Lubię październik. Trochę szkoda, że tak szybko mija, że już zaczyna straszyć smogiem, że te wysokie temperatury już nas opuszczają… Ale i tak październik jest super.
I zanim przejdę do głównego pytania tygodnia, garstki zdjęć i poleceń fajnych artykułów, odpowiem na najczęściej powtarzające się ostatnio pytania, które dostaję w prywatnych wiadomościach, w weekendowym Q&A itd. :). Jak kogoś to nie interesuje, to niech ten fragment pominie. Ja też nie chcę się tłumaczyć, ale sami widzicie, że pewnych rzeczy nie da się wyjaśnić jednym zdaniem, a odpowiadanie na te same pytania po kilka razy dziennie nie jest zbyt komfortowe, więc wygodniej mi zrobić to raz a dobrze tutaj 🙂
Powiedzmy więc, że w tym tygodniu pytań tygodnia będzie więcej 😉
Co tam u Lunki, czemu jej nie pokazuję?
Lunka ma się dobrze, nadal odsypia wakacje 😉 A nie pokazuję jej, bo ogólnie mało korzystam z Instagrama i stories.
Dlaczego tak mało mnie ostatnio na Insta Stories i czy wszystko ok?
Wow. To nadal dla mnie zaskakujące, że nie mogę tak po prostu ograniczyć korzystania z social mediów, bo zostanie to zauważone. [Uwaga, doszły mnie słuchy, że niektórzy widzą w tym zdaniu pretensje i ironię :O nie ma tu pretensji i ironii, to zdanie oznacza dokładnie to, co napisałam – jestem zaskoczona faktem, że zbudowałam wokół swojej działalności społeczność, która zauważa moją nieobecność i reaguje na nią, nie przechodzi obok tego obojętnie. Jestem jednak zaskoczona tym faktem pozytywnie, a nie mam o to pretensje. Jak mogłabym mieć pretensje do ludzi, którzy są dla mnie mili, martwią się i dopytują o moje treści? Jestem natomiast zszokowana, jak różnie można zinterpretować słowo pisane.]
Pytanie “czy wszystko OK” jest jednak dla mnie kłopotliwe. Tak jak pisałam tydzień temu – nie zawsze u mnie wszystko OK i bywa, że mam ochotę zniknąć, a relacje z ludźmi to wtedy ostatnia rzecz, na jaką mam ochotę. I pewnie mogłabym odpisać na odwal się, że “wszystko OK”, ale to nie będzie prawda. A ja też nie o wszystkim mogę mówić, bo niektóre moje problemy nie dotyczą bezpośrednio mnie, tylko moich bliskich. W efekcie nie odpowiadam na takie wiadomości wcale, a potem mam wyrzuty sumienia, że ktoś chciał być miły, a ja go zignorowałam 🙂 więc teraz tłumaczę z czego to wynika, nie bierzcie tego nigdy do siebie, bez względu na to, czy nie odpiszę Wam ja, czy inna blogerka czy nawet koleżanka.
A jeszcze a propos stories, to moja nieobecność wynika też z powodu, o którym opowiedziałam na Instagramie kilka dni temu. Od kiedy zdecydowałam się dodawać napisy, nie dodaję stories na bieżąco, od razu po nagraniu, tylko zapisuję je na później. Jeśli jestem akurat w domu, to zajmuję się tym od razu, ale jeśli np. nagram coś w parku, na mieście albo w samochodzie, a do domu wrócę późnym popołudniem, to już za bardzo nie mam czasu, ani weny, aby się tym zająć. Dostałam w związku z tym sporo wiadomości, że bez sensu te napisy, że wolicie jak ich nie ma, byle stories były częściej… Nie chcę jednak z tego rezygnować, bo to ukłon w stronę niesłyszących i też bardzo dużej grupy ludzi, którzy oglądają stories bez dźwięku. Sama często do nich należę i też korzystam z napisów na innych profilach.
Ale to tyle kwestii technicznych, bo i tak głównym powodem jest proza życia. Miałam ostatnio w domu szpital, bo ledwo ja zdążyłam wyleczyć przeziębienie, a zachorował Wojtek i niestety sprzedał mi jakiegoś wirusa, który zaatakował moje gardło i przywrócił kaszel. Nie chcę wnikać w szczegóły techniczne, więc powiem krótko – ja po takiej chorobie mam zmasakrowane gardło i przez długi czas muszę je oszczędzać. Z tego powodu też staram się mówić jak najmniej i całe swoje zasoby głosowe wykorzystuję na najbliższych i na sprawy, które mam do załatwienia.
