Najprościej jest mieć wszystko gdzieś. Nie interesować się tym, co dzieje się na świecie i żyć chwilą, nie myśląc o przyszłości. I szczerze mówiąc są płaszczyzny, na których ja również stosuję tę metodę, np. nie interesuję się polityką (dopóki nie zaczyna ona zbyt mocno ingerować w moje życie). Ale są też kwestie, w których nie potrafię wyłączyć myślenia i jedną z nich jest nasze środowisko.
Wolisz posłuchać wpisu w formie audio, przeczytanego przeze mnie? No to zapraszam 🙂 kliknij w trójkącik:
I powiem szczerze, że początkowo nie planowałam promować nurtu “zero waste”. Po pierwsze dlatego, że samej daleko mi do “zero waste” i bardziej pasowałoby tu słowo “less” niż “zero”. Po drugie nie chciałam wtryniać się na podwórko moich koleżanek blogerek, które bardziej działają w tym temacie. Ostatecznie jednak doszłam do wniosku, że im nas, promujących ten nurt więcej, tym lepiej. Każdy z nas może inspirować kolejne osoby do dobrych zmian… Wy również możecie to robić! I wtedy przestaniemy być “jednostkami, które same nie zbawią świata” (cytuję to jako argument tych, którym nie chce się zmieniać swoich przyzwyczajeń). Przecież musimy zebrać się do kupy, aby te nasze małe zmiany zaczęły być odczuwalne i abyśmy zaczęli żyć w czystszym świecie.
Musimy się ogarnąć!
Ten temat budzi we mnie emocje, bo nie chodzi tylko o naszą przyszłość i o to, że nasi potomkowie będą żyli na świecie dosłownie zalanym przez plastik. Tragedia dzieje się już teraz. Mnóstwo zwierząt cierpi i ginie przez plastik. Badający ten temat eksperci odnajdują go w żołądkach ryb, ptaków… Zwierzęta umierają w męczarniach, bo np. kawał plastikowej folii zablokował im układ pokarmowy i nie mogą spożywać normalnego pożywienia. I nie mówimy tu o małych, (rzekomo) “nic nie znaczących” żyjątkach, tylko również o takich gatunkach, jak żółwie czy walenie. Oczywiście plastik, którym żywią się ryby morskie, trafia też do organizmów ludzkich (w przypadku osób, które jedzą ryby i owoce morza). Smacznego.
Oceaniczna wyspa śmieci i plastikowy smog
Mówi się o dryfującej po Pacyfiku wyspie śmieci wielkości Francji (czytałam też, że ma ona powierzchnię pięciokrotnie większą od naszego kraju), ale jeszcze większym problemem okazuje się zjawisko plastikowego smogu, które występuje w morzach i oceanach. Badania nad tym tematem wykazują, że drobinki plastiku znajdują się nawet w teoretycznie oczyszczonej wodzie, która z lądu spływa do morza. Dodatkowo znajdujący się w wodzie plastik pod wpływem słońca, fal i wiatru może ulegać rozdrabnianiu. Plagą są też kosmetyki i środki czystości z mikrogranulkami, które nie ulegają rozkładowi i niesamowicie zanieczyszczają środowisko. Wszystko to stanowi duże zagrożenie dla wszystkich stworzeń morskich, w tym również ptaków. Dorosłe ptaki mogą mylić drobinki plastiku z poszukiwanym przez siebie planktonem i karmią tym swoje młode.
Długo można by tak pisać, jeśli macie ochotę zgłębić wiedzę na ten temat, polecam obejrzeć jakiś film dokumentalny, np. “Plastic Ocean” (jest na Netflixie) lub “Plastic Planet”. Ja przyznaję, że nie mogłam powstrzymać łez i “Plastic Ocean” wyłączyłam po zobaczeniu żółwia. Jestem typem człowieka, który nie musi oglądać drastycznych scen i czytać kilkudziesięciu artykułów, aby dotarło do niego, że coś jest złe. Zawsze starałam się ograniczać np. ilość foliowych torebek w swoim otoczeniu, ale na tym moje działania się kończyły. A kiedy postanowiłam porządnie wziąć się za swoje dotychczasowe przyzwyczajenia?
Przełomowe momenty
Pierwszym momentem, kiedy bardziej zainteresowałam się tematem “zero waste” była lektura książki “Życie Zero Waste” Kasi z bloga Ograniczam się. Uważam, że ta książka powinna być lekturą szkolną i ogólnie powinien przeczytać ją absolutnie każdy. Bardzo otwiera oczy, bardzo inspiruje, świetnie “prowadzi za rączkę” w procesie wprowadzania zmian. Czytając ją myślałam, że niektóre zmiany mnie przerastają… I podtrzymuję to – nadal z wielu rzeczy nie potrafię i nie mam zamiaru rezygnować. Ale myślę też, że do wielu zmian dojdę małymi kroczkami, powoli… Dziś robię kilka rzeczy, które wtedy, w momencie czytania tej książki wydawały mi się nieosiągalne. Planuję niedługo przeczytać ją drugi raz, aby zaczerpnąć z niej kolejne inspiracje.
