Chyba wyszłam już z wprawy, jeśli chodzi o pisanie przeglądów tygodnia… Tegoroczne wakacje totalnie rozwaliły moją rutynę i wybiły mnie z rytmu, nie tylko tego blogowego. Tydzień temu wracając do domu marzyłam już tylko o tym, aby dojechać bezpiecznie, a potem oddać się swojej rutynie. Pewnie niedługo będę miała jej dość, ale póki co jestem przeszczęśliwa, że mogłam do niej powrócić.
To był ostatni tydzień lata, co do tego chyba już nikt nie ma wątpliwości… Wraz z latem kalendarzowym odeszły wysokie temperatury, a i słońca pewnie będzie już coraz mniej. Łezka mi się w oku kręci, bo kocham lato ponad wszystko, ale to jeszcze nie ten etap, abym narzekała na jesień. Na razie cieszy mnie ten deszcz, który aktualnie stuka o mój parapet. A to lato na długo zapisze się w mojej pamięci. Trwało prawie pół roku!!!
Ja w tym tygodniu troszeczkę zatraciłam się w pracy. Miałam (w zasadzie nadal mam) do napisania tyle postów i tyle materiałów do zmontowania, że mogłabym siedzieć przed komputerem od rana do nocy. I w tych pierwszych dniach w zasadzie tak to wyglądało… Luna odsypiała wakacje, a ja nadrabiałam zaległości.
Poza tym skończyły się też moje wakacje od zleceń marketingowych i tak na przykład, na kilka godzin przeniosłam się w czasie o ponad 5 lat, do mojego starego życia, kiedy pracowałam w agencji marketingowej. Fajnie na chwilę wrócić na stare śmieci (które tak naprawdę są już zupełnie inne, jedyne co się nie zmieniło to szef ;)), ale z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że te 5 lat temu podjęłam najlepszą zawodową decyzję w moim życiu.
Kiedy już ocknęłam się, że ostatnie godziny (!) lata przeciekają mi przez palce, zamknęłam komputer i ruszyłam w plener.
A w piątek zrobiliśmy sobie takie oficjalne pożegnanie z latem. Była joga i sushi z widokiem na Warszawę.
I mini sesja zdjęciowa.
Uwielbiam mojego fotografa 😉 przy tej pozie powiedział mi, że jest nienaturalna…
I żebym odchyliła głowę, jakbym myła twarz pod prysznicem 😀 taaak, to jest znacznie bardziej naturalne 😀
Wracając do powrotu do domu…. Naprawdę tęskniłam. Za każdym drobnym elementem mojej codzienności.
Brakowało mi też mojego standardowego odżywiania.
No i ciągle marzyłam o figach. Wojtek nie znalazł żadnych w promocji, więc kupił takie za 4,5 zł za sztukę, po czym 2 okazały się spleśniałe. Tak oto miałam figi za 9zł/szt, a nie były nawet w połowie tak dobre, jak te zerwane prosto z drzewa w Chorwacji. Smuteczek.
Podrzucam kilka ostatnich postów:
Polecam też wszystkie dotychczasowe vlogi z wyjazdu:
I na tym zakończę ten ostatni, letni przegląd tygodnia. Ciekawe, co pojawi się tutaj za tydzień… 🙂