Zawsze marzyłam o życiu w ciepłym kraju… Włochy, Hiszpania… Upalne lato i łagodna zima. Wygląda na to, że ciepłe kraje przyszły do mnie, nawet nie musiałam się przeprowadzać, super! Jeszcze żeby tylko mój organizm przystosował się do tych zmian klimatu i będzie bosko. Póki co największy problem mam z aktywnością fizyczną, bo każda jej próba kończy się kiepskim samopoczuciem. Ciągnąca się za mną od 2 tygodni choroba nie pomaga i krótko mówiąc czuję, że wiotczeję. Ale znalazłam rozwiązanie – urlop nad jeziorem. No dobra, nie chodzi tylko o to, że chcę popływać… Chcę też spędzić urodziny w miejscu, które uwielbiam, w którym najlepiej wypoczywam i w którym mogę się skoncentrować na tym co mam… A mam to co najważniejsze, czyli bliską osobę (i psa ;)) oraz zdrowie. Ten tydzień był ciężki, bo obawiałam się już, że swoje urodziny spędzę nie w moim ulubionym miejscu w Polsce, tylko w szpitalu. Taaak, te moje czarne wizje… Facetem nie jestem i lekarzy się nie boję ;), więc jak tylko pojawił się problem, zapisałam się pilnie na badania. I dopiero wczoraj zszedł ze mnie cały stres, bo okazało się, że wszystko jest OK.
Piszę o tym bo jako że piszę bloga o zdrowiu, postanowiłam być w tej kwestii z Wami szczera i na swoim przykładzie motywować do różnych działań. Sama miałam kiedyś problem z chodzeniem do lekarza kiedy coś się działo, a przecież czasami liczy się czas. Wiecie jaki post jest jednym z najczęściej odwiedzanych na moim blogu (przez Google)? Jak przestać bać się dentysty. Chyba napiszę też post jak przestać bać się ginekologa, bo to kolejna bolączka wielu kobiet, która w dodatku może wiele nas kosztować. W przypadku chorób kobiecych często czas ma kluczowe znaczenie, nie tylko dla zdrowia, ale i życia.
Dobra, dość tych poważnych tematów ;). Uwijam się właśnie z ostatnimi przedurlopowymi zadaniami i jutro rano zmieniam otoczenie, przynajmniej na 5 dni.
Trochę wypadłam z tego blogerskiego rytmu częstego robienia zdjęć 😉 na ten spacer też zapomniałabym wziąć aparat, przypomniałam sobie o nim w ostatniej chwili. Dzięki temu mogę pokazać Wam nowe bulwary wiślane (kto jeszcze nie był i chce mieć niespodziankę, niech nie ogląda ;)).
Długo trzeba było na nie czekać, ale warto było. Są ładne, nowoczesne, bardzo nasłonecznione, ale uwzględniono na nich również miejsce na wypoczynek w cieniu.
W słońcu oczywiście też… Leżaczki akurat można sobie dowolnie przestawiać. Nie należą do żadnej knajpki, są miejskie, z logo Zakochaj się w Warszawie (kocham to hasło, więc musiałam to napisać ;))
Ja już nie muszę się zakochiwać bo jak większość z Was wie – kocham Warszawę jak żadne inne miasto w Polsce. Choć pewnie mogłabym się przeprowadzić do Olsztyna lub Wrocławia, ale nie chcę nawet o tym myśleć, bo takie rzeczy lubią się spełniać ;).
A teraz muszę się przyznać do czegoś wstydliwego… Ogród na dachu BUW istnieje od 2002 roku, a ja wczoraj byłam w nim po raz pierwszy… Trochę obciach. Ogród ten jest jednym z największych ogrodów dachowych w Europie. Podobno jest też jednym z najpiękniejszych.
Sierpień to w Warszawie miesiąc wyjątkowy.
I w tym roku wyjątkowo upalny… Kurtyny wodne są prawdziwym wybawieniem, ale czy trochę nie marnują wody? Sama nie wiem co o tym myśleć, ale żeby ta i tak tryskająca woda się nie marnowała, to korzystam 😉 szkoda tylko, że po przejściu kilku kroków człowiek jest już suchy.
P.s. W Wiśle mamy krytycznie niski poziom!
Ten nasz wspaniały symbol stolicy…
I jeszcze coś z telefonu… Piękne niebo uchwycone w trakcie spaceru.
