To już chyba ostatni wpis z takimi teoretycznymi podstawami i po części jest to kontynuacja poprzedniego wpisu o poznawaniu swojego organizmu. W kolejnych postach przejdziemy już do bardziej praktycznych rzeczy. Na początku jednak wyjaśnijmy sobie coś ważnego, co nie wszyscy rozumieją. Dieta to sposób odżywiania, dlatego każdy z nas ma jakąś tam swoją dietę i nie zawsze da się ją określić jednym słowem. Używając słowa dieta cały czas mam na myśli właśnie sposób odżywiania a nie jakieś diety odchudzające czy eliminacyjne.
I wybaczcie mi, bo jestem pewna, że wiele z Was wie wszystko o czym napiszę w tym poście i że część z Was może uznać go za zupełnie zbędny. I słusznie – dla wielu osób jest on zbędny, ale na mojego bloga trafiają różne osoby… Również te, które dopiero zaczynają swoją przygodę ze zdrowym stylem życia i gubią się w gąszczu sprzecznych informacji… I te, które wpadają na naprawdę absurdalne pomysły. Dlatego takie posty też są potrzebne.
Podstawą w dobraniu diety dla siebie jest poznanie potrzeb swojego organizmu, o czym pisałam w poprzednim poście. Przy niektórych dolegliwościach zalecane jest jedzenie białego pieczywa, przy innych zdecydowanie lepiej sprawdzi się pełnoziarniste. Niektóre problemy może rozwiązać dieta wegańska, inne może ona nawet pogłębić. Dieta idealna dla Kasi może się okazać szkodliwa dla Zosi. Jednak przeglądając internet można zauważyć, że wyznawcy różnych diet są święcie przekonani o ich słuszności i co za tym idzie – często próbują nawracać innych na tę samą, “jedyną słuszną” drogę.
Problem jednak polega na tym, że nie ma czegoś takiego jak jedyna słuszna droga. To w jaki sposób powinniśmy się odżywiać to naprawdę bardzo indywidualna sprawa. Jednym służy dieta wegetariańska, inni źle się czują nie jedząc mięsa, a jeszcze innym szkodzi pszenica. Dlatego jestem przeczulona na wszelkie dobre rady zalecające innym rozwiązania, które sprawdziły się w jakichś jednostkowych przypadkach (a każdy z nas jest zaledwie jednostką, indywidualnym przypadkiem). Sama jako osoba mówiąca wprost o swoich problemach, otrzymałam od Czytelników naprawdę bardzo wiele rad i niestety – połowa z nich wzajemnie się wykluczała. Naprawdę bardzo cenię Wasze rady, czasami z nich korzystam a zawsze doceniam dobre chęci, ale… Nie mogę wszystkiego wprowadzać w życie. To przede wszystkim nierealne, ale też nie świadczyłoby o rozsądku. Ostatnio ktoś zasugerował mi, że powinnam napisać post o wszystkich swoich zasadach żywieniowych jakimi się kieruję i zapytać czytelników co oni na to. Ściślej mówiąc – wystawić się pod Waszą ocenę abyście Wy ocenili czy moja dieta jest dobra czy zła (bo według tej osoby jest zła, skoro miewam jakieś problemy ze zdrowiem). Abstrahując od tego, że nie wszystkie problemy ze zdrowiem są dieto-zależne, to… Z całym szacunkiem dla autora tego komentarza, ale przez 3 lata prowadzenia bloga nie przeczytałam nic bardziej absurdalnego. Wyobrażacie sobie co by się działo w komentarzach i jak wiele sprzecznych opinii by padło? A przecież na to w jaki sposób powinniśmy się odżywiać wpływa wiele czynników, a najważniejsze z nich to nasze wyniki badań i samopoczucie (o czym doradzający zazwyczaj nie mają pojęcia). Nikt, kto nie zna całej historii Waszych problemów zdrowotnych i tego jak Wasze wyniki badań zmieniały się na przestrzeni czasu pod wpływem różnych diet, nie powinien mieć wpływu na Wasze decyzje dotyczące dużych zmian w diecie. Internet jest pełen znawców różnych tematów i często opinie