W dzisiejszym wpisie chciałabym opowiedzieć Wam trochę o testowanych przeze mnie od ponad miesiąca kosmetykach marki Orientana. Trafiły one do mnie w ramach współpracy ze sklepem Triny.pl, gdzie znajdziecie szeroki wybór tych i innych kosmetyków naturalnych. Ja byłam ich bardzo ciekawa, bo Orientana jest marką z wyjątkową filozofią. Nie tylko stawia na naturalne składniki, ale przede wszystkim tworzy swoje produkty na bazie receptur ajurwedyjskich. Mnie, jako osobę zainteresowaną wschodnimi metodami troski o siebie, to bardzo przekonuje, dlatego z przyjemnością przystąpiłam do testów.
To, co dla mnie jest też bardzo istotne to fakt, że marka Orientana jest w 100% cruelty free.
Nazwy produktów są linkami, które kierują do sklepu. Oto produkty, które miałam okazję przetestować na własnej skórze:
Wegański krem do twarzy na dzień Orientana Reishi
Jako że mam bardzo problematyczną, skłonną do zapychania skórę, przed zamówieniem tego kremu skonsultowałam jego skład z moją kosmetolożką. Natalia powiedziała mi, że skład jest w porządku, ale ze względu na skwalan i oleje wysoko w składzie, nie powinnam używać tego kremu codziennie (raczej co drugi dzień). Tak już mam, że kremy bogate w składniki odżywcze i nawilżające mogą mojej skórze zaszkodzić, mimo że dla innej będą fenomenalne.
Tak było i tym razem. Pierwsze wrażenie – bardzo pozytywne. Skóra była uspokojona, gładka, wydawała się dobrze odżywiona i nawilżona. I choć jest to krem na dzień, ja używałam go też wieczorem. Rano skóra wyglądała bardzo dobrze. Uśpiło to moją czujność i zaczęłam używać tego kremu nawet dwa razy dziennie (nie mówcie Natalii!). Przypłaciłam to lekkim zapchaniem porów. Dlatego teraz wiem, że krem ten jest dla mojej cery zbyt bogaty, abym mogła używać go tak często i intensywnie, ale co kilka dni jest jak najbardziej OK.
Pachnie ładnie i delikatnie, ma szklane opakowanie. Wchłania się szybko, idealnie nadaje się pod makijaż.
Olejek do ciała – róża japońska i geranium
To mieszanka odżywczych olejów, połączonych zgodnie z zasadami ajurwedy. Olejek ten bardzo intensywnie pachnie i trochę się tego zapachu obawiałam, bo o ile różę uwielbiam, tak geranium już niekoniecznie… Ale zdecydowanie dominuje tu piękny zapach róży i korzystanie z tego olejku jest dla mnie prawdziwą ucztą dla zmysłów.
Jeśli chodzi o działanie na skórę, to najlepiej sprawdza mi się jako druga warstwa nałożona na balsam. Mam bardzo przesuszoną skórę i żaden balsam ani żaden olejek nie daje sobie z nią rady samodzielnie. Natomiast połączenie balsamu i olejku to już cudowne kombo, po którym skóra faktycznie jest gładka i nawilżona na dłużej.
Śmiało mogę polecić ten olej miłośnikom intensywnych, różanych zapachów. Świetnie sprawdzi się też do masażu – aromaterapia gratis!
Tonik jaśminowy do twarzy
Uwielbiam zapach jaśminu, więc zamówiłam ten tonik po samym przeczytaniu jego nazwy. Dopiero w domu zorientowałam się, że ma on jak dla mnie trochę zbyt szeroki skład i zawiera glicerynę, której ja swojej skórze twarzy nie chciałabym podawać w zbyt dużych ilościach. Dlatego postanowiłam używać go tylko na dekolt. Idealnie sprawdzi mi się jako odświeżająca, łagodząca i nawilżająca mgiełka na lato.
Pomadka peelingująca do ust
To najlepszy peeling do ust, jaki miałam. Ogólnie bardzo lubię pomadki Orientany (drugą niestety gdzieś zapodziałam, ale miałam też żółtą), bo są tłuste i odżywcze. Ten peeling ma wyraźne ziarenka cukru i bardzo dobrze sprawdza się w swojej roli, a dodatkowo świetnie nawilża i chroni usta.
Często używam go też po prostu w celu nawilżenia, wtedy od razu ścieram peelingujące drobinki, a na ustach zostaje tylko lekko tłusty “płaszczyk ochronny”.
Wielki plus za tekturowe opakowanie!
Ajurwedyjski tonik do włosów
Co do tego produktu miałam największe oczekiwania i szczerze mówiąc mam problem z oceną, czy spełnia obietnice producenta. A to dlatego, że to taki specyficzny czas w roku, kiedy jestem przed jednymi z dwóch w roku “sianokosami” i na tym etapie moje włosy same z siebie są już bardzo gęste i długie. Mam więc duży problem z oceną, czy ten produkt miał w tym jakiś swój udział.
Na pewno bardzo lubię z niego korzystać, bo jest świetną okazją do masażu skóry głowy, o czym na co dzień zapominam. Pachnie ziołowo, raczej delikatnie, nie jest to dla mnie zapach uciążliwy. Rzeczywiście produkt ten jakby delikatnie przedłuża świeżość włosów.
Myślę, że na pewno warto ten spray wypróbować, bo ma fajny, naturalny skład i pozytywne opinie.
Peeling enzymatyczny Kali Musli
Przyznam, że nie przepadam za peelingami enzymatycznymi, bo zawsze trudno mi ocenić ich działanie. Jak nie czuję porządnego tarcia to trudno mi uwierzyć, że coś spełniło swoją rolę i usunęło martwy naskórek… Problem polega na tym, że peelingów mechanicznych używać nie mogę.
Skóra po tym peelingu wygląda bardzo fajnie. Jest wygładzona i uspokojona. Sam produkt jest przyjemny w użyciu – ma gęstą konsystencję, nie spływa, nie zasycha na twarzy. Pachnie bardzo delikatnie i naturalnie, ja wyczuwam w nim jedynie papainę lub bromelainę, czyli enzymy złuszczające (nie wiem, który z nich w ten specyficzny sposób pachnie). Bezproblemowo się zmywa.