Początkowo nie planowałam pisać takiego podsumowania, ale doszłam jednak do wniosku, że moje obserwacje mogą się komuś przydać. Zacznę może od tego jak wyglądało moje wyzwanie, bo nie było ono odwzorowaniem żadnego z wyzwań krążących po sieci. Za pierwszym razem zrobiłam dwie serie po 60 przysiadów, potem zwiększyłam tę ilość do 3 x 60, co oznacza, że cały czas (ok. 4 razy w tygodniu) robiłam po 180 przysiadów. Nie bawiłam się w żadne zwiększanie ilości powtórzeń, dwie z Was doradziły mi, że lepiej dołożyć obciążenie i tak też (po ok. 2 tygodniach) postanowiłam zrobić. Od ponad tygodnia nie ćwiczę, bo jestem osłabiona przez przeziębienie.
Czego oczekiwałam?
Po prostu, ujędrnienia pośladków, żeby latem w kostiumie nie mieć kompleksów. Na pewno nie chciałam się rozrosnąć. Jakkolwiek narcystycznie by to nie zabrzmiało – mam w tej chwili idealnie symetryczną sylwetkę klepsydry i chcę aby tak zostało, chcę mieć smukłe uda i odstający, ale nie duży tyłek.
Efekty?
Pisałam w jednym z przeglądów tygodnia, że nie widzę efektów na pupie, za to mam wrażenie, że ujędrniły mi się uda. Teraz uważam, że to podsumowanie było dla całego tego wyzwania bardzo krzywdzące 😉 . Albowiem przyniosło ono jeden spektakularny efekt – wygrałam z cellulitem na tylnej części ud.
Walczę z tym paskudztwem od kiedy zażywam hormony czyli już od dobrych kilku lat. O ile wcześniej pomagały mi różne kosmetyki, masaże czy włączenie ćwiczeń, tak odmiana “popigułkowa” (cellulit wodny) okazała się niezniszczalna. I nadal taka jest, nie powiem, że cellulit zniknął w 100%, bo jeszcze w pewnych miejscach po ściśnięciu skóry jest widoczny. Moja wygrana polega jednak na tym, że problem nie jest widoczny w takich zupełnie naturalnych warunkach kiedy stoję czy chodzę. Tylna strona ud jest jędrna, sprężysta, twarda… Nie ma mowy o żadnej paskudnej galarecie.
A na co nie pomogły?
Na razie nie widzę efektu na pośladkach, są takie, jak wymodelowały je ćwiczenia Mel B. Co za tym idzie – nie zniknął na nich cellulit. Chociaż podobnie jak przy udach – normalnie jak sobie stoję czy chodzę to nie jest on widoczny, ale wystarczy napiąć mięśnie aby go zobaczyć.
ALE HELOŁ – piszę o efektach po niespełna miesiącu. O pośladkach jeszcze pogadamy za jakieś 2 miesiące 😉
Co dalej?
Uda bez widocznego cellulitu to dla mnie największa nagroda 😉 . Będę więc kontynuować swoje lutowe wyzwanie bez względu na to, czy będzie miało ono wpływ na pośladki.
I na pewno polecam przysiady jako świetny patent na poprawienie wyglądu ud. Ja poza przysiadami nie robię nic więcej, żadnych kremów, balsamów, masaży… Zimą jestem na to za leniwa. Nie piszę o innych aktywnościach, bo te towarzyszą mi od dawna, a jednak na pomarańczową skórkę nic nie pomagało 😉
P.s. Dodam jeszcze, że obawiałam się o stan moich dość wrażliwych kolan, ale rozgrzewka załatwia sprawę – nie miałam z tym żadnych problemów.