Kiedy live?
Bardzo chętnie zrobiłabym live, ale przy moim aktualnym stanie gardła to skończyłoby się atakiem kaszlu po max. 5 minutach.
Czy będzie w tym roku Vlogmas?
Częstotliwość tego pytania mnie zaskakuje 😀 tym bardziej, ze zaczęło się to w sierpniu :). Tak tak, ja też najchętniej przeskoczyłabym z października już od razu do grudnia :D. Ja co roku planuję vlogmas, bo polubiłam tę tradycję, ale jeśli będę miała taki czas jak teraz, że będę lekko pochorowana i zajęta pracą i innymi sprawami, to nagrywanie może okazać się zupełnie bez sensu, bo ani nie będę miała co pokazać, ani jak do Was pogadać. Coś tam w grudniu na pewno się pojawi, ale to życie pokaże, jak będzie 🙂
A teraz pytanie z gatunku tych prostych i powtarzających się, ale tym razem postanowiłam odpowiedzieć na nie tutaj, bo i książka którą czytam jest wyjątkowa.
Dwa tygodnie temu w weekend z zaciekawieniem słuchałam w Chilli Zet audycji, w której Agnieszka Witkowicz-Matolicz opowiadała o swojej książce zatytułowanej “Niezwykłe Dziewczyny”. To reportaż, w którym poznajemy losy dziesięciu kobiet, które usłyszały w swoim życiu tę okropną diagnozę, jaką jest rak piersi. Pomyślałam wtedy, że bardzo chciałabym przeczytać tę książkę, ale z drugiej strony miałam duże wątpliwości, czy emocjonalnie to udźwignę. Jakie było moje zdziwienie, kiedy w następnym tygodniu znalazłam na skrzynce maila od Autorki z propozycją, abym zapoznała się z jej książką. Uznałam to za znak i postanowiłam sięgnąć po tę lekturę… Tym bardziej, że temat lęku przed rakiem jest mi bardzo bliski i postanowiłam potraktować tę książkę trochę jak terapię. To taka forma oswojenia się z wrogiem, z dystansu, można by rzec, że z bezpiecznej odległości. Rolą tej książki jest pokazanie raka z nieco innej strony… Kojarzymy go jako chorobę śmiertelną, a przy dzisiejszym postępie medycyny rak piersi traktowany jest bardziej jako choroba przewlekła. Oczywiście, zdarza się, że ktoś przegrywa tę walkę, ale nie możemy zapominać, że jest też mnóstwo kobiet, które wyszły z niej z tarczą. Spełniają marzenia, robią karierę, zakładają rodzinę… To daje nadzieję. Te historie pokazują, że leczenie owszem, nie należy do najłatwiejszych, ale da się przez to przejść.
Bardzo Wam polecam tę książkę. Niezwykle łatwo się ją czyta, można się przy niej wzruszyć, zasmucić momentami też, ale ogólny wydźwięk jest optymistyczny.
No nie powiem, żebym była ostatnio mistrzynią łapania chwil w kadry ;). Ale przy takiej prozie życia, jaka mnie dopadła, to i nie bardzo jest co łapać.
Kolejna vege miejscówka (Vege Bistro) przetestowana. To po lewej to wegańska “kaszanka”! Była naprawdę bardzo dobra 🙂 chętnie odtworzyłabym w domu, ale nie bardzo wiem, jak się za to zabrać. Wiem, że prawdziwa kaszanka to coś obrzydliwego, ale ja jedząc mięso lubiłam taką z grilla z cebulką :O
Bardzo polecam Wam świetny, rzetelny i wyczerpujący artykuł na temat testowania kosmetyków na zwierzętach. Dobrze wiedzieć, jakie marki warto wspierać, a jakie lepiej bojkotować. Sama mam jeszcze problem ze 100% wegańską kosmetyczką, bo większość posiadanych przeze mnie kosmetyków dostałam w prezencie, ale kiedy sama chcę coś kupić, zerkam na tego typu listy.
Petsitter, czyli pomysł na freelancing. Sama chętnie go wykorzystam, jak już wypalę się w tym, co robię 😉
Świetny wpis Asi Glogazy o tym, co daje terapia i dlaczego nie można się jej wstydzić.
Biblioteczka freelancera, czyli co warto przeczytać pracując na swoim.