Trwa ten wyjątkowy czas w roku, kiedy kolejna grupa maturzystów zadaje sobie to niesamowicie ważne pytanie: “co po maturze”? I w związku z tym Ania z Blue Kangaroo niedawno poprosiła mnie o udział w akcji #copomaturze. Co prawda akcja ta chyba skończyła się wczoraj, ale post ten nie zmieścił się w mojej zeszłotygodniowej kolejce publikacji ;). A Ani zależało na moim głosie, ponieważ reprezentuję grupę osób, które po maturze nie poszły na studia. I kiedyś już napisałam post, w którym wyjaśniałam dlaczego tak się stało i czy tego żałuję... W tamtym poście pisałam o takim bardziej praktycznym aspekcie życia bez studiów, a teraz podejdę do tematu nieco bardziej emocjonalnie. To będzie bardzo szczery post, w którym być może nieco wykroczę poza granice mojej prywatności… Ale mam nadzieję, że warto 🙂
Dlaczego nie poszłam na studia?
Nie kryje się za tym żadna dramatyczna historia, ja po prostu po maturze nie wiedziałam, co chcę w życiu robić i decyzja o studiach wówczas mnie przerastała. To było 14 lat temu, nie miałam wtedy żadnej pasji, nic nie zainteresowało mnie na tyle, aby chcieć tak mocno pogłębiać swoją wiedzę z danego zakresu. Owszem, miałam jakieś ulubione przedmioty w szkole, ale nie wiązałam z nimi swojej przyszłości. Postanowiłam więc wstępnie zrobić sobie rok przerwy, a ostatecznie całkowicie zrezygnowałam ze studiowania.
Już wtedy było we mnie silne przekonanie, że robienie czegoś na siłę nie ma sensu i na pewno nie przyniesie mi to szczęścia. Musiałam zmierzyć się z presją otoczenia i iść pod prąd, czasami też znosić przykre komentarze, ale dziś z perspektywy czasu wiem, że podjęłam wtedy dobrą decyzję. Czy najlepszą? Tego się nie dowiem, bo nie wiem, co czekałoby na mnie na tamtej drodze… Ale ja swojej decyzji nie żałuję i dzisiaj opowiem Wam dlaczego. Zaznaczam jednak, że moim celem nie jest namawianie do zrezygnowania ze studiów! Bardziej chodzi mi o dodanie otuchy tym, którzy już podjęli decyzję o roku przerwy lub całkowitym pominięciu tego etapu edukacji.
Jak żyć bez studiów?
Wiele osób po studiach mówi, że pod względem zawodowym nie dały im one zbyt wiele, ale i tak wiele wniosły do ich życia. Poznali na nich ciekawych ludzi, przeżyli wiele ciekawych rzeczy… I ja to w 100% rozumiem i…. mogę to samo powiedzieć o życiu bez studiów, bo przecież nie byłam w tym czasie zawieszona w próżni. Studenckiego życia mi nie brakowało, bo i tak nie jestem typem imprezowym, a poznawanie nowych ludzi i doświadczeń przynosiła mi praca. Ale co do jednego nie mam wątpliwości – przez to, że wcześniej zakończyłam swoją edukację, mam mniejszą wiedzę ogólną. Oczywiście nie w każdym przypadku musi tak być, można być oczytanym i bardzo inteligentnym człowiekiem nawet bez studiów, ale u mnie w tej kwestii coś nie pykło ;). Tylko teraz pytanie….
Czy to faktycznie jest takie ważne?
