W marcowym “tu i teraz” pomarudziłam trochę na czas paszteta, a potem postanowiłam w końcu wziąć się w garść i zawalczyć o lepsze samopoczucie we własnej skórze. No bo nie oszukujmy się – to jest ważne. Niby pozbyłam się swoich kompleksów, ale wciąż zdarzają mi się okresy, kiedy niechętnie spoglądam w lustro. Powody bywają błahe – źle układające się włosy, przesuszona skóra, połamane paznokcie, pogorszenie cery… Na szczęście wszystko to da się w miarę łatwo naprawić, wystarczy poświęcić sobie chociaż trochę więcej uwagi. Po konsultacji z subsrybentkami mojego newslettera, postanowiłam opisać, jak wygląda moja wiosenna pielęgnacja, może kogoś do czegoś zainspiruję :).
Poprawa cery
Moja cera bardzo źle znosi podróże, dlatego ostatnio była w kiepskiej kondycji. Na szczęście po około tygodniu pobytu w domu udało mi się ją uspokoić, ale i tak postanowiłam poświęcić jej trochę więcej uwagi. I tak dorobiłam się kolejnego wysypu 😀 ale może po kolei:
- Zrobiłam porządek w olejkach. Te starsze postanowiłam wykorzystać do włosów, a do twarzy kupiłam nowe. Postawiłam na olejek z czarnuszki, chia, pestek jeżyn i oczywiście dwa moje ulubione, czyli tamanu i jojoba. Kupiłam też nowe hydrolaty – z kocanki i róży damasceńskiej. Niestety znowu zachowałam się jak w gorącej wodzie kąpana i popełniłam swój dość częsty błąd – zaczęłam testować prawie wszystko na raz! Cera mi się zbuntowała, a ja nawet nie wiem czemu to zawdzięczam :/. Aktualnie ratuję się tylko olejkiem tamanu.
- Przerzucam się na makijaż mineralny. Moja droga do tej decyzji była kręta i wyboista, może opiszę ją w osobnym poście…
- W dniach, kiedy mam “pełnowymiarowy” makijaż, stosuję oczyszczanie twarzy metodą OCM (oil cleansing method).
- Pilnuję się aby 2-3 razy w tygodniu robić maseczkę oczyszczającą.
Wzmacnianie rzęs i paznokci
Niby metoda OCM ma wzmacniać rzęsy (bo w olejku, którego używam jest też olejek rycynowy), ale ja zauważyłam, że zaczęły mi one na potęgę wypadać. Wsparcie należy się też moim paznokciom, które dość mocno połamały się podczas wyjazdu na narty.
- Podczas ostatniej wizyty w Rossmannie kupiłam sobie odżywkę do rzęs. Padło na Eveline z olejkiem arganowym. Miała całkiem niezłe opinie na KWC, ale podobno bardziej sprawdza się jako baza pod tusz. Ja szczerze mówiąc nie widzę jej super działania, nawet tego powierzchownego, bo na wzmocnienie oczywiście trzeba poczekać… Dlatego może od raz zapytam, czy możecie polecić mi jakiś tego typu produkt? Nie chodzi mi o odżywki na bazie bimatoprostu, po których rzęsy mają spektakularnie urosnąć. Chodzi mi tylko o ich wzmocnienie, naturalne metody mile widziane :). Znacie coś poza olejkiem rycynowym? A jeśli o sam olejek chodzi – w jaki sposób go używacie, aby nie spływał Wam do oczu?
- Co do paznokci – tu nie miałam żadnego dylematu i wróciłam do mojej ukochanej, stosowanej już wieki temu różowej odżywki z Lovely. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodła!
- W związku z używaniem odżywki, moje paznokcie mają sporo wolnego od lakieru do paznokci. Myślę, że wyjdzie im to na zdrowie.
Włosy
Zaczęłam od wizyty u fryzjera, ale niestety ostatnie strzyżenie nie rozwiązało mojego największego problemu. Jestem (nie)szczęśliwą posiadaczką grubych i gęstych włosów, które bardzo mnie przytłaczają. Dodatkowo, od kiedy strzeliłam focha na degażowanie, tułam się od jednego salonu fryzjerskiego do drugiego i każdy robi mi na głowie coraz to większy bałagan. Wyprowadzenie go na prostą zajmie trochę czasu (czyli kilka strzyżeń), a mnie kończy się już cierpliwość. Muszę teraz jakoś przetrwać ten czas i skupić się na pielęgnacji.
- Postawiłam na markę Alterra, używam jej szamponów, maski z granatem i olejku. Bardzo polubiłam te kosmetyki i z ich pomocą doprowadzam się do porządku po nieudanym eksperymencie z odżywką, która podrażniła mi skórę głowy.