Byłam w tym tygodniu na pokazie filmu, którego tytuł być może kłóci Wam się ze słowem “kultura”, ale jeśli tak, to niesłusznie. “Disco polo”, bo o nim mowa, to film-bajka. Statki pływające po pustyni, kabriolety z siedzeniami obitymi różowym futrem, kolorowe, kiczowate ubrania, niesamowity klimat rodem z jakiegoś amerykańskiego snu. Przez 90% filmu uśmiech nie schodził mi z twarzy. Może stracę teraz połowę czytelników, ale ogólnie nie mam nic przeciwko tej starej muzyce disco polo. Nie słucham jej dla przyjemności, nie jestem w stanie przesłuchać w całości chyba żadnej piosenki, nie mówiąc już o całym albumie, ale nie mam nic przeciwko disco polo na weselach i innych imprezach. Rozśmiesza mnie i potrafię się przy tym bawić, tak samo jak przy prawie każdej innej muzyce stworzonej do tańca. Mam do tego dystans po prostu, jedyne co mnie irytuje to niektóre naprawdę słabe i zboczone teksty… Ale nie mam nic przeciwko takim hitom jak “Szalona” czy “Ona tańczy dla mnie” ;).
Po seansie odbyła się rozmowa z reżyserem i dowiedziałam się z niej bardzo wielu ciekawych rzeczy! Np. tego, że film był kręcony wyłącznie w Polsce (plenery raczej na to nie wskazywały) a zdjęcia do niego zajęły niewiele ponad miesiąc. Dawid Ogrodnik grający głównego bohatera specjalnie do filmu uczył się śpiewać pod okiem nauczycieli szlifujących umiejętności innych disco polowców i choć startował z umiejętności zerowych, nauczył się całkiem nieźle. A żeby jeszcze lepiej wczuć się w rolę, przez jakiś czas chodził po mieście w ubraniach swojego bohatera. Środowisko disco polo podzieliło się jeśli chodzi o opinię na temat tego filmu, jedni byli nim zbulwersowani, inni przyznawali, że jest fajnym krzywym zwierciadłem dla tamtych czasów. Podobno wiele wątków w filmie ma swoje autentyczne odpowiedniki.
Na plus jest także gra aktorska, Joannę Kulig akurat bardzo lubię, a Dawid Ogrodnik… no wypisz wymaluj Zenek Martyniuk z młodości ;). Podsumowując – jeśli nie boicie się spędzenia trochę czasu w towarzystwie kiczowatej muzyki disco polo – bardzo polecam ten film, tak dla chwilowego oderwania się od rzeczywistości. Muzyka podobno została tak dostosowana, aby nie kuła w uszy nawet skrajnych przeciwników polskiego disco. Piosenki też zostały dobrane tak, aby nie były wulgarne (bo takich we współczesnym disco polo zdaje się nie brakuje).
Pamiętacie kotlety z kalafiora mojej mamy? Wyedukowałam ją! Ostatnio przygotowała je w piekarniku zamiast smażyć na skąpanej w oleju patelni. Teraz mogę je jeść bez większych wyrzutów sumienia 🙂
Nowa ZdrowoMania i rozmowa o męskim zdrowiu oraz tai chi.
Chłodnik wiśniowy + właściwości wiśni.
Tutaj możecie zobaczyć jak wyglądał wycinek mojej kuchni podczas pracy nad tym chłodnikiem 😀 to tylko fragment, ale tak wyglądało wszystko. Uwaga – tylko dla ludzi o mocnych nerwach.
YouTubek leży i kwiczy, czeka aż odzyskam swój głos. Na urlopie planuję coś nagrać.
Jak dojść do siebie po wakacjach? – dobre porady, w tym okresie mogą przydać się każdemu.
Też w temacie urlopowym – jak zepsuć sobie wyjazd, z przymrużeniem oka.
Bardzo polecam Wam też ten wywiad z Mimi Ikonn. Na YouTube jest ogólnodostępna pierwsza część, ale bardzo wiele ciekawych rzeczy jest w drugiej części, dostępnej tutaj po zarejestrowaniu np. przez jakiś serwis społecznościowy. Wywiad jest bardzo długi, ja oglądam go na raty, ale naprawdę jest wart uwagi, szczególnie jeśli ktoś lubi Mimi. Opowiada w nim ona jak rozwinęła swój (świetnie prosperujący) biznes, o swoim trudnym dzieciństwie w Azerbejdżanie i pierwszych latach życia w Kanadzie… A także o swojej działalności na YouTube.
To by było na tyle 🙂 wracam do pracy i do przygotowań do wyjazdu, trzymajcie kciuki za moją bezpieczną podróż, bo bardzo nie lubię jeździć tą trasą… I do zobaczenia na Instagramie 🙂