Hulajnogi elektryczne stały się już stałym elementem miejskiego krajobrazu. Jazda na nich nie jest może sposobem na codzienną aktywność fizyczną (choć relaks to to też nie jest, bo cały czas trzeba dbać o prawidłową postawę), ale na pewno jest to świetny i dość ekologiczny sposób na przemieszczanie się po mieście.
Jakiś czas temu marka 4Swiss podarowała mnie i Wojtkowi swoje nowe hulajnogi elektryczne EX4 e-orange, abyśmy zapoznali się z ich możliwościami nagrali dla Was ich test i recenzję. Oto efekty:
Naprawdę gorąco zachęcam do obejrzenia tego krótkiego, 8-minutowego filmu. Nic tak dobrze nie prezentuje sprzętu, jak naszpikowane przebitkami video :). Tutaj napiszę tylko krótkie podsumowanie.
Hulajnoga EX4 e-orange 4 Swiss – ważne informacje
- mocny silnik – max. 700 W, świetnie radzi sobie z jazdą pod górkę, umożliwia jazdę z prędkością do 25 km/h
- pompowane, 10-calowe koła – to jeden z najważniejszych wyróżników, to dzięki nim za bardzo nie odczuwa się nierówności, np. jazdy po kostce Bauma albo po leśnej ścieżce
- wymienna bateria – można dokupić drugą i tym samym zwiększyć swoją mobilność
- ładowanie zewnętrzne – ładujemy baterię, a nie hulajnogę. Przydatne w szczególności dla osób mieszkających w bloku bez windy i przechowujących swoją hulajnogę np. w piwnicy
- funkcja tempomatu – po 6 sekundach jazdy ze stałą prędkością włącza nam się tempomat, dzięki któremu jazda jest dużo wygodniejsza
- 3 tryby prędkości – dla początkujących (bezpieczny i ekonomiczny), zwykły (optymalny) i sportowy (maksymalne przyspieszenie, ułatwiony podjazd pod górkę)
- wysokie zawieszenie – ułatwia pokonywanie niewielkich przeszkód, np. krawężników
- potrójny układ hamulcowy – ręczny hamulec tarczowy, hamulec elektryczny (tryb rekuperacji), tylny hamulec awaryjny
- kask gratis – dla jeszcze większego bezpieczeństwa 🙂
- zasięg do 25km – w moim przypadku po przejechaniu 25km miałam jeszcze 2 kreski baterii na wyświetlaczu, więc przy mojej wadze (<50kg) spokojnie mogę “wyciągać” na tej hulajnodze więcej
Hulajnoga e-orange 4 Swiss – opinia
Przyznaję, że choć hulajnogi miejskie uważam za całkiem fajny i przydatny gadżet, to dopiero na swojej własnej zaczęłam odczuwać radość z jazdy i ten przyjemny wiatr we włosach.
Na początku korzystałam z trybu dla początkujących, ale on pozwala na jazdę bodajże do 11 km/h, a szybko poczułam się pewniej i zaczęłam jeździć trochę szybciej.
Tryb zwykły jest dla mnie optymalny, ponieważ zazwyczaj poruszam się z prędkością 16-21 km/h. Z trybu sportowego korzystam tylko podczas podjeżdżania pod górkę.
Te duże, pompowane koła są naprawdę genialne. W ogóle nie ma porównania z moją zwykłą hulajnogą, na której bardzo odczuwam wszystkie nierówności. E-orange mogę jeździć nawet po “naturalnych” ścieżkach w parku czy po trawniku i nie czuję w związku z tym dyskomfortu.
Hulajnogę bardzo łatwo się składa, a jej waga (13 kg) pozwala na bezproblemowe wniesienie jej do metra czy schowanie do bagażnika.
Jeśli jesteście ze mną trochę dłużej, to pewnie kojarzycie, że rzadko wypowiadam się o testowanym w ramach współpracy sprzęcie w samych superlatywach. Zawsze dla uwiarygodnienia mojej recenzji staram się wspomnieć też o jakichś minusach. Tutaj jednak nic takiego nie miało miejsca, bo naprawdę trudno się do tego sprzętu o coś przyczepić. Jeśli są jakieś minusy, to dotyczą one ogólnie hulajnóg elektrycznych, a nie tego modelu. Mówię tu o wadze i wielkości (w porównaniu ze zwykłą hulajnogą) i trudnościach z zabezpieczeniem takiego sprzętu podczas zostawiania go gdzieś na zewnątrz. Można jakoś sprytnie przypiąć hulajnogę lub np. wypiąć z niej baterię… Ale ja i tak wolę jeździć nią wtedy, kiedy nie muszę jej nigdzie zostawiać samej, albo kiedy mogę zabrać ją gdzieś ze sobą do środka.
Chciałabym pokróte poruszyć też temat bezpieczeństwa… Popularność hulajnóg elektrycznych wyprzedziła prawo, dlatego wiele kwestii dotyczących jazdy nimi, nie zostało jeszcze uregulowanych. Apeluję więc o zdrowy rozsądek, niezbyt szybką jazdę, unikanie poruszania się na hulajnodze pomiędzy samochodami lub tam, gdzie jest dużo pieszych… No i przede wszystkim o jazdę w kasku.
Miało być krótkie podsumowanie, a wyszło jak zwykle 😉