Na pewno słyszeliście tego typu komentarze i to pewnie nie raz. To wpisane w zdrowy styl życia i chyba każdy w mniejszym lub większym stopniu tego doświadczył.
Że ci się tak chce…
Usłyszane od sąsiadki w windzie, kiedy wybierasz się na poranny jogging…
Ze mną się nie napijesz?
Standardowa śpiewka na większości imprez…
Jak to “unikasz nabiału”…? Kiedyś jadłaś i żyjesz…
Usłyszane po tym, ja odmówiłam mamie polania mi naleśnika jogurtem, a po chwili przyniosła mi koktajl bananowy, na jogurcie właśnie.
Szpinak?! A ja słyszałam, że on wcale nie jest taki zdrowy.
Ja też słyszałam, dlatego jem go raz na jakiś czas, a nie codziennie po 3 razy.
Nie możesz jeść tak mało mięsa. Mięso ma białko/żelazo/żelatynę, bez tego zachorujesz na anemię/połamiesz się/nie będziesz mieć energii.
Moja mama jest królową takich tekstów, z tego powodu nie wypada mi ich dosadnie komentować ;).
Brak zrozumienia dla zdrowego stylu życia
Ten post siedzi w moich szkicach już od bardzo dawna… Zainspirowały mnie do niego maile od Was, w których niektórzy piszą o braku zrozumienia dla zmian, jakie zdecydowali się wprowadzić. Myślę, że nie jest to bardzo powszechny problem, ale jednak występuje, szczególnie u osób młodych, którym może brakować pewności siebie i asertywności. U niektórych osób dużym utrudnieniem może być też fakt mieszkania z rodzicami. Sama doskonale to znam – ja swoją zdrowotną rewolucję rozpoczęłam dopiero po wyprowadzeniu się z rodzinnego domu. Ale nie tylko bliscy podcinają nam w tej kwestii skrzydła! Często spotykamy się ze złośliwościami również ze strony zupełnie obcych osób. I co najgorsze – czasami pozwalamy im mieć wpływ na nasze życie. W jednej z odpowiedzi nadesłanych na ostatni ZdrowoManiowy konkurs przeczytałam, że żyjąca w małej miejscowości babcia jednej z Was zrezygnowała z uprawnia nordic walkingu, gdyż podśmiewały się z niej sąsiadki (komentarze w stylu “gdzie zgubiła narty”). Przez takie docinki czasami wstydzimy się wyjść pobiegać czy iść na siłownię. Zresztą o tym czy aktywność fizyczna to powód do wstydu pisałam już kiedyś cały post, więc nie chcę się teraz powtarzać.
I pomimo że zdrowy styl życia jest teraz na czasie, to nadal obserwuję w sieci dużo złośliwych komentarzy w kierunku osób dbających o swoje zdrowie. Krytykowana jest joga, “bo jest teraz modna”. Wyśmiewane bywa też przynoszenie sobie jedzenia do pracy i robienie zdrowych odpowiedników słodyczy. W sumie mam wątpliwości, czy jest sens się do tego odnosić, bo do ograniczonych umysłów trudno dotrzeć… Ale może to dobra okazja aby to napisać – zdrowy styl życia dla większości żyjących zdrowo osób nie jest żadnym wyrzeczeniem. Nie trzeba nam współczuć, serio. Jeśli o mnie chodzi – Coca cola i hamburger z McDonalds naprawdę nie śnią mi się po nocach i nie rozpaczam z powodu ich braku w mojej diecie. Sałatek i płatków owsianych nie jem za karę, to dla mnie najsmaczniejsze jedzenie na świecie. Nie wiem dlaczego niektórym tak trudno to zrozumieć. Hejtowanie zdrowego stylu życia jest naprawdę słabe. Nie chcesz żyć zdrowo – twoja sprawa. Ale daj spokój tym, którzy mają szacunek do swojego ciała i chcą swoje życie przeżyć jak najlepiej.
Będąc tym wyśmiewanym można zrobić tylko jedno – olać to. Wasz styl życia = Wasze samopoczucie = Wasza sprawa. I nikomu nic do tego. To tak jak z hejterami w sieci – chcieliby zobaczyć, że pod ich wpływem się łamiecie i wycofujecie ze swoich działań… A Wy rezygnując sprawiacie satysfakcję obcym, nieżyczliwym Wam ludziom, a jednocześnie szkodzicie samym sobie. Czy warto to robić? Odpowiedź chyba jest tutaj zbędna.
Foodterroryści, czyli wyznawcy jedynej słusznej diety
Bez względu na to jakie są Wasze założenia dietetyczne, zawsze znajdzie się ktoś, kto ma inne. Ba, znajdą się tysiące takich ludzi! I jest to oczywiście naturalne i słuszne, ale tylko pod warunkiem, że wszyscy to w ten sposób traktują. Niestety tak nie jest. Nie jeden weganin spojrzy z obrzydzeniem na Waszą jajecznicę i rzuci komentarzem, po którym odechce Wam się jeść. Nie jeden mięsożerca wyśmieje Waszą pyszną, kolorową sałatkę i wygłosi elaborat na temat wartości odżywczych czerwonego mięsa. Nie jeden bezglutenowiec spojrzy z wyższością na Waszą pizzę zajadając burgera w liściach sałaty i nie jeden ortorektyk poinformuje Cię, że sól, którą właśnie doprawiłeś sobie zupę wkrótce odbierze Ci życie. I to wszystko nie jest OK.
W idealnym świecie każdy troszczy się o swój talerz. Możemy chcieć dobrze dla naszych bliskich i przyjaciół, możemy podsuwać im dobre rozwiązania, motywować ich do aktywności fizycznej… Ale jednocześnie mamy szacunek do ich wyborów. Mnie naprawdę jest bardzo trudno pogodzić się z tym, że moi rodzice nie dbają jakoś szczególnie o swoje zdrowie. To bardzo bliskie mi osoby, więc chcę dla nich dobrze. Ale choć to dla mnie przykre – muszę zaakceptować ich wybory.
Szczytem braku szacunku dla czyichś poglądów jest okłamywanie go co do zawartości jego potrawy. Nie raz widziałam coś takiego w programie “Ugotowani”, który kiedyś oglądałam – gospodarz okłamywał swojego wege-gościa, że np. zupa jest na bulionie warzywnym, a do kamery z nieskrywaną satysfakcją przyznawał, że wywar był mięsny, ale “wege-gość się nie zorientował”.
To naprawdę BARDZO słabe. I głupie, szczególnie jeśli zignorujemy czyjeś poglądy nie wiedząc, że są one podyktowane np. alergią.
Napisałam ten post, bo chcę zachęcić Was do dyskusji. Ciekawa jestem, czy spotykacie się w swoim otoczeniu z jakimiś komentarzami odnośnie Waszego stylu życia i czy mają one na Was jakiś wpływ… Ale też chciałabym, aby każdy zrobił sobie mały rachunek sumienia czy przypadkiem nie wykazuje czasami braku tolerancji dla czyjejś diety czy innych nawyków. Ja przyznaję, że nie jestem święta. Żartuję sobie czasami z mojego chłopa, który bardzo próbuje ograniczyć gluten, ale nie zawsze mu to wychodzi ;). Wydaje mi się, że to nieszkodliwe, bo to tylko takie żarty, ale może też przeginam? Warto się nad tym czasami zastanowić.
Czekam na Wasze komentarze 🙂