Myślałam, że w tym roku tego uniknę. Zafundowałam sobie ostatnio dużo atrakcji i pozytywnych emocji i naprawdę miałam nadzieję, że w ten sposób odczaruję ten okropny marzec. Niestety, nie udało się, natury nie oszukam i jak co roku dopadł mnie totalny spadek formy. Jeśli ktoś wpada tu tylko po pozytywne emocje i chce widzieć świat widziany wyłącznie przez różowe okulary, może odpuścić sobie lekturę tego posta.
Myślałam, aby przeczekać i napisać ten wpis później, jak sytuacja się poprawi, ale sprzeciwiam się oczekiwaniu od blogerów, aby nie pokazywali się od ludzkiej strony. Owszem, naszą rolą jest inspirowanie i motywowanie do pozytywnych rzeczy, ale przy tym wszystkim wciąż pozostajemy ludźmi. Tym się różnią blogi od portali, że za nimi stoi żywy człowiek, który nie zawsze kipi i zaraża pozytywną energią.
Czuję się…
Niestety nie najlepiej, bo załatwił mnie lodowaty sok wypity w knajpce podczas ostatniego wyjazdu i nabawiłam się infekcji gardła. Niby nie jest to całkowite przeziębienie, ale sama nie mogę się zdecydować co gorsze :/ Teraz do mojego pourlopowego rozmemłania i braku ogarnięcia dochodzi osłabienie organizmu i brak apetytu… I naprawdę czuję się jak kupa.
Chciałabym…
Jak chyba co najmniej 90% społeczeństwa o tej porze roku – chciałabym, aby była już wiosna, taka prawdziwa, nie tylko w kalendarzu. Posmakowałam jej przez chwilę w Londynie i zatęskniłam za nią jeszcze mocniej. Poza tym chciałabym znowu poczuć się lepiej w swojej skórze, bo póki co nie jest dobrze :/ M.in. dlatego, że każda podróż zamienia moją twarz w pobojowisko. Nie zdążyłam doprowadzić jej do całkowitego porządku po wyjeździe na narty, a tu wylot do UK znowu zostawił na niej ślad… Nie wiem czy to efekt wyłącznie podróżnego stresu, czy przyczyniają się do tego też inne rzeczy, np. zmiana wody. Do pobojowiska na twarzy dochodzi kiepska fryzura, połamane paznokcie, cellulit… Jestem jednym wielkim, chodzącym pasztetem i nie wiem od czego zacząć doprowadzanie się do porządku.
Jestem wdzięczna za…
…to, że podczas wyjazdu do Londynu naprawdę dopisywało nam szczęście. Na każdym kroku. Nawet kiedy ptak mnie obsrał, było to czymś w rodzaju szczęścia, bo narobił mi na buta, a równie dobrze mógł nasrać mi na głowę.
Potrzebuję…
… bardzo wielu rzeczy… Powrotu do slow joggingu i do szkoły jogi. Słońca. Wiosennych porządków w mieszkaniu. Czasu, energii!
Pracuję nad…
Powrotem do rzeczywistości. Jest bolesny, bo mam do załatwienia dużo spraw formalnych i księgowych, czego szczerze nie znoszę. Dozuję sobie to wszystko poświęcając pracy ok. 1 godzinę dziennie. Pracuję też nad vlogami z Londynu, jeden już jest:
Cieszę się…
Że pracuję na swoim i że mogę sobie pozwolić na kilka dni gorszej formy i powolny powrót do rzeczywistości. Nie muszę przed nikim udawać, że pracuję, mogę leżeć w łóżku do południa, nadrabiać zaległości na YT, przytulać się z psem i oglądać “Milionerów”. I cieszę się, że po 2-3 takich dniach moja motywacja do pracy sama wraca ze wzmożoną siłą. Spodziewam się jej jeszcze w tym tygodniu, a póki co zastanawiam się, jak dzisiaj celebrować moje lenistwo ;). Chyba zafunduję sobie spacer uważności.
Tęsknię za…
Nadal trochę tęsknię za Zieleńcem i nartami 🙂 tam nadal zima, marzec to dobry czas na taki wyjazd.
Czekam na…
… nową, wiosenną energię. I kwiecień, bo to dopiero prawdziwie wiosenny miesiąc i wtedy dopiero wszystko się zmienia!
A jak tam u Was? Czujecie już wiosenną energię, czy też czujecie się jak stare kapcie?