Sto lat nie było ulubieńców i odkryć, wiem. Ale teraz troszkę mi się ich uzbierało i uznałam, że to najwyższy czas, aby wszystko podsumować. No to lecimy 🙂
Numerem jeden jest mój nowy telefon. Pokochałam ten gadżet, bo bardzo ułatwił mi życie, a raczej prowadzenie bloga. Dzięki niemu nie muszę już wybierać pomiędzy wygodą, a możliwością zrobienia zdjęć w jakimś miejscu. Telefon Xiaomi Mi5 ma całkiem niezły aparat (zrobiłam nim co najmniej 90% zdjęć z ostatnich przeglądów tygodnia), duuuużo pamięci (i co za tym idzie miejsca na aplikacje mobilne) i różne fajne opcje, takie jak zdjęcia seryjne (co bardzo się przydaje przy fotografowaniu np. podskoków ;)). Naprawdę się polubiliśmy 🙂
Do kategorii “różności” zaliczyłabym też odstraszacz kleszczy Klaudyny Hebdy. Mam w tym roku lekką kleszczową obsesję, a ten produkt zwiększa mój komfort psychiczny podczas przebywania na łonie natury. Stosuję go zarówno na sobie, jak i – póki co bardzo delikatnie – również na Lunie. Nie jest to produkt dla zwierząt, ale czytałam, że niektórzy stosują go u swoich psów i są zadowoleni z efektów. Ja robię to eksperymentalnie, jeśli znajdę u Luny kleszcza, pewnie wrócę do tradycyjnych, chemicznych środków. Na razie jednak nie chcę jej nimi truć i stosuję odstraszacz + dokładne otrzepywanie jej sierści po spacerze. Odstraszacz w moim odczuciu bardzo ładnie pachnie i wydaje się być wydajny. Można nim spryskiwać ubranie, ale ja psikam sobie nim też po gołych stopach.
Kolejnym moim odkryciem lata 2017 jest longboard. Nagrywałam o tej aktywności ZdrowoManię:
I spodobała mi się na tyle, że postanowiłam potestować ją też prywatnie. Nadal nie widzę w longboardzie alternatywy dla roweru i sposobu na poruszanie się po mieście, ale jako kolejna aktywność fizyczna uprawiana od czasu do czasu, jest naprawdę super. Longboardy wypożyczamy w deskshop.pl na Smolnej, kosztuje to 10 zł/h lub 50 zł/doba.
Kolejną letnią aktywnością, o której zapomniałam powiedzieć w filmiku, są kajaki. W tym roku po raz pierwszy wybraliśmy się na nie więcej niż raz i najchętniej znowu byśmy to powtórzyli! Jak do tej pory w okolicy Warszawy przetestowałam 3 rzeki: Jeziorkę (najbardziej dziką i pełną przeszkód), Pilicę (bardzo spokojną i niewymagającą) i Świder (coś pomiędzy, ale bliżej mu do Pilicy ;)). Za każdym razem było super, a na ostatni spływ zabraliśmy też Lunę.
Kolejnym odkryciem z kategorii “dla ciała” był dla mnie masaż tajski. Przetestowałam jak na razie 3 i ciągle mam ochotę na więcej. Masaż ten, mimo że nie należy do najprzyjemniejszych, świetnie wpływa na moje ciało. Cały czas obiecuję Wam, że napiszę na jego temat post, ale uzależniam to od nagrania ZdrowoManii na ten temat, a na razie mam problem z umówieniem się z gościem.
Zawsze muszę mieć w domu słoik jakiejś pasty kanapkowej, po który mogę sięgnąć w sytuacji krytycznej, kiedy za bardzo nie mam co położyć na kanapki. Ostatnio przetestowałam dostępne w Rossmannie pasty kanapkowe WaŻywo marki Zdrowe Pola. Najpierw kupiłam sobie jedną taką pastę (marchewkową), a potem dostałam w prezencie od producenta też inne smaki. Na temat smaków jednak nie chcę się wypowiadać, bo każdemu smakuje coś innego, natomiast polecam Wam te pasty przede wszystkim ze względu na dobry, prosty skład i łatwą dostępność.
Za Waszą poradą postanowiłam kupić też dzbanek filtrujący wodę. Nie chcę całkowicie rezygnować z wody mineralnej (bo jest bardziej wartościowa, poza tym najlepiej smakuje mi woda lekko gazowana), ale chcę ograniczyć ilość “produkowanego” przez nas plastiku. Dzbanek Dafi kosztował ok. 30 zł, a dzięki niemu mam lepszą wodę w czajniku i mogę kupować mniej wody butelkowanej (mieszam sobie tę filtrowaną z gazowaną).
Jeśli chodzi o książki, w ostatnim czasie do gustu przypadły mi szczególnie poniższe 3.
“Nowa Jadłonomia” – to świeży nabytek, prezent urodzinowy… Ale mam tak olbrzymie zaufanie do Jadłonomii, że mogłam polecić tę książkę w ciemno, zanim jeszcze trafiła w moje ręce. Teraz, kiedy stoi już na mojej półce, tym bardziej wiem, że jest pełna pyszności i że cały czas będzie w użyciu.
“Happy Detoks” – to kolejna po “Happy Uroda” książka Kasi Bem, która okazała się dla mnie świetną inspiracją. Lubię czytać książki napisane przez ludzi, którzy odnaleźli swój sposób na życie, mają holistyczne podejście do zdrowia i dbają o swoje samopoczucie czerpiąc inspiracje z jogi i medycyny ajurwedyjskiej. Nie zamierzam realizować tego programu detoksykującego, ale i tak książkę tę uważam za bardzo wartościową i nie żałuję jej zakupu.
“Jakoś to będzie. Szczęście po polsku.” – to odpowiedź na liczne książki o duńskim hygge. Moim zdaniem jednak filozofia hygge nijak nie kłóci się z naszym swojskim “jakoś to będzie”. To książka przede wszystkim o Polsce i Polakach. O naszych tradycjach, kulturze, mocnych stronach, walorach turystycznych… Po jej przeczytaniu naprawdę mam ochotę ruszyć w Polskę i poznać nieodkryte przeze mnie zakamarki naszego pięknego kraju.
Podczas tegorocznego lata poruszam się głównie po Mokotowie i Wilanowie. M.in. dlatego, że pracuję nad cyklem “Przegląd dzielnic Warszawy”, ale też dlatego, że bardzo te dzielnice lubię i dużo jest na nich miejsc, gdzie można fajnie, aktywnie spędzić czas. Najciekawsze (moim zdaniem) miejsca na Mokotowie i Wilanowie znajdziecie w dwóch poniższych postach:
Jednak chyba nie było tego aż tak wiele 😉 choć przyznaję, że zrobiłam małą selekcję i ograniczyłam ilość poleceń lokalnych, bo te zainteresowałyby tylko odbiorców z Warszawy. Ale obiecuję, że co się odwlecze, to nie uciecze!