Ten tydzień to był dla mnie prawdziwy rollercoaster. Emocjonalnie wzniosłam się na jakieś euforyczne wyżyny, a potem zaliczyłam wielkie BUM. Mimo wszystko uważam, że to był bardzo pozytywny czas i choć w tym momencie jestem fizycznie padnięta (pracuję ciągiem bez wolnego dnia od ponad 2 tygodni), czuję olbrzymią satysfakcję.
Wygląda na to, że święta zaczęły się u mnie w listopadzie. A to za sprawą tej tajemniczej przesyłki… Zdradzę, że mocno powiązanej z taneczną sobotą. Na razie nie miałam możliwości zaprezentowania Wam zawartości paczki, ale wkrótce to nadrobię 🙂 Póki co powiem tylko, że w czarnym pudełku było zaproszenie na premierę Boxality. Przebieram nóżkami w oczekiwaniu na wtorek!
Pracuję teraz nad świetnym projektem, w ramach którego będę promować polskie warzywa i owoce. Podejmę 3 wyzwania, dzięki którym lepiej poznam i nauczę się wykorzystywać warzywa sezonowe. Projekt ten wymaga ode mnie nakręcenia kilkudziesięciu (a może kilkuset?) scen filmowych. W domu, w kilku miejscach na mieście, w kuchni, w mini studio, a nawet u znajomych… Mam na to wszystko bardzo mało czasu, ale podeszłam do tego z olbrzymim entuzjazmem. W czwartek na przykład byliśmy na farmie dyń 🙂 już nie mogę się doczekać, kiedy zabiorę Was na tę wycieczkę. Śledźcie mój kanał, aby jej nie przegapić.
Jeszcze w czwartek wieczorem, kiedy o 23-ej wróciłam z acro jogi, nabuzowana endorfinami usiadłam do komputera odpisywać na maile i komentarze. Cieszyłam się, że pomimo bardzo intensywnego dnia, jestem cały czas pełna energii. Ale następnego dnia okazało się, że czeka mnie bolesny upadek z tego szczytu dobrej formy ;). Aktualnie jadę już na oparach i żyję myślą o grudniu. Mam co do niego “wielkie” plany! Ale o nich innym razem, skupmy się na tym tygodniu. Miałam naprawdę bardzo dużo pracy, ale wydarzyło się też bardzo dużo dobrych rzeczy. M.in. przyjechały moje lampy, które mi tę pracę NIESAMOWICIE ułatwiły. Później też doprowadziły do łez swoją awarią w kulminacyjnym momencie, ale nie rozpamiętujmy ;). Swoją drogą, kiedy opowiedziałam o tej awarii na Insta Stories, OD RAZU odezwały się do mnie dwie warszawskie blogerki (Magda i Natalia) oferując swoją pomoc. Nie musiałam z niej skorzystać, bo Wojtek uratował sytuację, ale i tak jestem wdzięczna za tak pomocne osoby w swoim otoczeniu, szczególnie tym pozornie wirtualnym. Dziękuję Dziewczyny!
W sobotę mogłam się zrelaksować w gabinecie Natalii, która przyjęła mnie na wizytę pomimo jet lagu – dzień wcześniej wróciła z Tajlandii! Ale jako że z powodu jej urlopu miałyśmy nieco dłuższą przerwę w moich zabiegach (na szczęście moja skóra dobrze to zniosła), Natalia sama wyszła z inicjatywą tak szybkiego spotkania. Uwielbiam jej pasję i atmosferę panującą w jej gabinecie <3
Wieczorem natomiast odwiedziliśmy Kasię i Faba. Przygotowali dla nas pyszne jedzonko i inne rozrywki m.in. w postaci gry na PS’ie. Uratowali mi też życie godząc się na gościnny występ w moim vlogu o ciastach. W blogosferze jest naprawdę mnóstwo super życzliwych ludzi! Wy również przekazaliście mi masę pozytywnej energii podczas naszego wspólnego live’a. Z pewnością będziemy to powtarzać 🙂
Niedzielne śniadanie. Tofucznica chodziła za mną przez cały tydzień… Szczególnie, że Wy często ją robicie i oznaczacie mnie na jej fotkach na Insta Stories lub korzystając z hashtagu #lifemanagerkainspiruje <3 za co bardzo dziękuję!
A to już grzeszki niedzielnego wieczoru, czyli deser u nieformalnej teściowej 🙂
Pozostając w temacie jedzenia – pomimo że spędziłam w tym tygodniu masę czasu w kuchni, bywało, że przymierałam głodem ;). Momentami nie miałam warunków (czyt. miejsca) ani czasu, żeby przygotować sobie coś niezwiązanego z pracą. W takiej sytuacji ratują mnie mrożonki, mama w tym samym bloku, lub jedzenie na mieście (lub na telefon). Cieszę się, że przy okazji udało mi się przetestować kolejną knajpkę, która pojawi się w następnym poście z serii “Wege Warszawa”.
W centrach handlowych najczęściej ratuje mnie jakiś wrap Salad Story. Ten nazywał się chyba Hot Avocado i był naprawdę spoko.
Na szczęście tydzień zakończył się spełnieniem mojego małego marzenia… Długo na to czekałam, bo zamawialiśmy hamak u źródła, a potem nie było kiedy go powiesić… Ale w końcu jest. Jeszcze do poprawki, ale jest! Tylko to nie był dobry pomysł, aby ćwiczyć pozycje odwrócone po obfitym obiedzie 😉
W tym tygodniu zaczęłam też testować poduszkę Shell. Od dłuższego czasu myślałam o zakupie poduszki ortopedycznej, ale tak długo z tym zwlekałam, że w końcu poduszka przyszła do mnie sama ;). Oczywiście jeszcze nie wiem, czy mogę Wam ją polecić, ale jeśli się polubimy, z pewnością Wam o tym powiem.
Na szczęście udało mi się trzymać poziom na blogu i dodać w tym tygodniu aż 4 posty. Jednym z nich była zupa, którą – zgodnie z moimi przypuszczeniami – naprawdę pokochaliście!
Opisałam też swoje odczucia związane z opaską Xiaomi Mi Band 2.
Pojawił się też post i film o mojej ukochanej acro yodze.
I nowa porcja pozytywnej energii.
Jak się pewnie domyślacie, w tym tygodniu trochę mi było nie po drodze z internetami innymi, niż moje własne, więc nie mam żadnych linków godnych polecenia.
Uciekam spać, bo czeka mnie kolejny intensywny tydzień. Ale byle do grudnia! Udanego tygodnia 🙂