Zapraszam Was dziś na post z kilkoma fajnymi rzeczami, które towarzyszyły mi we wrześniu. Dla chętnych tradycyjnie film:
Ostatnimi czasy zauważyłam u siebie sporą niechęć do makijażu i najchętniej ograniczyłabym go tylko do tuszowania rzęs i używania pomadki ochronnej. W związku z tym postanowiłam wreszcie wziąć się trochę za moje „pamiątki po trądziku”, aby czuć się w takiej wersji bardziej komfortowo. Z pomocą przyszedł filmik Gosi, w którym poleciła swoją kosmetolog Natalię Mierzwę. Postanowiłam zacząć od przetestowania polecanego przez Gosię zabiegu, a przy okazji porozmawiać z Natalią o mojej sytuacji. Już na pierwszej wizycie bardzo dużo mi się rozjaśniło! Dosłownie i w przenośni 😉 bo raz, że rozjaśniła się moja cera, a dwa, że dowiedziałam się, co dokładnie jest moim problemem i jak mogę z tym walczyć. Dodatkowo Natalia jest przesympatyczną osobą, a w jej gabinecie można poczuć się jak na spotkaniu z przyjaciółką. Niedługo napiszę post z moją aktualną pielęgnacją i opisem zabiegów, wtedy chętnie opowiem Wam coś więcej, a teraz chciałabym powiedzieć o dwóch produktach, które poleciła mi Natalia i które zdecydowanie stały się moimi „ulubieńcami” września.
Pierwszym z nich jest pianka do mycia twarzy EO Laboratorie (na opakowaniu jest napisane, że producent to EO Laboratorija). Jeśli chodzi o oczyszczanie skóry, to ja od kilku lat stosowałam żele Sylveco i byłam z nich bardzo zadowolona, ale nabrałam już ochoty na jakąś zmianę. Ta pianka oczyszczająca okazała się być strzałem w dziesiątkę. Stosowanie jej to czysta przyjemność – jest lekka, wydajna, ma przyzwoity skład, ładnie pachnie, dobrze się pieni i w moim odczuciu też bardzo dobrze oczyszcza. Z pewnością zostanie ze mną na dłużej.
Kolejnym produktem poleconym przez Natalię jest woda różana. Poleca wodę różaną ogólnie, a nie tę konkretną, bo już wiem, że ta nie jest najlepszej jakości. Ja stosuję ją przede wszystkim jako tonik do twarzy, aby przywrócić właściwe pH po myciu z użyciem wody… Ale doskonale sprawdza mi się też jako kompres na zmęczone oczy lub mgiełka odświeżająca skórę w ciągu dnia. Spryskuję nią też pędzle podczas robienia makijażu mineralnego. O zastosowaniu i właściwościach wody różanej postaram się napisać osobny wpis.
W poprzednich ulubieńcach polecałam Wam pasty kanapkowe WaŻywo z Rossmanna. Zupełnie wtedy zapomniałam, że chciałam pokazać Wam też bardzo podobny produkt z Lidla. Te pasty mają już odrobinę dłuższy skład, ale też są jak najbardziej akceptowalne. Cenowo wychodzą podobnie, a smakowo to kwestia gustu, zależy od smaku 😉 mnie np. bardzo smakowała chrzanowo-buraczkowa, natomiast ta z bakłażana zupełnie nie podbiła mojego podniebienia. Ale o dziwo smakowała moim dwóm szwagrom, którzy nie przepadają za takimi wynalazkami ;).
Zapewne widzieliście już tę książkę, bo polecało ją wielu blogerów. Z przyjemnością dołączam do ich grona, bo książka Kasi jest po prostu świetna! Tego typu poradniki zazwyczaj czyta mi się dość opornie i zajmuje to sporo czasu, natomiast tę pozycję połknęłam praktycznie w jeden dzień. I wcale nie dlatego, że idea zero waste jest mi szczególnie bliska, bo tak nie jest. Nie planuję hodować w domu dżdżownic, nie zrezygnuję też ze sklepowych kosmetyków i zakupów online. Nie kupuję tej idei w 100%, mam do niej takie samo podejście, jak do weganizmu – jeśli ktoś jest w stanie tak żyć, to super, ale nie oczekiwałabym tego od wszystkich. Uważam jednak, że warto mieć świadomość pewnych rzeczy i wprowadzić w swoim życiu chociaż niewielkie zmiany, które w skali globalnej mogą (chociaż trochę) zmienić świat na lepsze. W książce znajdziecie mnóstwo praktycznych wskazówek, m.in. przepisy na domowe kosmetyki, środki czystości i posiłki. Dodatkowo dowiecie się, co się dzieje ze śmieciami, kiedy nam wydaje się, że pozbyliśmy się problemu… I przeczytacie kilka fajnych wywiadów z osobami żyjącymi zgodnie z ideą zero waste. Podczas lektury cały czas pojawiały się w mojej głowie pytania “no dobra, to ma sens, ale co zrobić z…” na przykład sprzątaniem po psie, albo jedzeniem na mieście. W kolejnych rozdziałach znajdowałam odpowiedzi na te pytania, dlatego uważam tę książkę za dobrze wyczerpującą temat i pouczającą.
Ten gadżet to mój “must have” na jesień i zimę, kiedy cały czas chcę mieć pod ręką ciepły napój. Takiego podgrzewacza można użyć w zestawie nie tylko z dzbankiem, ale i z innymi naczyniami, np. garnkiem lub talerzem. Nie powiem Wam niestety, gdzie można go kupić stacjonarnie, ale w sieci jest tego bardzo dużo. Znajdziecie je wpisując np. podgrzewacz kuchenny lub podgrzewacz do potraw.
Tradycyjnie mam nadzieję, że znaleźliście w tym poście coś dla siebie 🙂 dajcie znać!