Dzisiejszy przegląd tygodnia obejmie tak naprawdę tylko ostatni, przedłużony weekend… Czas pomiędzy powrotem z Grecji a wyjazdem nad jezioro spędziłam na dwóch rzeczach – na pisaniu i montowaniu relacji z podróży, oraz na przebywaniu z rodziną, która podczas mojej nieobecności się powiększyła i chciałam się tym faktem nacieszyć. Dopadają mnie coraz większe wyrzuty sumienia, że nie wyrabiam się ze spełnianiem swoich zobowiązań wobec Was (np. post o gadżetach zero waste nie pojawi się już w sierpniu, a dopiero we wrześniu), ale nie pozostaje mi nic innego, jak tylko poprosić Was o jeszcze chwilę cierpliwości. Zaczynam teraz prace nad treściami, które będę pojawiać się we wrześniu, kiedy ja wyjadę na urlop.
No właśnie, urlop. Prawda jest taka, że na chwilę obecną w ogóle nie mam na niego ochoty. Zaliczyłam tego lata kilka fantastycznych mini-wakacji, ale aktualnie moja dusza domatora krzyczy już “stóóóój, zostań w domu, twoje cztery ściany już tak za tobą tęsknią!”. Wszystko jest ok, dopóki dbam o min. dwutygodniowy odstęp pomiędzy wyjazdami, a jak jest on krótszy, to coś zaczyna mnie uwierać. Dlatego teraz czuję przesyt i pewnie gdyby nie to, że jeden nocleg na trasie naszego mini-euro-tripu mamy już zarezerwowany i opłacony, zrezygnowałabym z wrześniowego urlopu (chociaż wciąż jeszcze się waham, czy tego nie zrobić). Pozostaje mi teraz tylko mieć nadzieję, że przez nadchodzące 1,5 tygodnia jeszcze nabiorę na niego ochoty. A póki co świeże we mnie są jeszcze wspomnienia z pobytu nad jeziorem. Nad którym – jak zawsze – było absolutnie cudownie!
To był wyjazd nastawiony na relaks nad wodą i pływanie na SUP-ie. No i na spędzanie czasu z psem… Pies był z tego powodu bardzo szczęśliwy, ale fizycznie nieco zmęczony 😉 cóż, jak chce z nami podróżować, to musi się dostosować do naszego trybu funkcjonowania na wakacjach. A te są zazwyczaj aktywne.
Mimo wszystko jednak Luna bawiła się świetnie. Doświadczała nowych rzeczy, nabierała odwagi w swojej relacji z wodą… Duma mnie rozpierała.
Białka k. Parczewa to nasze miejsce na ziemi. Jeździmy tam prawie co roku, niemalże od początku naszego związku, czyli od kilkunastu lat. I nigdzie nie wypoczywamy tak dobrze, jak tam.
Pływanie na SUPie po ulubionym jeziorze… O poranku, kiedy tafla wody jest jeszcze spokojna, albo przy zachodzie słońca, kiedy światło odgrywa piękny spektakl… Bajka <3
Joga na SUPie to wyższa szkoła jazdy. Popłakałam się ze śmiechu, kiedy Wojtek próbował mi udowodnić, że da radę zrobić pozycję drzewa na desce. Niestety nie mogłam tego nagrać, bo to był w dużej mierze wyjazd bez telefonu i internetu.
Jedynie sposób odżywiania nad jeziorem pozostawia sporo do życzenia… Ale to kilka dni, a jadamy tam w zaufanym miejscu, które w tym roku ułatwiło nam też życie w duchu “less waste” i na naszą prośbę serwowało nam jedzenie bez plastików (a te nad jeziorem królują).
Około dwa miesiące temu wspominałam Wam, że bierzemy z Luną udział w kampanii produktu zoologicznego, z której ona swoją część wynagrodzenia przekaże na cele charytatywne (dla innych psów). Nadszedł moment, kiedy możemy przejść od słów do czynów i wesprzeć kogoś w potrzebie. Postanowiłam, że będą to konkretne, ciężko doświadczone przez los psy, którym ktoś okazał serce i zainteresowanie, pomimo braku funduszy na ten cel. Podziwiam osoby, które zajmują się realną pomocą pokrzywdzonym zwierzętom i uważam, że trzeba takich ludzi wspierać. Wybrałam dwa psy, których historie mnie poruszyły.
Na oba te psy wpłacę dziś po 500 zł, ale jak widzicie po celach tych zbiórek – to nie wystarczy, aby pokryć koszty leczenia tych zwierzaków. Dlatego będę Wam NIEZMIERNIE wdzięczna, jeśli pomożecie mi zapełnić te skarbonki.
W przypadku pierwszego psa pieniądze trafiają do organizacji, więc gdyby nie udało się uratować Lucy, na pewno się one nie zmarnują. W drugim przypadku o życie i zdrowie Hammera walczą Zjednoczeni dla zwierząt. Pytałam ich dzisiaj o stan psa i ten jest stabilny, pies jest na lekach i kroplówkach, nie poddaje się. Ci ludzie dużo zainwestowali w jego zdrowie i bardzo liczą na to, że piesek z tego wyjdzie.
Nie jestem w stanie dokładniej zweryfikować tych zbiórek. Opieram się tutaj na zaufaniu do ludzi, czasami warto. Będę Wam wdzięczna za wsparcie chociaż jednego z tych czworonogów. Fajnie byłoby razem uzbierać całość, aby opiekunowie nie musieli się martwić o długi w lecznicach.
Od razu mówię, że nie wdaję się w dyskusje na temat tego, czy powinnam wspierać psy, koty, chorych na nowotwory czy dzieci. Tak naprawdę to pieniądze zarobione przez Lunę, a że ona jest psem to pewnie właśnie na cierpiące psy chciałaby je wydać. I kropka.