Postanowiłam poruszyć pewien ważny dla mnie temat, który wciąż powraca jak bumerang. Problem ten przypomina mi o sobie przy różnych okazjach – weselach, imprezach w gronie mniej lub bardziej znajomych ludzi itp. Jest to też coś, co nieustannie mnie zaskakuje. Niska tolerancja na czyjąś odmowę picia alkoholu.
Nie jestem abstynentką, ale mój stosunek do alkoholu cały czas się zmienia i aktualnie z alkoholu toleruję tylko wino, w dodatku w bardzo ograniczonych ilościach. To żadna tajemnica dlaczego tak się dzieje – po prostu po większej ilości lub po mocniejszym alkoholu kiepsko się czuję. Nie ma co się oszukiwać – antytrądzikowe, półroczne kuracje antybiotykami i 6 lat łykania hormonów zrobiły swoje. Ale abstrahując od tego i wracając do tematu posta – nigdy nie piłam czystej wódki i nie mam zamiaru tego zmieniać. Kiedy ktoś chce mi polać – odmawiam. Czy kogoś to oburza? Wydawałoby się, że to prosta sprawa – mój organizm, moja sprawa. A jednak nie! Mój wybór komentowany jest przeróżnie. Kiedyś na imprezie ktoś nie reagował na moje odmowy i uparcie chciał mi nalać wódkę do kieliszka… W końcu odwróciłam kieliszek do góry dnem aby wyraźnie dać do zrozumienia, że chcę, aby pozostał pusty. W tym momencie zostałam wręcz obszczekana, że zachowuję się niekulturalnie, że to obraza itd. Cóż, nie znam alkoholowych zwyczajów, nie wiedziałam, że to taka obraza majestatu, poczułam się głupio… Dziś dziwię się dlaczego to ja poczułam się niezręcznie, a nie osoba, która uparcie namawiała mnie do czegoś, na co nie miałam ochoty i która dostała tak wyraźny sygnał, że czegoś sobie nie życzę.
Od kiedy naprawdę kiepsko toleruję alkohol, przejęłam rolę kierowcy na imprezach. Kiedyś zdarzało się, że na weselu to ja byłam tą pijącą, a mój partner szoferem. Teraz jest odwrotnie i dobrze mi z tym. Poza tym wydawało mi się, że “nie piję bo prowadzę” to już tak mocny argument, że nikt nie odważy się go skontrować. A jednak! Okazuje się, że i na to znajdzie się odpowiedź, np. “Tylko jednego, wytańczysz” albo “No co ty, nie żałuj kasy na taksówkę!”. Kiedy słyszę te teksty, włącza mi się agresor, serio. I mam tego serdecznie dość. Czy tak trudno zrozumieć słowa “nie, dziękuję”? Czy tak trudno pojąć, że ktoś może alkoholu nie lubić albo zwyczajnie mu on nie służy? Dlaczego od osób odmawiających picia alkoholu wymaga się tłumaczenia, drąży się temat, zarzuca się im (o ironio) brak kultury albo skąpstwo i pożałowanie na taksówkę. Nigdy nie wiemy też czy nie mamy do czynienia z osobą, która ma problem alkoholowy i czy ten jeden kieliszek nie zniweczy efektu długotrwałej terapii. Dlatego trzeba pamiętać – NIE znaczy NIE. To może być “nie mogę”, “nie chcę”, “nie dzisiaj”, ale to zawsze oznacza NIE. I to NIE powinno być zakończeniem tematu.
Piszę to wszystko, bo chcę zwrócić uwagę na ten problem. I jednocześnie jestem bardzo ciekawa czy Wy również się z nim spotykacie i czy tak samo Was irytuje. A jeśli przy okazji dam komuś do myślenia, to… O to chodzi.
No to jak?