Najbardziej przełomowym momentem, jeśli chodzi o moje działania, była… Moja dieta pudełkowa. Nadal miło ją wspominam i uważam, że to świetny sposób na okresy, kiedy naprawdę nie ma czasu na gotowanie… Ale przez cały ten czas myliśmy te opakowania, aby oddać je do recyklingu i kiedy po zakończeniu diety zobaczyliśmy, ile tego się uzbierało przez 2 tygodnie, to… Dopadł nas straszny kac moralny. Kombinowaliśmy, gdzie oddać te pudełka, aby jeszcze się do czegoś przydały, na grupie zero waste ludzie sugerowali, aby np. oddać je do jakiegoś przedszkola, aby dzieci wykorzystały je podczas zajęć plastycznych… Ale to wciąż był wielki wyrzut sumienia w postaci torby pełnej plastiku. Niestety, kiedy zaczęłam wnikać w kwestie recyklingu to okazało się, że nie wygląda to tak kolorowo i bardzo niewielka ilość tego plastiku faktycznie jest odzyskiwana. Warto sobie to uświadomić. Problem z recyklingiem często też wynika z ludzkiego braku myślenia. Co nam po segregowaniu śmieci, kiedy np. ktoś inteligentny inaczej wrzuci do pojemnika na odpady suche słoik po śledziach w oleju. Nieumyty. Zresztą w ogóle segregacja śmieci w Polsce bardzo kuleje i wiele osób (głównie starszych) uważa ją za bezsensowne komplikowanie sobie życia.
A teraz wyobraźmy sobie…
Ile jednorazowego plastiku ląduje codziennie w koszach na śmieci. Zobaczcie ile jest cateringów dietetycznych, jak wiele osób z nich korzysta (czego absolutnie nie potępiam, bardziej chodzi mi o to, że te firmy powinny poszukać ekologicznych rozwiązań). Ostatnio na vlogu Bogusi Anioła na resorach usłyszałam, że nad morzem w zdecydowanej większości knajpek podaje się jedzenie na plastikach. Będąc w górach na to samo zwróciłam uwagę w knajpce na Gubałówce – na stoliku obok nas ludzie zostawili po sobie masę plastiku w postaci kubków po piwie, ze słomkami oczywiście. Niedawno jedna blogerka na Instagramie pokazywała super wypasionego drinka, w którym było kilkanaście słomek. A ile jednorazowych kubków wydają codziennie sieciowe kawiarnie? Nie mówię już o foliowych torebkach, w które pakowane są warzywa i owoce na zakupach, bo te przynajmniej mogą być wykorzystywane kilkukrotnie. Ale to wszystko składa się na absolutnie przerażającą całość!
Dlatego apeluję….
Ogarnijmy się. To my tworzymy ten świat, my podejmujemy decyzje gdzie, co i w jakiej ilości kupujemy i zużywamy. Możemy wybrać knajpkę, w której może będzie te kilka złotych drożej, ale dostaniemy jedzenie na normalnych talerzach. A jeśli zależy nam na oszczędności, możemy wziąć ze sobą swoje wielorazowe naczynia. Po kawę można iść z własnym kubkiem, a jeśli nie możemy żyć bez słomek, możemy kupić sobie wielorazowe. Takie przykłady można mnożyć i w zasadzie to o nich miał być ten post, ale walnęłam taki długi wstęp, że sami rozumiecie ;). O moich patentach na ograniczanie śmieci napiszę w osobnym poście, a w tym proszę tylko, aby każdy z nas zastanowił się nad tą kwestią. Nie jesteśmy w stanie zdziałać nic pojedynczo, ale razem już mamy dużą moc. Kiedy zaczniemy ograniczać plastik i jednorazowe produkty, zapotrzebowanie na nie zacznie maleć. Może warto popracować też nad edukacją starszych członków rodziny? Może uparte powtarzanie w kawiarniach, że nie chce się słomki lub plastikowych kubeczków wpłynie na politykę tego miejsca? Kurczę, zacznijmy korzystać z tego, że my jako konsumenci mamy głos.
I błagam… Nie myślcie o sobie, że jesteście za mali, że jesteście jednostkami, że nie jesteście influencerami, więc nic nie możecie zmienić. Wasze materiałowe woreczki na taśmie w supermarkecie mogą zainspirować inną osobę. Wasze “poproszę napój bez słomki” albo “do własnego kubka” może pokazać osobie stojącej obok, że istnieje alternatywa dla obecnych, nieekologicznych standardów. Tylko musimy działać, a nie płynąć z prądem, jak te nieszczęsne śmieci w oceanie…
I nie mówię, że to jest łatwe, bo często nie jest. O swojej drodze, o zmianach które wprowadziłam, o tych, które sprawiły mi największą trudność i o tych, których wprowadzić nie potrafię, opowiem Wam w osobnym poście.
A teraz chętnie poznam Wasze historie. Jaki macie stosunek do zero waste?
Niektórzy uważają, że to tylko moda, której ulegają kolejne blogerki, aby żyć zgodnie z trendami. A ja powiem tylko tyle, że jak jakaś moda jest dobra, to naprawdę nie kumam, jak można ją krytykować. Jeśli idą za tym jakieś faktyczne (trwałe!) działania, to nic, tylko taką modę chwalić i przede wszystkim SZERZYĆ! I do tego też chcę Was zachęcić.