Temat, który dzisiaj poruszę może okazać się nieco kontrowersyjny, ale zdecydowałam się go tutaj omówić, bo być może dla kogoś okaże się on istotny. Otóż… Smog za oknem nie jest jedynym, który nas otacza. Równie szkodliwym zjawiskiem może być dla nas smog informacyjny, czyli przesyt wiadomości, które docierają do nas każdego dnia. Pewnie zdecydowana większość ludzi potrafi przejść obok nich obojętnie – zignorować albo przyswoić i wrócić do swojego normalnego życia…. Ale niestety nie u wszystkich tak się dzieje. U niektórych złe informacje zasiewają ziarenko niepokoju, które później w nich kiełkuje i zatruwa ich organizm negatywnymi emocjami. A jeśli ktoś wyznaje holistyczne podejście do swojego zdrowia, ten z pewnością wie, jak bardzo jest to dla niego szkodliwe.
Nie chcę za bardzo wnikać w opis swoich własnych odczuć związanych z odbiorem różnego rodzaju wiadomości, bo nie chcę nikogo prowokować do robienia mi psychoanalizy. Powiem tylko krótko, że zdecydowanie reprezentuję tę drugą grupę, która po zapoznaniu się z niektórymi historiami, nie potrafi przejść nad nimi do porządku dziennego. Dlatego temat diety informacyjnej jest mi bardzo dobrze znany, choć bywają okresy, kiedy FOMO (fear of missing out) skłania mnie do powrotu na złą drogę.
Z drugiej strony jednak niedawno miała miejsce sytuacja, która uświadomiła mi, jak bardzo dieta informacyjna jest nieakceptowana społecznie. Przyznam szczerze – zszokowało mnie to. Ogrom teoretycznie inteligentnych ludzi potrafi w kulturalnych słowach zgnoić drugiego człowieka, bo ten czegoś nie wiedział. Przegapił. Nieważne, że być może w czasie, kiedy o danej sprawie było głośno był za granicą, w szpitalu, opiekował się chorym dzieckiem albo po prostu miał inne sprawy na głowie. Niewiedza na jakiś temat według niektórych = ignorancja i zapatrzenie w czubek własnego nosa.
No i teraz stoję przed wyborem – być czymś pokroju podnóżka dla tych światowych i inteligentnych, czy pławić się w negatywnych emocjach i być wiecznie przygnębioną z powodu mojej zawyżonej empatii i problemów ze złapaniem dystansu do takich trudnych spraw? Trudny wybór? Niedawno znowu przed nim stanęłam, bo w okresie przedświątecznym różnego rodzaju złe wiadomości bardzo mnie przytłoczyły. Na szczęście w odpowiednim momencie trafiła w moje ręce książka (“Holistyczne ścieżki zdrowia. Bądź”), która utwierdziła mnie w mojej początkowej decyzji. I tak mniej więcej od świąt jestem na diecie informacyjnej. I dobrze wiem, że część z Was tego nie zrozumie. Wynika to z tego, że każdy z nas ma INNĄ wrażliwość, empatię i doświadczenia życiowe (przekładające się na problemy natury psychologicznej). Podkreślam słowo INNĄ, bo jak kilka dni temu dokładnie to samo zdanie napisałam solidaryzując się z jedną osobą na jakiejś grupie na FB, po chwili zostałam zaatakowana, że to krzywdzące co piszę i dlaczego uważam, że moja empatia i wrażliwość jest lepsza, a ich gorsza. Czasami dobijają mnie ludzkie skłonności do nadinterpretacji, dlatego jak ognia unikam dyskusji internetowych… I dlatego podkreślam, że słowo INNA nie oznacza “gorsza” lub “lepsza”. Inna to po prostu INNA.
Ale wracając do tematu – jedni nie zrozumieją, a inni pokiwają głową i powiedzą “jak ja to dobrze znam!”. Jestem pewna, że jest nas więcej, bo rozmawiam na ten temat z koleżankami i widzę, że niektóre z nich zmagają się z tym samym problemem. Nie wiem, czy w psychologii lub psychiatrii to “zjawisko” ma jakąś nazwę, ale bardzo bym chciała, aby inni zaczęli to rozumieć i akceptować, zamiast mieć za idiotę każdego, kto nie ma wiedzy o wszystkich konfliktach zbrojnych na świecie.
Oczywiście to nie jest tak, że “będąc na diecie” w ogóle nie mam kontaktu ze światem. Zazwyczaj i tak dowiaduję się o najważniejszych sprawach, bo przewijają się one przez moją tablicę na Facebooku lub – jak w przypadku ostatnich wydarzeń z Gdańska – nawet przez Instagram. Czasami bardzo trudno mi się powstrzymać przed kliknięciem w jakiś nagłówek, a potem po kilkunastu minutach przyłapuję się na tym, że po przeczytaniu jakiegoś artykułu odruchowo przeszłam na stronę główną i zaczęłam czytać kolejne wiadomości… Tak zawsze przechodzę kryzys na mojej “diecie”, dlatego rozważam pójście o krok dalej i odlajkowanie serwisów informacyjnych na FB. Na pewno na początku zmagałabym się ze strasznym FOMO, ale może w końcu podziękowałabym sobie za tę decyzję?
I bardzo bym chciała, aby wszyscy zrozumieli, że niewiedza na jakiś temat nie czyni z nas mniej wartościowych ludzi. Nie musimy też na każdy temat mieć zdania… Możemy nie mieć go wcale, albo być gdzieś po środku, bo życie przecież nie jest czarno-białe. Najważniejsze w tym wszystkim jest chyba to, aby otaczać się ludźmi, którzy to akceptują i wyznają podobne podejście.
Dodam, że wiedza ogólna to nie tylko świadomość konfliktów zbrojnych, biedy, politycznych gierek i łamania praw człowieka na świecie. To też wiedza o życiu zwierząt, geografii, kulturach innych krajów, fascynującej florze tego świata. Czas, który poświęcałam na czytanie o wypadkach, morderstwach i atakach terrorystycznych, staram się poświęcać teraz na czytanie książek, albo na przykład oglądanie filmów dokumentalnych poszerzających moją wiedzę ogólną z interesujących mnie zakresów.
A jeszcze w kwestii smogu informacyjnego – problem nie dotyczy tylko osób nadwrażliwych. Każdemu dobrze zrobi odizolowanie się od pewnych źródeł informacji, np. portali plotkarskich, na których z założenia szuka się taniej sensacji i potknięć innych ludzi, a słowem nie wspomina się o ich sukcesach. To jest obrzydliwe. Nie wspierajmy tego, nie marnujmy na to swojego czasu, obserwowanie porażek innych ludzi i plotkowanie o nich nie zrobi w naszym życiu nic dobrego. Z tego samego powodu już od bardzo dawna nie śledzę wiadomości politycznych, ponieważ nie zgadzam się na to, aby manipulowano moimi poglądami za pomocą mowy nienawiści. Zacznijmy wreszcie mądrzej dobierać to, czym na co dzień karmimy nasze umysły.