Wiem, że sporej części z Was brakuje na moim blogu wpisów kulinarnych. Mnie też, ale ostatnie półtora miesiąca było dla mnie trudne pod względem odżywiania i przełożyło się to też na moją niechęć do gotowania. Końca takiego stanu za bardzo nie widać – kiedy już wydawało mi się, że w moim leczeniu ortodontycznym nadszedł czas jakiejś stagnacji i tylko podkręcania łuków raz w miesiącu, pani doktor przywaliła mi wyciągami ;). Oczywiście cieszy mnie przejście na kolejny etap leczenia, ale jedno jest pewne – tego lata to ja się nie najem.
Dodatkowo czasami dochodzę do wniosku, że za bardzo napinam się w kwestii bloga. Założyłam sobie, że nie będę dodawać wpisów z pojedynczymi przepisami (poza serią “domowe odpowiedniki” preferuję zestawianie ich tematycznie w 3, 5 itp.), ale trochę strzeliłam sobie tym w stopę. Przykładowo – nie dodam wpisu tylko z 2 fajnymi obiadami, bo chciałabym jak w poprzedniej “edycji” tego wpisu pokazać ich 7… Ale wiadomo – dopóki nie uzbieram 7 (a przez ostatnie problemy wolno mi to idzie), nie dodam nic. Dość tego napinania się i sztywnego trzymania założeń. Ten obiad zasługuje na osobny wpis!
Z wielu powodów:
- jest zdrowy
- jest wegetariański
- jest niedrogi (szczególnie teraz latem)
- jest pyszny
- jest kolorowy (no co, lubię ładne jedzenie ;))
- jest prosty i dość szybki w wykonaniu
- to potrawa jednogarnkowa, więc jest po niej mało zmywania
- jest bardzo uniwersalny – można go podawać z różnymi dodatkami
- można sobie jego porcję zamrozić i zjeść innego dnia, w awaryjnej sytuacji
- składa się z dość niewielu składników i można robić go w wielu wersjach
To “danie” to oczywiście nic odkrywczego, ale czy inne, które tu zamieszczałam były szczególnie odkrywcze? Nie wydaje mi się, zbyt mocno kocham prostą kuchnię aby przygotowywać i prezentować tu coś wymyślnego.
Do przygotowania tego dania potrzebujemy warzyw, w dowolnej kombinacji. Ja nie wyobrażam go sobie bez:
- papryki (najlepiej w kilku kolorach)
- pomidorów (zimą mogą być krojone z kartonika)
- cukinii
- cebuli
- czosnku
- ciecierzycy (może być z puszki)
Opcjonalnie możemy dodać jeszcze na przykład:
- marchew
- bakłażan
- pieczarki
- soczewicę
- kukurydzę
- pokrojone w plasterki kiełbaski sojowe – można sobie zrobić takie mini leczo 😉
Przygotowanie jest banalne, kluczowe jest tylko wrzucanie do garnka pokrojonych warzyw w odpowiedniej kolejności, zaczynając od najtwardszych. Rozgotowane warzywa mają znacznie wyższy indeks glikemiczny dlatego staram się aby były dość miękkie, ale nie rozgotowane. U mnie kolejność wygląda mniej więcej tak:
rozgrzewam w garnku ok. 2 łyżki oliwy z posiekanym czosnkiem -> wrzucam marchewkę -> po ok. 5 minutach dorzucam paprykę i pomidory (pomidory się rozgotują, ale oddają sok, w którym wszystko będzie się dusić) -> po ok. 10 minutach dorzucam cieciorkę -> kolejne 10 minut i wrzucam cukinię i cebulę -> na samym końcu kiedy wszystko jest już dość miękkie jeszcze na ok. 5 minut można wrzucić np. pieczarki, soczewicę, kukurydzę, parówki sojowe… Na tym etapie zdejmuję też przykrywkę aby trochę płynu odparowało.
Podany czas jest oczywiście bardzo orientacyjny, nie korzystam z timera. Pod koniec gotowania doprawiam całość ulubionymi ziołami i przyprawami. Podaję najczęściej z kaszą gryczaną niepaloną lub komosą ryżową, ale sprawdzi się tutaj też kasza jaglana, ryż, makaron… Jeśli coś nam zostanie, można wymieszać gulasz warzywny z kaszą i schować do lodówki na następny dzień, albo zamrozić na jakąś czarną godzinę. Mniam.