Z pewnością fajnie jest być wykształconym człowiekiem… Abstrahując od tego, że studia mogą przynieść spełnienie zawodowe, to można czasami zabłysnąć wiedzą w towarzystwie ;). Można też dodać sobie dwie, trzy lub nawet cztery literki przed nazwiskiem i od razu wzbudza się wtedy większy szacunek. Tylko że ja pochodzę z niewykształconej rodziny i byłam wychowywana w zupełnie innym nurcie… Nurcie szacunku do każdego człowieka, bez względu na jego sytuację życiową, materialną czy zawodową. Mnie nigdy by przez usta nie przeszły słowa “pokaż mi indeks, to dopiero będę z tobą rozmawiać”, a sama usłyszałam taki tekst od (wtedy jeszcze potencjalnie) wykształconego człowieka. Z powodu mojej decyzji spotykały mnie też inne przykrości i przyznaję, że wtedy podkopywały one moje poczucie własnej wartości. A dziś…
Dziś, mądrzejsza o te kilkanaście lat wiem, że na tym świecie jest miejsce dla wszystkich, również dla tych “prostszych” ludzi, którzy czasami nie do końca wiedzą jak się zachować, albo nie znają znaczenia niektórych trudniejszych słów. Ba, nie mam nawet nic przeciwko tym, którzy źle używają słowa “bynajmniej” ;). Jeśli oni są szczęśliwi i nikomu przy tym krzywdy nie robią, to czemu mielibyśmy ich potępiać? Uważam, że nie wszyscy muszą być super oczytani, wykształceni i obyci kulturalnie i zdaję sobie sprawę, że moja opinia wzbudzi kontrowersje wśród tych, którzy od takich ludzi czują się lepsi… Ale ja uważam, że prawdziwej mądrości życiowej nie da się wypracować przez kilka lat studiów i dowodem na jej istnienie nie jest tytuł naukowy. A ja, pomimo tych moich braków…
Jestem spełniona i szczęśliwa
Rok po maturze poszłam do dwuletniego studium, gdzie skończyłam kierunek “obsługa turystyczna”. Później zazwyczaj nawet nie wpisywałam tego w CV, bo poszłam do tej szkoły tylko ze względu na tęsknotę za geografią i dla rozruszania mózgu. Chciałam też dowiedzieć się, jak wygląda organizacja imprez turystycznych od kuchni. Byłam ciekawa, czy okaże się to na tyle fascynujące, abym zechciała w tym pracować. Nie okazało się.
I tu warto przejść do tego, do czego doprowadził mnie ten mój brak studiów. Na chwilę obecną jestem przede wszystkim blogerką. Czyli dziennikarką, copywriterem, korektorką, fotografem, operatorem, montażystą, marketingowcem, PR-owcem i przedsiębiorcą w jednym. Piszę artykuły, robię zdjęcia, pozuję do zdjęć, nagrywam i montuję filmy, występuję przed kamerą, podróżuję, angażuję społeczność, nawiązuję relacje, zmagam się z biurokracją, pojawiam się czasami w tradycyjnych mediach… I choć czasami bywam zmęczona, to naprawdę niesamowicie to lubię. I kilka dni temu, kiedy puściłam w świat relację z Tatr i dostałam super pozytywną wiadomość od pani, która była inicjatorką tego wyjazdu, uświadomiłam sobie, że jako blogerka spełniam się na bardzo wielu płaszczyznach. Również tych, które interesowały mnie te kilkanaście lat temu, tylko różnica polega na tym, że nie muszę siedzieć gdzieś w biurze i organizować komuś wyjazdów, a przeżywam i relacjonuję je sama. W ilości, jaka mi odpowiada. Czy może być lepiej?
Dlatego z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że podoba mi się ta moja droga. Że dzisiejszy świat daje nam tyle możliwości, że nawet bez studiów można sobie świetnie poradzić i przede wszystkim być szczęśliwym. Bez udziału w wyścigu szczurów, bez odbijania się od szklanego sufitu, bez wzdychania do pięknej pogody, kiedy trzeba odsiedzieć swoje w biurze. Nie mówię, że to ogólnie jest złe, ale z całą pewnością byłoby to złe dla mnie.
Czy nie boję się przyszłości?
Uprzedzając pytania – czy boję się przyszłości? I tak i nie. Myślę, że nie mam powodu, aby bać się jej bardziej, niż inni ludzie, dlatego że przyszłość każdego z nas może zaskoczyć. Zajmując się blogiem jadę na dokładnie tym samym wózku co osoby, które zajmują się marketingiem i reklamą, a często są to ludzie z wyższym wykształceniem. Na chwilę obecną rynek nie mógłby istnieć bez marketingu i reklamy i nie zapowiada się, aby w najbliższych latach miało się to zmienić, dlatego póki co nie widzę powodów do niepokoju. Bardziej boję się wypalenia zawodowego.
Więc co po maturze?
Dlatego ja na pytanie “co po maturze” odpowiedziałabym – to, co czujesz. Nie to, czego wymagają od Ciebie inni i nie to, co jest społecznie zalecane. Cokolwiek nie wybierzesz – i tak wszystko się jakoś poukłada. A nawet jeśli decyzja będzie zła, to nie jest coś, od czego nie ma odwrotu. Żyjemy w naprawdę fajnych czasach, ludzie przebranżawiają się nawet po 40tce. Kto wie, może docelowo będziesz wykonywać zawód, który teraz jeszcze nie istnieje?