Zapraszam Was dzisiaj na kolejną część odpowiedzi na Wasze pytania. Dziś będzie mowa m.in. o osamotnieniu, emeryturze, samodyscyplinie i pracy w marketingu.
Jak sobie radzisz z “osamotnieniem” na freelancingu? Chodzi mi o fakt że pracujesz z domu czyli większość czasu pracy spędzasz sama. Ja od paru miesięcy pracuję na swoim i przyznam że czasem brakuje mi pogawędek przy kawie z koleżankami z biura. Ciekawa jestem jak Ty sobie z tym radzisz? – Karolina
Jeśli mam być szczera, to koleżanki z biura są ostatnią “rzeczą”, jakiej brakuje mi na freelancingu. Wyznaję zasadę, że jak mam ochotę wyjść do ludzi, to po prostu to robię. Umawiam się z koleżanką, idę do mamy, albo po prostu idę na spacer z psem i tam czasami spotkam jakichś psiarzy, z którymi można pogadać. Bywało też, że umawiałam się z kimś na wspólną pracę i to zawsze kończyło się tak samo – moja praca podczas takiego spotkania była totalnie nieefektywna i musiałam nadrabiać ją potem w domu. Dlatego właśnie na co dzień w ogóle nie brakuje mi “namacalnych” ludzi, bo dzięki tej “samotności” skupiam się na tym, co mam do zrobienia i w efekcie mój dzień pracy trwa np. 4 godziny, a nie 8. Inna sprawa, że moja praca nie polega na totalnym odcięciu się od ludzi bo raz, że miewam nagrania do ZdrowoManii, a dwa, że dla mnie równie cenny jest kontakt wirtualny. Ten mam z ludźmi cały czas, czy to podczas pracy, czy prowadzenia bloga i kanałów na YouTube.
Żeby nie było – kiedy pracowałam w biurze, bardzo lubiłam ten czas pogaduszek ze współpracownikami. Ale z perspektywy czasu oceniam, że to był wypełniacz, który pozwalał jakoś przetrwać te 8 godzin. Zazwyczaj nie miałam tylu obowiązków, aby całkowicie wypełnić sobie dzień pracy i te pogaduchy były wybawieniem, bo dzięki nim czas leciał szybciej. Później, kiedy zaczęłam pracę w agencji i miałam do wyboru albo pracę w domu, albo przychodzenie do biura, szybko zorientowałam się co jest dla mnie lepsze. Tam akurat miałam mnóstwo roboty, więc przychodzenie do biura i kontakt z ludźmi skutkowały tym, że potem musiałam nadrabiać pracę po godzinach. Teraz wolę pracować w domu, w ciszy i robić to efektywniej, a na pogaduchy umawiam się poza pracą.
Agnieszko, czy mogłabyś polecić jakieś strony/miejsca, gdzie można znaleźć zlecenia niewymagające jakiś specjalnych umiejętności/weny/kreatywności. Pracuje zawodowo na etacie, ale chciałabym znaleźć dodatkowe zajęcie (jestem w stanie poświęcić dodatkowo 2 godziny dziennie na pracę). Moja etatowa praca jest na tyle wymagająca, że to dodatkowe zajęcie chciałabym, aby było proste, niewymagające, nawet powiedziałabym- żmudne. Jeśli odpowiedź na to pytanie nie byłaby możliwa w krótkiej formie, może jakiś post na blogu w tym temacie? Pozdrawiam 🙂 – Ania
Zadałaś to pytanie dość dawno i pamiętam, że od razu o Tobie pomyślałam, kiedy zobaczyłam u Agnieszki ten podcast. Jest w nim kilka pomysłów na niewymagającą pracę w domu. Polecam wysłuchać, może coś Cię zainspiruje 🙂
Czy freelancerem nazwiemy kogoś, kto ma swoja działalność, czy wystarczy po prostu brak stałego zatrudnienia i utrzymywanie się z rożnych zleceń na umowę? A może jedno i drugie?☺ – Ania
Freelancerem nazwiemy kogoś, kto nie ma stałego zatrudnienia i pracuje dla różnych firm, zamiast dla jednej. Forma rozliczenia może być różna, jedni działają w oparciu o umowy cywilno-prawne, inni zakładają własną działalność gospodarczą… To nie ma większego znaczenia, najważniejszy jest ten brak stałego zatrudnienia i idąca za tym wolność, różnorodność i samodzielność.
Jak zachowujesz samodyscyplinę w pracy? Czy masz jakieś sposoby na pozbycie się wszelkich rozpraszaczy, które powodują,ze doba jest za krotka? 😉 – Ania
Za moją samodyscyplinę odpowiadają przede wszystkim deadline’y. Są one dla mnie świętością i sama świadomość zbliżającego się terminu wykonania zadania w magiczny sposób odsuwa ode mnie wszelkie rozpraszacze. Przyznaję też, że moim największym rozpraszaczem jest moja działalność około-blogowa (powiadomienia o wiadomościach na instagramie, komentarzach na YT itp.), ale nie mam wyrzutów sumienia, kiedy jej ulegam, bo ona też jest dla mnie ważna. Niemniej jedną z podstawowych zasad produktywności jest wyłączenie powiadomień i to na pewno warto zrobić, jeśli chce się tych rozpraszaczy unikać.
Kiedyś miałam zasadę, że w godzinach przeznaczonych na pracę nie gotuję, nie sprzątam, nie wychodzę z psem… Teraz stawiam na elastyczność i nie mam czegoś takiego jak godziny przeznaczone na pracę. Jest piękna pogoda, a Luna wyciąga mnie na spacer – idę. Najdzie mnie ochota na gotowanie – gotuję. Dopadnie mnie wena do sprzątania – sprzątam. I tak dalej… Chyba, że wisi nade mną zbliżający się deadline, wtedy nie ma mowy o uleganiu wenie, ochocie na spacer czy innym rozpraszaczom, robota musi być zrobiona w terminie.
