, że wzmożona praca nad własnym blogiem nie sprzyja przeglądaniu innych miejsc w sieci. Cóż, coś za coś.
Życzę Wam udanego tygodnia, mam nadzieję, że zaczął się bardziej energicznie niż mój