To jak do tej pory najlepszy tydzień tego roku! I nie, nie wydarzyło się absolutnie nic spektakularnego. Wszystkie co najlepsze, odnalazłam w samych prostych rzeczach. Rok temu o tej porze byłam w Cinque Terre i do dziś pamiętam, jak bardzo czułam się szczęśliwa podczas tej podróży. W tym tygodniu dokładnie tak samo czułam się tu, w Warszawie, u siebie, w swoim domu i na swoim osiedlu.
I przyznaję, że troszkę zrobiłam sobie wolne. W dużej mierze wynika to z tego, że szykuję się do urlopu (takiego prawdziwego, bez komputera i internetu!) i w związku z tym nie mogę zaczynać żadnych nowych zleceń, wszystko raczej wygaszam. Przez to nie czuję, abym zasłużyła na jakikolwiek urlop 😉 ale spoko, nadchodzący tydzień zapowiada się znacznie intensywniej, więc po nim zacznę marzyć o tygodniu totalnego relaksu.
To był tydzień otwierania sezonu. W ostatnich dniach zrobiłam po raz pierwszy w tym roku chyba 90% rzeczy, za które najbardziej kocham lato.
Chodziłam boso po piasku…
I po trawie.
Hamakowałam na balkonie. OK, to akurat nie pierwszy raz w tym roku, ale wcześniej było mi to dane tylko jednego dnia, a teraz hamak wisiał na balkonie przez cały tydzień, bez zdejmowania!
Biegałam.
I byłam na siłowni plenerowej.
I jeździłam na rowerze. Na razie na Veturilo.
I raz udało nam się upolować tandem! Przejażdżka na nim marzyła mi się od kiedy chyba w ubiegłym roku zobaczyłam go gdzieś na mieście. Świetna sprawa! Choć ja usiadłam z tyłu i momentami nie czułam się komfortowo nie mając kontroli nad sytuacją… Ale z drugiej strony nie zmęczyłam się za bardzo podczas tej przejażdżki, więc podobało mi się :D.
W tym tygodniu też po raz pierwszy w tym roku piknikowaliśmy. Ależ ja za tym tęskniłam…
Nie licząc Londynu, pierwszy raz byłam na lodach. Kilka razy. To moje największe letnie uzależnienie. Dobre lody naturalne zdecydowanie są warte grzechu.
W sobotę otworzyliśmy sezon na wieczorne spacery po mieście. Była to akurat Noc Muzeów, ale kolejki jak zwykle nie zachęcały do wzięcia w niej udziału. Tłumy były też na schodkach, choć tu akurat zdjęcia zrobiłam na początku, kiedy jeszcze nie było tak dużo ludzi. Po zmierzchu było ich co najmniej 2 razy więcej. Warszawa w maju wybudziła się z zimowego snu 🙂
Dzisiaj natomiast po raz pierwszy poćwiczyłam jogę w plenerze. Nie mogłam sobie tego odmówić, choć ostatnio celowo unikam jogi, aby trochę zmanipulować swój układ hormonalny. Sytuacja wyjątkowa, po prostu chcę mieć udany urlop bez pewnych niedogodności ;). Tylko że po pokonaniu mojego kryzysu trudno mi tak całkiem zrezygnować z jogi. Szczególnie, że każdy dzień przerwy to jak krok do tyłu, jeśli chodzi o siłę i elastyczność :(. No i naprawdę bardzo tęskniłam za możliwością ćwiczenia w plenerze.
Po raz pierwszy w tym roku byłam też na targu śniadaniowym. I ogólnie pierwszy raz odwiedziliśmy ten mokotowski. W porównaniu np. z gocławskim lub ursynowskim, na tym jest więcej różnych stoisk… Ale i tak uważam, że targi śniadaniowe są nieco przereklamowane. Ceny są tam nieadekwatne do jakości jedzenia. Jedna wizyta w takim miejscu uszczupla portfel o kilkadziesiąt złotych, a często płaci się za totalne rozczarowanie. Ta veg korma na przykład smakowała jak mdła, rozgotowana marchewka z groszkiem.
Deser zjedliśmy więc w pobliskiej kawiarni Cafe Wielicka. Niniejszym otworzyliśmy sezon na siedzenie w kawiarnianych ogródkach 😉
Popołudnie spędziłam z fajnymi dziewczynami (Kasią i Natalią), kibicując fajnym chłopakom 😉 wybaczcie mojemu Canonowi, że złapał ostrość na trawę, zdjęcie jest z samowyzwalacza.
A tak ogólnie to jaram się tym majem, który wreszcie się ogarnął. Jest pięknie.
Dobre nawyki, nad wdrożeniem których aktualnie pracuję.
Prosta i pyszna, kokosowa zupa krem z batatów.
Ostatnia taneczna sobota:
Tatiana i Michał z bloga “Więcej niż zdrowe odżywianie” wypuszczają kolejną edycję swojego kursu “Oczyszczanie warzywno-owocowe”. Od jakiegoś czasu śledzę ich działania, również w zamkniętej grupie na FB, w której udzielają się uczestnicy ich kursów i jestem pod wrażeniem, jak wielu osobom udało im się pomóc. Kurs prowadzi za rękę przez cały proces oczyszczania, m.in. dzięki listom zakupowym i konkretnym przepisom. Tatiana i Michał testowali go na sobie, więc chętnie też dzielą się swoim doświadczeniem.
Mam dla Was zniżkę 5% na ten kurs na hasło LM5PROCENT, a dodatkowo każda osoba dokonująca zakupu z tym kodem otrzyma gratis mój Dziennik Obserwacji Organizmu.
Na blogu jakiś czas temu pojawiła się nowa funkcjonalność. Jest to pasaż zakupowy, powstały w ramach współpracy z porównywarką cen Nokaut.
Znajdziecie w nim wiele różnych produktów związanych ze zdrowym stylem życia. Możecie wpisywać w wyszukiwarkę nazwę produktu i porównywarka znajdzie Wam różne oferty, co pomoże Wam wybrać tę najkorzystniejszą. W sklepie są produkty z kategorii zdrowej żywności i sportu. Pasaż działa na zasadzie afiliacji, tzn. pewien niewielki procent z Waszych zakupów wpada na moje konto. To bardzo groszowe sprawy, ale na wszelki wypadek informuję, gdyby ktoś żałował mi 40 groszy i nie chciał z tego powodu robić zakupów za pomocą tej funkcjonalności ;). Mnie ten dodatek do bloga bardzo się podoba i sama chętnie wyszukuję w ten sposób sklepy i np. sportowe buty (nie wierzę, że jeszcze kilka lat temu nie mogłam patrzeć na ten typ obuwia :D).
Do pasażu możecie przejść w dowolnej chwili, prowadzi do niego zakładka ZAKUPY w górnym menu (lewy, górny róg strony).
Niestety nie mam dla Was w tym tygodniu żadnych linków, bo czas spędzany przed komputerem poświęciłam przede wszystkim na swoje blogowe i zawodowe sprawy. Internety przeglądałam głównie na telefonie gdzieś przy okazji, a wtedy nie zapisuję sobie nigdzie przeglądanych linków.