Jak być może zauważyliście, w grudniu zrobiłam sobie krótką przerwę od przeglądów tygodnia. Nagrywanie vlogów powodowało, że robiłam bardzo mało zdjęć i za bardzo nie miałam co tutaj pokazywać. W styczniu natomiast tradycyjnie staję się pełnoetatową blogerką, więc i o robieniu zdjęć staram się pamiętać. A w pełnoetatowym blogowaniu chodzi o to, że nie zajmuję się w tym czasie żadnymi innymi zleceniami, tylko codziennie od poniedziałku do piątku piszę posty na bloga i nagrywam filmy na oba kanały na YouTube. I kiedy ktoś mi mówił, że chyba oszalałam, że chcę pisać codziennie (głównie blogerzy, którzy wiedzą, ile to pracy), ja odpowiadałam: “co za problem, przecież to tak, jak praca na etacie, jestem w stanie w 8h napisać jeden post na bloga”. Później jednak uświadomiłam sobie, że przecież do niektórych postów dodaję filmy (w tym tygodniu do 4 z 5) i to już zaczyna się robić co najmniej 1,5 etatu. A że na styczeń akurat nie mam zaplanowanej żadnej współpracy, to wszystko wskazuje na to, że moim wynagrodzeniem za tę pracę będzie jedynie Wasz odzew 😀 więc z góry za niego dziękuję, będzie dla mnie najlepszym motorem do działania.
Ogólnie mam dużo przemyśleń na temat tej mojej styczniowej tradycji, ale podzielę się nimi już raczej po jego zakończeniu. To tyle “tu i teraz”, lecimy z tym przeglądem!
Sylwestra spędziliśmy z Kasią i Fabem. Graliśmy w planszówki, jedliśmy pyyyyyszne rzeczy przygotowane przez gospodarzy i ich mamę (faworki i bezy, omnomnom!) i rozmawialiśmy. Dobry, spokojny początek roku. P.s. Ta świecąca “pałka” w lewym górnym rogu stołu to prezent z jednej paczki PR’owej, który wzięliśmy do Kasi, aby jej go pokazać, nie posądzajcie jej przypadkiem o takie dekoracje :D.
Noworoczny powrót do rzeczywistości też był spokojny, powiedziałabym nawet, że powolny 😉
Jeśli chodzi o aktywność, chodzi mi po głowie powrót do slow joggingu, ale szczerze mówiąc boję się, że się przeziębię, więc póki co zadowalam się jogą.
Po świętach z wielką przyjemnością wróciłam do normalnego jedzenia. Normalnego, to znaczy przede wszystkim bez kapusty i grzybów ;).
W ostatnich dniach pogoda bardziej przypominała wiosnę, niż zimę… Co mnie akurat cieszy, bo raz, że jestem ciepłolubna, a dwa, że mam równie ciepłolubnego psa, którego trudno wyciągnąć na dłuższy spacer, kiedy jest zimno. Wczoraj udało nam się w końcu wyskoczyć na małą “wycieczkę” w okolice Lasu Kabackiego.
Wczoraj wieczorem wzięłam się za porządkowanie zdjęć… Bardzo przyjemne i relaksujące zajęcie.
Dziś zgodnie z naszą tradycją wyskoczyliśmy na późne śniadanie na mieście. Niedługo na blogu pojawi się druga część wpisu o Wege Warszawie i tam pokażę moją ulubioną niedzielno-śniadaniową miejscówkę :).
W tym tygodniu na blogu pojawiły się następujące wpisy:
I filmy: