Przegląd tygodnia już z datą grudniową, choć obejmuje listopad. I cóż mogę powiedzieć o tym wstrętnym miesiącu, na który tak narzekałam kiedy się zaczął… W tym roku bardzo pozytywnie zaskoczył pogodą. Było dużo słonecznych dni, a mało takich typowo jesiennych, deszczowych. Dodatkowo w dość bezbolesnym przetrwaniu tego miesiąca pomógł mi taniec. Chodziłam na zajęcia 3 razy w tygodniu i po tym czasie mogę stwierdzić, że jestem w tej chwili totalnie uzależniona od tej aktywności. I jednocześnie trochę przerażona co będzie jak skończy mi się ten karnet upolowany na Grouponie z dużą zniżką… Tym samym zaczynam rozpaczliwe poszukiwanie karty Multisport, a raczej osoby, która mogłaby mnie dopisać do swojej. Nie wyobrażam sobie już życia bez zajęć z taką częstotliwością, a wydatek rzędu 270 zł/mc to jednak jest przegięcie :/
A pamiętacie, że w sobotę się widzimy? Spanikowałam trochę ostatnio, że nie znajdę lokalu na czas, bo jego poszukiwania okazały się nieco trudniejsze niż myślałam (miałam co do niego trochę wymagań), ale sytuacja jest już opanowana. W weekend miałam więcej czasu, więc napisałam jeszcze do kilku miejsc i do środy, max. czwartku wszystko powinno się już wyklarować.
Linki, filmy, blogi…
Może już widzieliście 🙂 cytując autora: Współczesne spojrzenie na Warszawę przy wykorzystaniu animacji poklatkowej.
Piękne! Kocham to miasto, a takie filmy tylko potęgują to uczucie 😉
Projekt adwentowy na blogach wnętrzarskich, zapowiada się ciekawie 🙂
Bardzo lubię blogi polskich autorów mieszkających za granicą i opisujących życie w tych krajach. Tak więc do mojej listy takich blogów (swoją drogą świetny wpis o bułgarskich zabobonach znajdziecie na Szopskiej Sałacie ;)) dołączają Rodzynki Sułtańskie – blog o życiu w Turcji. Kultura turecka nie jest mi obca, bo pracowałam kiedyś w polskim oddziale tureckiej firmy (od razu mówię, że nie był to kebab, bo to zawsze pierwsze skojarzenie ludzi kiedy o tym mówię ;)), co dawało mi codzienną styczność z Turkami… Rok temu byłam też na wakacjach w Turcji (ale nie w miejscowości, w której 90% ludności stanowią turyści ;)) i muszę przyznać, że ta kultura nie przestaje mnie zadziwiać 🙂
Jedzenie
Coś przepysznego, co na pewno na stałe zagości w moim menu i do czego mam zamiar przekonać też innych. Wyjadam łyżką ze słoika, a na widok denka zbiera mi się na płacz ;). Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak zrobienie tego po raz kolejny 😉
W tym tygodniu w osobnym wpisie przedstawię szczegóły 😉
“Dary Losu”
Nie przestaje mnie bawić ta nazwa 🙂 choć wiem, że niektórych już irytuje i jak sprawdziłam ten hashtag na FB to dowiedziałam się, że ktoś nawet zgłasza Facebookowi wszystkie wpisy z tym tagiem jako “irytujące” ;).
Ja o tych “darach losu” wspominałam już na Facebooku… Pochwaliłam podejście sklepu Sensilive, który pomimo mojego początkowego marudzenia przesłał mi swoje produkty do przetestowania. A “marudziłam”, bo np. nie chciałam żeby przysyłano mi suplementy diety w tabletkach, bo takich nie stosuję. Okazało się jednak, że oferta sklepu jest znacznie szersza i że znajdują się w niej także produkty, które jak najbardziej uznaję ;). Otrzymałam sok z mangostanu, egzotycznego owocu, którego nigdy nie widziałam na oczy ;). Produkt ten bardzo mi zasmakował, kojarzy mi się z dzieciństwem i BoboFruitem ;). Bardzo się cieszę, że otrzymałam też herbatę z liści oliwnych, bo uwielbiam herbaty i bardzo chętnie testuję nowe smaki. Ta przypomina mi herbatę zieloną, ale zostawia ciekawy posmak, który odróżnia ją od tej tradycyjnej.
Dostałam też mleczko pszczele, ale to podejrzewam że znacie już z innych blogów 🙂 jeszcze go nie testowałam, na razie chcę jeszcze poczytać na jego temat.
Chętnie po dłuższym stosowaniu przedstawię Wam te produkty bliżej, ale to jeśli trafi się do tego jakiś kontekst :).
Zdjęcia
Chipsy z jarmużu od jakiegoś czasu robią karierę w internecie i trudno mi było przejść obok tego obojętnie. W poszukiwania tego warzywa musiałam zaangażować moją mamę, bo sama nigdzie go nie spotkałam. Mama jarmuż upolowała, ja go wyszorowałam, porwałam na mniejsze części, skropiłam oliwą i przyprawami, upiekłam w 160 stopniach przez ok. 10-15 minut iiiii… Koszmarnie się rozczarowałam :(. Fakt, wyszły chrupiące, ale nigdy w życiu niczym się tak nie “zakapuściłam” jak garstką tych chipsów. Czułam się, jak bym zjadła pół główki kapusty. Samej. Surowej. Fuuuuuj… Dlatego ja nie rekomenduję tych chipsów ale to kwestia smaku – przecież inni się nimi zachwycają 😉 (choć teraz już rozumiem czemu inni robili tak małe porcje ;)).
Bardzo lubię lato, ale jednak jako typowa domatorka nie mogę narzekać na jesienne i zimowe wieczory, kiedy mogę spędzić czas w zaciszu własnego mieszkania… Poduchy, koc, pies, bliska osoba, laptop lub jakaś lektura, coś ciepłego do picia… Naprawdę nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba kiedy za oknem wiatr i deszcz.
Ozdoby świąteczne w OBI. Uwielbiam je, bo nawet można wśród nich znaleźć jakieś niekiczowate ;). Ja zawsze stawiam na prostotę i kolory pasujące do mojego wnętrza.
P.s. W grudniu na blogu będzie świątecznie 🙂 nie będę oryginalna i nie wyłamię się z tego nurtu 😉