Zjawisko gloryfikacji zajętości zastanawia mnie już od dość dawna. Niby dużo pisze się teraz o uważnym życiu (czy jak kto woli “slow life”), a jednak wciąż dużo ludzi z pewną dumą i satysfakcją mówi o swoim zapracowaniu i braku czasu. A przyznanie się do posiadania sporej ilości czasu wolnego, przez niektóre osoby może być odbierane wręcz jako przejaw życiowego nieudacznictwa. Bo przecież jeśli masz czas, to pewnie masz mało pracy, a to oznacza, że za bardzo sobie nie radzisz… A ja właśnie uważam, że warto mieć czas i że nie ma w tym absolutnie nic złego, wręcz przeciwnie!
Sama czasami przyznaję, że mam dużo pracy i że na pewne rzeczy nie starcza mi czasu. Ale jeśli powiem Ci, że np. nie mam czasu na jakieś spotkanie lub zlecenie, a potem “przyłapiesz mnie” na wrzuceniu na Instagram fotki jak czytam książkę, to musisz o czymś wiedzieć. Są rzeczy, na które zawsze znajduję czas, nawet kiedy w zapracowanym okresie teoretycznie mam go bardzo mało. Mogę odmówić spotkania dalszej znajomej, ale to nie znaczy, że nie znajdę czasu dla przyjaciółki. Mogę zamówić na kolację pizzę, ale to nie znaczy, że nie mam czasu na półgodzinną lekturę książki czy spacer z psem. Mogę z braku czasu nie przyjąć jakiegoś zlecenia, ale to nie znaczy, że nie mam czasu na weekendowy wyjazd za miasto. Wszystko jest kwestią priorytetów i uważam, że takie rzeczy jak czas dla siebie powinny być równie ważne jak np. zlecenia zawodowe. Dlatego też kiedy dostaję propozycję jakiegoś zlecenia, uczciwie mówię, że zajmie mi ono np. tydzień, choć w oczach potencjalnego klienta zapewne jest to robota na 2 dni. I faktycznie, gdybym przysiadła do czegoś na pełne dwa dni, to pewnie bym to zrobiła… Ale ja chcę mieć czas dla siebie i dla bliskich. Wiem, że przez to podejście pewnie straciłam kilka potencjalnych zleceń, ale czy jest mi z tego powodu źle? Nie, źle to by mi było gdybym pozbawiła się życia prywatnego na tydzień tylko po to, aby zadowolić klienta.
Ilu z Was teraz pomyślało, że jestem rozpieszczona i kapryśna, a może nawet leniwa…? Założę się, że komuś przeszło to przez myśl. I właśnie z tym podejściem chciałabym walczyć…
Ludzie często w jakiejś tragicznej sytuacji uświadamiają sobie, że źle zarządzali swoim życiowym czasem. Że za dużo pracowali, za mało czasu spędzali z rodziną albo że za mało poświęcali go sobie. “Mądry Polak po szkodzie”. U mnie tak nie będzie. Pewnie, że ZAWSZE można powiedzieć, że coś można było zrobić lepiej, mocniej, bardziej… Zawsze będzie nam się wydawało, że nie wykorzystaliśmy dobrze czasu, który mogliśmy spędzić z kimś, kto odszedł albo za chwilę odejdzie. Ale to zupełnie naturalne odczucie i nie można porównywać tego z sytuacją, kiedy tego czasu dla kogoś tak naprawdę wcale nie mieliśmy. W sumie podobnie jest ze zdrowym stylem życia. Możesz go olać, a potem płakać nad rozlanym mlekiem, kiedy zachorujesz. Możesz też żyć zdrowo, a i tak zachorować, ale przynajmniej będziesz mieć świadomość, że zrobiłeś wszystko aby się przed tym uchronić.
Przyznaję, że kiedy ktoś mi mówi, że jest bardzo zajęty i na nic nie ma czasu, ja mu zwyczajnie współczuję. Nie podziwiam, nie gratuluję dużej ilości pracy czy sukcesu zawodowego. Czasami kiedy zdarza mi się przez kilka dni żyć w biegu, współczuję samej sobie. Po dniach totalnego szaleństwa zawsze próbuję wygospodarować sobie kilka dni luzu, aby zachować tę niezwykle istotną dla mnie równowagę. I wtedy mam czas na wypad na kawę z koleżanką, zabranie Luny na długi spacer, spokojne zakupy na bazarku czy kulinarne eksperymenty. I nawet jeśli oznacza to, że z tego powodu mniej zarobię, to nie jest to dla mnie powód do smutku. Kurczę, głupio o tym pisać, bo to straszne banały… Ale chociaż pieniądze w wielu sytuacjach bardzo pomagają i są bardzo potrzebne, to pewnych rzeczy nigdy nie zastąpią. Można mieć pełne konto w banku, a jednocześnie być cholernie samotnym, gdyż w trosce o swoje konto zaniedbało się relacje z ludźmi.
Dlatego warto mieć czas i wykorzystać go na uważne życie. Na długi spacer, na podziwianie rozkwitającej wiosny, na pielęgnowanie relacji z wartymi tego ludźmi, na nieco przydługie śniadanie na balkonie, na wybranie roweru zamiast samochodu… I wiem, że nie zawsze się da, tu zupełnie nie o to chodzi! Chodzi o to, aby nie wstydzić się tego, że ten czas się posiada. Pewnie można poczuć się dziwnie kiedy np. siedzi się na placu zabaw z dzieckiem i dzwoni się do przyjaciółki, która gdzieś w pędzie między jednym spotkaniem a drugim robi szybkie zakupy, a na wieczór ma zaplanowaną jeszcze kolację z klientem. Czy to znaczy, że ona odniosła sukces, a ty jako gospodyni domowa i matka na pełen etat nie możesz się nim pochwalić? Nie. I tu i tu jest mowa o jakimś sukcesie, tylko one są inne. I w sumie żadnego nie można gloryfikować, ale to właśnie zajętość często jest postrzegana jako przejaw sukcesu i to moim zdaniem nie jest OK.
Sukcesem jest szczęśliwe życie. Dla każdego oznacza ono coś innego.
Jestem ciekawa czy dostrzegacie w swoim otoczeniu przejawy gloryfikacji zajętości, a może nawet widzicie to u siebie? Ja czasami przyłapuję się na takim myśleniu, ale szybko moje myśli wracają na właściwe tory. I cóż, pochwalę Wam się, że dzisiaj mam dużo czasu. Skończyłam pisać ten post, zrobię jeszcze kilka rzeczy do pracy, a następnie zabiorę psa na długi spacer… W planach mam jeszcze wizytę na bazarku i zakup sezonowych produktów. Na gotowanie też znajdę dziś czas! I jestem z tego dumna 🙂