Ile razy zastanawiałaś/eś się czy to co robisz nie jest głupie, czy ktoś Cię z tego powodu nie wyśmieje, nie skrytykuje? Ile razy rezygnowałaś/eś z tego powodu z robienia czegoś o czym marzysz albo na co po prostu masz ochotę? Nie ważne, czy chodzi o nauczenie się jazdy na rolkach w wieku 50 lat, pójście na siłownię pomimo sporej nadwagi, prowadzenie bloga czy rzucenie pracy i zarabianie na życie dzięki produkowaniu biżuterii “hand-made”.
Jeśli odpowiesz na zadane przeze mnie pytania “nigdy” to super, gratuluję i sugeruję nacisnąć krzyżyk w prawym górnym rogu przeglądarki, bo ten post nie jest dla Ciebie.
*na zdjęciu najbardziej wysunięta górna szczęka w mieście 😉
Tym którzy zostali opowiem moją historię 😉 pewnie tylko garstka z Was wie, że na początku miałam bardzo duży problem z moją działalnością internetową. Choć sprawiała mi ona dużo przyjemności, a prowadzenie bloga czy ZdrowoManii szybko przerodziło się w pasję – cały czas gdzieś z tyłu głowy miałam to idiotyczne pytanie – co ludzie powiedzą?
Prawdopodobnie na świecie są tysiące osób, dla których to czym się zajmuję to jakaś totalna głupota. Coś zbędnego, przerost formy nad treścią, może parcie na szkło, może ekshibicjonizm albo chęć podbudowania swojego ego… Na początku naprawdę traciłam energię na zastanawianie się nad tym, jak to co robię może być odebrane przez moje otoczenie… Miałam opory przed powiedzeniem o blogu znajomym i rodzinie i nie chciałam aby ktoś trafił tu przypadkiem. Co ciekawe nawet z udostępnieniem pierwszego odcinka ZdrowoManii miałam problem i chyba przez godzinę wybierałam na fejsie ustawienia prywatności dla tego posta analizując kto mnie wyśmieje, a komu mogę ten “program” pokazać. Teraz sobie myślę, że to było trochę żałosne… Bo to chyba jakieś zaburzenie wstydzić się tego co się robi i czym się pasjonuje?
Przełom nastąpił podczas mojego pobytu w Gruzji. To wtedy zrozumiałam, że moja działalność blogowa zaszła za daleko i ukrywanie jej nie ma sensu. Udostępniłam wtedy po raz pierwszy (i póki co ostatni) jakieś posty z bloga na prywatnym profilu FB. Zaczęłam też udostępniać wszystkie odcinki ZM-ki nie bawiąc się w niestandardowe ustawienia prywatności. I co? I nic. Serio. Kilka osób zalajkowało mój blogowy lub zdrowomaniowy fanpage, niektórzy zaczęli nawet się na nich udzielać (również osoby, których nigdy bym o to nie podejrzewała), niektórzy daaaawno niewidziani znajomi przy okazji publikowania kolejnych odcinków ZdrowoManii pisali mi prywatne wiadomości, że to co robię bardzo im się podoba i że kibicują, inni przy okazji spotkań podpytują co będzie w kolejnym odcinku albo dziękują za jakiś przepis. A reszta prawdopodobnie ma totalnie wywalone na to co robię. Nie obchodzi ich to, więc nie komentują tego ani w sposób negatywny, ani pozytywny. Nie rozstąpiło się niebo, nie poleciały na mnie żadne gromy ani fala hejtu i krytyki ze strony osób, które taką działalność internetową uznają za głupotę.
Dotarła do mnie prosta prawda. Otóż może to zabrzmieć nieco brutalnie, ale większość ludzi których zdaniem się przejmujemy prawdopodobnie ma głęboko gdzieś to co robimy. Cały mój czas poświęcony na myślenie “co ludzie powiedzą” był całkowicie zmarnowany bo ci ludzie albo nie powiedzieli nic, albo wypowiedzieli się pozytywnie. Oczywiście może być tak, że ktoś wypowiada się na mój temat negatywnie za moimi plecami, ale rozmyślanie na ten temat to dopiero byłaby strata czasu i energii :D.
A co gdyby te negatywne komentarze jednak się pojawiły? Jako że cały czas kontynuuję moją rozpoczętą ponad rok temu terapię, postanowiłam przerobić ten temat z moim psychologiem. I do jakich doszłam wniosków?
- W pierwszej kolejności należy się zastanowić kto pozwala sobie na bezpodstawną krytykę innych ludzi… Czy są to ambitni ludzie z pasją, którzy sami rozwijają się na różnych płaszczyznach? Nie, bo tacy ludzie są zajęci swoją pasją a jednocześnie rozumieją pasje innych. Hejt płynie raczej ze strony osób bez swojego życia i pasji, stojących w miejscu i sfrustrowanych. Sami sobie odpowiedzcie na pytanie czy należy się przejmować opinią takich ludzi czy raczej… trzeba im współczuć?
- Druga sprawa – jeśli robicie COŚ, cokolwiek – czy to prowadzenie bloga, czy nauka robienia na drutach czy nagrywanie vlogów z “projektami denko” – jesteście lepsi od tych, którzy nie robią nic poza życiową wegetacją i krytykowaniem innych. I bez względu na to co robicie – rozwijacie się i idziecie do przodu.
- Jest takie przysłowie “nie jestem zupą pomidorową/nutellą aby mnie wszyscy lubili”. A ja pokuszę się nawet o stwierdzenie, że bez problemu w naszym społeczeństwie znajdziemy też antyfanów zupy pomidorowej i nutelli. Po prostu nie ma takiej rzeczy i takiego człowieka, którego wszyscy by lubili. Czy to, że jakiś kolega z podstawówki uważa za głupotę Waszą pasję szydełkowania wpływa w jakiś sposób na Wasze życie? Pytanie retoryczne. Dużo gorzej wpłynęłaby na Was rezygnacja z tej pasji spowodowana przejmowaniem się opinią obcego człowieka.
A teraz ujawnię co w ogóle skłoniło mnie do napisania tego posta. Ostatnio na Facebooku moim oczom ukazał się taki wpis:
Wbiło mnie w fotel, bo w życiu bym nie pomyślała, że to co robię, te “głupoty” mogą spodobać się mojej nauczycielce z liceum. Nie wiem dlaczego czasami z góry zakładamy, że ktoś będzie “na nie”, a potem rzeczywistość okazuje się zupełnie inna. Wielu blogerów wspomina, że obawiali się ujawnienia swojego bloga wśród znajomych, a potem spotkali się z bardzo pozytywnym jego odbiorem. U mnie było identycznie!
Dlatego podsumowując – przestańcie myśleć co o Waszej pasji czy pracy powiedzą inni, bo nie powinno mieć to wpływu na Wasze działania. Nie ma powodu aby wstydzić się realizowania swojej pasji, tak samo jak nie powinniśmy wstydzić się aktywności fizycznej. Energię poświęcaną na takie rozmyślania lepiej spożytkować w zupełnie inny, zdrowszy dla ciała i ducha sposób.