specjalistów z tego samego zakresu diametralnie różnią się od siebie. I tutaj wkracza kolejna ważna kwestia, a mianowicie konieczność słuchania swojego organizmu. Ja przy swojej insulinooporności różne rzeczy już słyszałam. Endokrynolodzy, diabetolog i dietetyk byli zgodni – 4-5 posiłków dziennie, w równych odstępach czasowych, dieta oparta na produktach niskoglikemicznych, ale bez wielkiego rygoru, bo moje wyniki nie są tragiczne. Poza tym mam niską wagę ciała, która jest czynnikiem zmniejszającym ryzyko zachorowania na cukrzycę. Duża część internetu to potwierdza, ale pojawiają się też opinie, że przy insulinooporności słuszna jest tylko dieta paleo/wegańska/bezglutenowa, że powinno się jeść tylko 3 obfitsze posiłki w ciągu dnia itp. Niestety mój organizm nie reaguje zbyt entuzjastycznie na te nowinki… Chociażby dlatego, że dla mnie 3 obfite posiłki to za mało, odczuwam wtedy spadki cukru pomiędzy nimi, a kiedy jem w krótszych odstępach czasowych, mam wrażenie że cukier utrzymuje się na podobnym poziomie. Trudno mi też myśleć o włączeniu większej ilości mięsa do diety (teraz jem je tylko okazjonalnie, w gościach), bo nie chcę jeść go przede wszystkim ze względów ideologicznych, ale też niezbyt dobrze się po nim czuję. Jednak jeśli mój organizm zacznie się domagać mięsa lub całkiem przestanie je tolerować, wprowadzę w swoim odżywianiu odpowiednie zmiany.
Dieta idealna to dieta dobrze dopasowana do danej osoby. Na pytanie “jak znaleźć dietę idealną dla siebie” można by odpowiedzieć w zaledwie kilku punktach:
- dobrze poznaj swój organizm (obserwacja + badania)
- doszkól się jakie odżywianie będzie najlepsze przy Twoich (ewentualnych) problemach ze zdrowiem
- zastosuj się do zalecanej diety w co najmniej 80%
- obserwuj swój organizm i w razie potrzeby zacznij wprowadzać modyfikacje
Ogólnie na początku warto eksperymentować i nie zamykać się na żadne rozwiązania, ale słuchanie swojego organizmu to moim zdaniem podstawa. Raz, że nie wszystkie eksperymenty będą udane, a dwa, że każda dieta może czasem wymagać pewnych modyfikacji.
Ale znowu – to co napisałam wyżej też nie jest uniwersalne dla każdego, bo przy niektórych chorobach diety trzeba przestrzegać w 100% i nawet jeśli nie czujemy się przy niej najlepiej, może ona być jedyną słuszną dla naszego organizmu (i musimy dać sobie więcej czasu aby się do niej przyzwyczaić).
Wracamy więc do sedna – nie ma jednej słusznej drogi, a osoby wypowiadające się w Internecie nie są od stawiania diagnoz. Możecie się inspirować licznymi publikacjami i badaniami dostępnymi w sieci, ale nie można traktować tego wszystkiego jako wyroczni. Osobiście mam duży dystans nawet do porad dietetyków i lekarzy… Oczywiście są pewne prawdy uniwersalne dla pewnie co najmniej 95% społeczeństwa (jak to, że cukier i alkohol szkodzą, a warzywa są zdrowe), ale takie rzeczy jak zapotrzebowanie kaloryczne czy diety eliminacyjne to już bardzo indywidualna sprawa i w tej kwestii nie podążałabym ślepo nawet za wypowiadającym się w sieci lekarzem czy dietetykiem. Tego typu wskazówki i doniesienia mogą stanowić jedynie inspiracje aby coś na sobie przetestować lub poradzić się w jakiejś kwestii swojego lekarza, który dobrze zna historię naszej choroby.
Ufff, strasznie się boję, że mimo jednego głównego przekazu ten post wyszedł dość chaotyczny…Mam jednak cichą nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi i że nie dacie się zwariować i zachowacie swój w rozum w całym tym dietetycznym szaleństwie.