Zdaję sobie sprawę, że jeśli w mojej odpowiedzi miało być coś pomocnego lub inspirującego, to pewnie zawiodłam 😉 ale tak to właśnie u mnie wygląda. Deadline ma moc!
Pytanie dot finansowego aspektu freelancingu: Jakie są Twoje metody zabezpieczenia finansowego i zabezpieczenia emerytury? Wiadomo, ze własną działalność nie sprzyja dobrej emeryturze z ZUSu, wiec ciekawa jestem jak rozwiązałaś kwestie zabezpieczenia swojej emerytury? W co inwestujesz? Pytam, ponieważ sama szukam pomysłów na zabezpieczenie swojej przyszłości.
Czy może polecasz jakieś blogi o tej tematyce?
Dziękuję i pozdrawiam. – Ania
Ciężka sprawa z tą emeryturą. Przyznaję, że do tej pory sama nie wiem jak się za to zabrać i chcąc wreszcie ogarnąć ten temat, kupiłam książkę Michała Szafrańskiego “Finansowy Ninja”. Na tym jednak póki co się skończyło ;). Na razie wychodzę z założenia, że do emerytury mam jeszcze sporo czasu i na pewno znajdę jakieś rozwiązanie, które pozwoli mi zapewnić sobie spokojną starość. Może to być np. pasywne źródło dochodu, jakiś biznes, który będzie funkcjonował bez mojego większego udziału, albo coś w tym rodzaju.
Jeśli chodzi o edukację finansową to dla mnie jej źródłem jest przede wszystkim blog i książka Michała Szafrańskiego.
Na poniższe pytanie autorka poprosiła o odpowiedź w formie video, ale nie planuję na razie nagrywać filmu z freelancerskim Q&A, więc odpowiem tutaj:
W jednej z Twoich odpowiedzi użyłaś sformułowania “wcale nie jestem wielką fanką pracy w marketingu”. Mogłabyś wyjaśnić? Tzn. co Ci się nie podoba i podoba? 🙂 – Kamila
Ja z marketingiem mam “love-hate relationship”. Z jednej strony fascynują mnie narzędzia i mechanizmy działania marketingu (szczególnie tego społecznościowego, bo lubię obserwować reakcje odbiorców na konkretne działania) i lubię być z nimi na bieżąco… A z drugiej strony uważam, że marketing czasami działa na granicy etyki i to według mnie nie jest OK. Przykładem z branży marketingu społecznościowego jest ostatnia akcja Reserved z poszukiwaniami Wojtka z Polski, która moim zdaniem przekroczyła już pewne granice. Marketing często bawi się ludzkimi emocjami (żeby nie powiedzieć dosadniej, że na nich żeruje) i to czasami uważam za przesadę. Inny przykład, już spoza marketingu internetowego – pewne granice są przekraczane też na etapie projektowania opakowań i pozycjonowania niektórych produktów. Np. większości produktów wegańskich lub bezglutenowych nie powinno się zaliczać do zdrowej żywności (a na takiej lądują w supermarkecie), bo często są one tak przetworzone i nafaszerowane chemią, że mogą świecić w ciemności. Producenci w swoich działaniach marketingowych są nastawieni przede wszystkim na sprzedaż i na zyski, a człowiek jest w tym wszystkim tylko pionkiem w grze o duże pieniądze.
Ale pytanie dotyczyło pracy w marketingu, a to jeszcze inna sprawa. Otóż pracy w marketingu nie lubię dlatego, że często działaniom marketingowym nadaje się znacznie wyższą wagę, niż one na nią zasługują. Kiedy wpadniecie w wir pracy w agencji marketingowej, w pewnym momencie uświadomicie sobie, że przez miesiąc wypruwacie sobie żyły walcząc z takimi duperelami, jak odcień czerwieni jakiegoś jednego słowa na ulotce, która będzie rozdawana raz w życiu podczas jakichś targów i która i tak w 95% swojego nakładu od razu wyląduje w koszu. Oczywiście to nie tak, że ta praca tylko na takich bzdurach się opiera, ale dla mnie takich sytuacji było za dużo. Pracowałam po 12 godzin dziennie, bo klient miał po 5678765 poprawek do pracy grafika, a wszystko odbywało się w takim tonie, jakby co najmniej chodziło o wynalezienie leku na raka. Serio, jak się spojrzy na to z dystansu, to można się czasami załamać albo chociaż poirytować ;).
A co lubię w tej pracy? Chyba przede wszystkim to, że marketing nadal jest dla mnie na swój sposób ciekawy. Na freelancingu na szczęście mam wybór, z kim i nad czym pracuję, więc nie zmagam się już z tymi “problemami pierwszego świata”, które spędzały mi sen z powiek podczas pracy w agencji. Współpracuję z klientami, którzy mają do tego wszystkiego zdrowe podejście.
Autorkę pytania proszę, aby dała jakoś znać, czy odczytała tę odpowiedź 🙂 jeśli tego nie zrobi, odpowiem na nie też w formie video przy najbliższej okazji nagrywania filmiku z Q&A, a chyba nie ma sensu tego dublować.
Na dziś to tyle 🙂 jeśli ktoś chce zadać jakie pytanie, formularz cały czas pozostaje aktywny. Kolejny taki post przygotuję, kiedy zbierze się więcej pytań.