Mój ostatni wpis o freelancingu nie przedstawiał tego rodzaju pracy w najlepszym świetle… Pisałam o rzeczach, na które trzeba się przygotować i oczywiście skupiłam się na tych negatywnych. Nagrałam nawet film, a potem pomyślałam, że ten temat zasługuje na przedstawienie go również z drugiej strony… Postanowiłam zebrać plusy freelancingu w jeden wpis i podsuwać go potem każdemu, kto wspomni, że dopadł go freelancerski kryzys ;). Też miewałam kiedyś takie kryzysy i tylko dzięki myślom o tych plusach (których wtedy za bardzo nie odczuwałam, ale wierzyłam, że nadejdą) je przetrwałam i wytrwałam w swojej decyzji o pracy na własny rachunek.
Chętnych zapraszam na film, a przeciwników formy video na poniższy post. Osobom bardziej zainteresowanym tym tematem polecam i to i to – znowu usiadłam do nagrywania spontanicznie, bez notatek, więc mówiłam co mi ślina na język przyniosła, a potem usiadłam do pisania i do głowy przyszły mi kolejne rzeczy… Ach, błędy, błędy… Kiedy się czegoś na nich nauczę?
Niech żyje wolność
Często freelancerzy na swoich blogach ostrzegają, że ta wolność jest tylko pozorna i bywa, że pozostaje w sferze marzeń. Ja nie do końca się z tym zgadzam. Wiele zależy od wykonywanej pracy i od ilości zleceń jakie bierze się na siebie, ale ja tę freelancerską wolność definiuję zupełnie inaczej. Dla mnie to właśnie wolność w dobieraniu zleceń i klientów, a także możliwość decydowania o tym gdzie, o której godzinie i jak dużo pracuję. To praca w domu, to praca która nie zmusza do siedzenia za biurkiem, kiedy już wszystko zrobiłam… To praca bez udawania, że pracuję. No i wreszcie – to praca, którą lubię bo nikt nie zmusza mnie do robienia rzeczy, które są niezgodne z moimi zainteresowaniami, kwalifikacjami czy filozofią życiową.
Brak szefa
To też dyskusyjne, bo jak wiadomo – szefami freelancera są jego klienci. Doskonale to znam z przeszłości, ale uważam, że w relacji freelancer-klient mamy trochę większe znaczenie niż w relacji pracownik-szef. Szefowi często trudniej się sprzeciwić, wejście z nim w ewentualny konflikt może sprawić, że straci się pracę… A rezygnacja ze współpracy z jakimś trudnym klientem często nie jest tragedią, bo mamy też innych klientów… Poza tym szef może Wam narzucić, że np. jutro jedziecie w delegację, a klient raczej nie może Wam takich rzeczy narzucić, ta relacja jest bardziej partnerska. Ale na ten temat nie chcę się rozgadywać, bo tak jak mówię w filmie – moi klienci są totalnie bezproblemowi.
Praca na własny rachunek
Kiedy pracując na etacie uświadomiłam sobie, że jakieś 80% zarobionych dzięki mojej pracy pieniędzy idzie na utrzymanie reszty firmy, nieco się zdołowałam. Tak to działa, jest to oczywiste, że pracując w firmie jesteśmy tylko częścią dużej maszyny, która musi na siebie zarobić. Lepiej jednak się czuję, kiedy pracuję i zarabiam tylko na siebie.
Wzrost stawki godzinowej
W skali całego miesiąca rzadko zarabiam więcej niż wtedy, kiedy pracowałam na etacie. Ale kiedy spojrzę na stosunek ilości pracy do zarobionych pieniędzy to odczuwam dużą satysfakcję. No i co najważniejsze – bo w filmie zapomniałam o tym powiedzieć – to ja decyduję o wysokości moich zarobków, nie muszę czekać aż łaskawie ktoś przyzna mi podwyżkę lub premię, jeśli potrzebuję więcej kasy to spinam pośladki i po prostu ją zarabiam.
Szczerze mówiąc takich plusów mogłabym wymienić znacznie więcej (pewnie z 50 albo 100 ;)), ale skupiłam się na tych najważniejszych. Tradycyjnie już proszę innych freelancerów aby podzielili się swoimi odczuciami – co dla Was jest największym plusem (lub plusami) freelancingu?