Zawsze miałam uczulenie na słowo “majówka” używane w kontekście długiego, majowego weekendu, ale w tym roku skapitulowałam. Bo “długi majowy weekend, który trwa ponad tydzień” brzmi wręcz nieprawdopodobnie i aż się prosi, aby zastąpić to jednym słowem… I ach, co to była za majówka! Spędzona w Warszawie, ale dokładnie tak, jak lubimy spędzać czas w tym mieście. Naprawdę trudno dziś pogodzić się z końcem tego wspaniałego czasu.
Cały czas nie dowierzam, że to, co dzieje się za oknem, to prawda. Czy to możliwe, aby lato w tym roku trwało pół roku? Zaczęło się w pierwszej połowie kwietnia, więc mamy na to szansę… Istne szaleństwo. Oby tak dalej!
Majówka minęła nam zarówno na leniuchowaniu, jak i na załatwianiu różnych spraw. Zaczęliśmy m.in. “misję balkon”… Oj dużo mamy do zrobienia na tej płaszczyźnie… Mam nadzieję, że w maju zamkniemy ten temat.
Póki co na balkonie korzystam tylko z hamaka. Wśród obdrapanych ścian i masy niepotrzebnych rzeczy… Ale najważniejsze, że jest słońce i można rozjaśniać grzywkę, a przy okazji wytwarzać witaminę D i łapać lekką opaleniznę. Luna też korzysta, mimo że jeszcze nie wyszło z niej zimowe futro.
Pracujemy też nad socjalizowaniem Luny, bo w tym roku planujemy zabierać ją na większość naszych wyjazdów, a ona nie jest za bardzo przystosowana do przebywania wśród ludzi, chodzenia do knajpek itp. Oj, lekko nie jest, ale nie poddajemy się.
A propos knajpek – kompletuję miejsca do kolejnych postów z serii “Wege Warszawa”
Ale do sprawdzonych miejsc też chodzimy. Mam ostatnio totalnego lenia w kuchni i w ogóle nie chce mi się gotować. Od czasu do czasu mam taki kryzys twórczy 😉 myślę, że niedługo minie.
Choć oczywiście w domu też jadam, ale nie eksperymentuję z niczym nowym i godnym pokazania na blogu.
A poza tym to cóż… To był świetny tydzień. Pełen słońca, luzu, czasu na świeżym powietrzu, spacerów po Warszawie, chwil z książką…
Były i drobne zakupy, znalazłam okulary przeciwsłoneczne z mojej wishlisty 🙂
Udało mi się też spotkać z Gosią!
I spełnić się jako kierowca podczas rodzinnego wyjazdu.
Ech, mam depresję pomajówkową. Chociaż lubię swoją pracę i w ten “długi weekend” też trochę pracowałam, to jednak czuję się teraz rozleniwiona i trudno pogodzić mi się z tym, że już nie będziemy mieli tyle czasu dla siebie.
Nie mam w tym tygodniu linków, bo czas spędzony przed komputerem ograniczyłam do absolutnego minimum.
Na koniec jeszcze bardzo przykre ogłoszenie. Proszę, powstrzymajcie się od osądów, bo to niesprawiedliwe, kiedy nie zna się tła całej sytuacji. Moja znajoma z przyczyn osobistych musi znaleźć dom dla swojego zwierzaka. To bezproblemowy, kilkuletni kocur… Szukamy dla niego dobrego i kochającego zwierzęta opiekuna. Jeśli ktokolwiek z Was może jakoś pomóc, będziemy bardzo wdzięczne.
I tak na koniec powiem Wam, że choć trochę się już stęskniłam za pracą i swoim normalnym rytmem dnia, to jednak ten nadchodzący tydzień bardzo mnie stresuje. Raz, że mam do załatwienia kilka trudnych spraw, a dwa, że czeka mnie cholernie stresujące badanie, jakim jest gastroskopia. I jako że zdecydowałam się na taką z “uśpieniem”, to badanie samo w sobie nie stresuje mnie tak bardzo, jak konieczność bycia na czczo… Bo muszę wytrzymać bez jedzenia aż do wieczora, a rano mogę zjeść tylko coś lekkiego. I przyznam że tego boję się najbardziej, bo ja muszę jeść posiłki regularnie (a po lekkostrawnych bardzo szybko robię się głodna), żadne całodniowe “posty” nie wchodzą u mnie w grę… Bardzo się boję, że w pewnym momencie tak mi spadnie cukier, że będę musiała coś zjeść i wtedy nie będę mogła zrobić tego badania. Jeśli macie jakiś pomysł, jak się do tego przygotować, aby wytrzymać caluteńki dzień bez jedzenia, to proszę dajcie znać!