- Używam też olejków, które kupiłam z myślą o twarzy, np. olejku z pestek malin i wiesiołka. Używam ich w niewielkiej ilości wieczorem, a rano zmywam.
- Kiedy chcę lepiej wyglądać, suszę włosy suszarką. Wiem, że wiele osób robi to codziennie, ale ja już wiele lat temu zrezygnowałam ze stosowania suszarki i prostownicy i suszę włosy naturalnie. Zawsze myślałam, że mam bardzo zniszczone włosy, a coraz częściej fryzjerzy mówią mi, że są zdrowe i zadbane. Moje odczucia są spowodowane tym, że moje włosy są wysokoporowate i łatwo się puszą. Wysuszenie ich suszarką, i co za tym idzie domknięcie łusek powoduje, że wyglądają zdrowiej.
- Najważniejsze, na to czekałam najdłużej. Słońce! Kiedy zimą robię sobie grzywkę, odsłaniana jest moja spodnia warstwa włosów, która jeszcze w ogóle nie miała kontaktu ze słońcem. Bardzo nie lubię siebie w tym “zimowym” kolorze i czekam na lato, kiedy moje włosy naturalnie się rozjaśnią od promieni słonecznych. Już naprawdę nie mogę się doczekać, kiedy pozbędę się tego mysiego brązu na rzecz ładnych, słonecznych refleksów.
Ciało
Co tu dużo mówić… O tej porze roku ciało po prostu nie wygląda najlepiej. Nie będę ściemniać, że zima nie robi mi różnicy, że cały czas jestem tak samo aktywna itd. Nie jestem. Nie jeżdżę na rowerze, mało biegam, mniej chodzę, tej zimy nie chodziłam też do szkoły jogi. Skóra też zimą przeżywa ciężki czas, bo nie służy jej ani sezon grzewczy, ani ciągłe uwięzienie w zimowych ubraniach. W efekcie czuję się zwiotczała i taka… “rozlana” ;).
- Robię kolejne podejście do masażu bańką chińską. Masuję się sama, nie na maksymalnej intensywności, bo i bez tego są to tortury… Staram się to robić 3 razy w tygodniu przez ok. 20 minut (po 10 minut na nogę). Później wmasowuję w skórę preparat antycellulitowy Eveline.
- Bańkami chciałabym też delikatnie potraktować brzuch. To moja druga po udach i pośladkach strategiczna część ciała, której brakuje jędrności (szczególnie na boczkach).
- Wiosną wracam do slow joggingu, rolek i jazdy na rowerze. Jak tylko porządnie wyleczę przeziębienie, bo kiedy ostatnio odpuściłam oszczędzanie się, rozchorowałam się drugi raz ze wzmożoną siłą :/.
- Rozważam też włączenie 8 minut na pośladki z Mel B, ten zestaw ćwiczeń fajnie ujędrnia tę część ciała. Ale jeszcze nie wiem, czy mi się będzie chciało ;).
- Podobnie jak z włosami – czekam, aż trochę muśnie mnie słońce 🙂 Nie będę udawać, że uważam słońce za wroga. Przeciwnie – lubię z niego korzystać, ale rozsądnie. Opalam się bardzo stopniowo, korzystając z mojego wiosennego rytuału naturalnego wytwarzania witaminy D. W ciepłe i słoneczne dni staram się wychodzić w okolicy południa na ok. pół godzinki na balkon. Bez filtrów. Chronię tylko twarz i szyję, a reszta ciała ładuje moje słoneczne baterie i przygotowuje skórę na nadejście lata.
Dość często pytacie mnie też czy mam cellulit, więc przy okazji tego babskiego wpisu chciałabym raz a dobrze odpowiedzieć na to pytanie. Otóż generalnie rzecz biorąc mam cellulit, od dawna, a najgorszy miałam podczas brania pigułek. Jeszcze w tym wspomnianym na początku marcowym “tu i teraz” narzekałam na cellulit i dlatego teraz chciałam go Wam pokazać. Zrobiłam trochę za ciemne zdjęcia (uwaga, zbliżenie na moje tyły), aby dobrze było widać niedoskonałości skóry, ale w oczy rzucają się głównie odgniecenia po dżinsach. Wiem, że cellulitu nie widać – może mój wiosenny program odnowy już zadziałał, a może po prostu mam dobry moment cyklu i nie zatrzymuje mi się woda w organizmie. Poobserwuję ten temat i jak okaże się, że masaż bańką działa, zrobię o tym post :). Na razie trzymajmy się tego, że mam cellulit, tylko po prostu miewam lepsze dni ;).