Gdyby ktoś zapytał mnie co najbardziej zaskoczyło mnie we freelancingu, od razu odpowiedziałabym – trudność w organizacji czasu pracy. To klasyczny dylemat z cyklu “jak jednocześnie zjeść ciastko i mieć ciastko”.
Przyznam, że jest to dla mnie bardzo dużym zaskoczeniem, bo wcześniej przez 2 lata pracowałam w domu (mój pracodawca dawał taką możliwość) i ku zaskoczeniu wielu osób nie miałam nawet najmniejszego problemu z organizacją swojego czasu pracy. Dla mnie było jasne – pracuję w tych godzinach co biuro agencji. I w tych godzinach nie istniało dla mnie nic innego – nie robiłam sobie obiadu, nie chodziłam na zakupy, nie czytałam książki, nie załatwiałam prywatnych spraw. Zazwyczaj pracowałam trochę dłużej niż 8h dziennie, ale nie przeszkadzało mi to, bo pracując w domu przynajmniej nie marnowałam czasu na dojazdy. “Świętość” tych godzin pracy działała w dwie strony – rzadko pozwalałam pracy zajmować swój prywatny czas. Były sytuacje, kiedy nie dało się tego uniknąć, ale pilnowałam aby nie zdarzały się zbyt często. Taki układ był ok, bo wszystko miało swój czas i to świetnie funkcjonowało.
Ale freelance kusił mnie też z tego powodu, że dawał dużą wolność. To naprawdę fajne, kiedy w ciągu dnia można na przykład skorzystać z luźniejszych ulic, braku kolejek w urzędach czy ładnej pogody. Zawsze można odrobić zaległości później w godzinach popołudniowych lub wieczornych. Szybko jednak okazało się, że to nie takie proste i że w zasadzie mam do wyboru dwie opcje.
1. Praca w określonych godzinach
Najlepiej takich standardowych, w jakich pracują klienci, bo to oni zazwyczaj wyznaczają jakiś rytm swoimi telefonami i mailami. Jakie są plusy i minusy takiego rozwiązania?
+ praca nie miesza nam się z życiem prywatnym, po godzinach możemy przełączyć się na tryb “relaks”, nie sprawdzać służbowej skrzynki itp.
– pracując w takim trybie odbieramy sobie możliwości, jakie daje nam freelance, przywiązujemy się do biurka dokładnie tak, jak czyni to z nami nasz szef podczas pracy na etacie
2. Brak określonych godzin pracy
W praktyce to praca 24h na dobę, z przerwami na sen i na to co tam chcemy sobie o dowolnej porze dnia lub nocy zrobić 😉
+ duża elastyczność w planowaniu swojego dnia, możliwość ugotowania sobie zdrowego obiadu, skorzystania z ładnej pogody kiedy na popołudnie zapowiadane są burze itp.
+ możliwość słuchania swojego organizmu – jeśli mamy ochotę pospać dłużej, robimy to, jeśli rano wyjątkowo nie mamy weny do pracy, możemy nadrobić to po południu, itd.
– tak naprawdę przez całą dobę jest się w pracy, bo nawet jeśli czegoś się w danej chwili nie robi, to w głowie cały czas siedzi myśl, że i tak trzeba dzisiaj do tego usiąść
Co wybrałam?
Napisałam wyżej o paru oczywistych sprawach, to teraz napiszę co sprawdza się u mnie… Otóż ja ostatecznie zdecydowałam się na ten drugi tryb pracy. Z kilku powodów… Po pierwsze na etacie brakowało mi tej elastyczności i możliwości korzystania z życia w godzinach pracy. Po drugie muszę jakoś godzić pracę z pasją jaką jest prowadzenie bloga. Nie da się ukryć, że na blogowanie składa się mnóstwo różnych czynności, które często trudno jest wsadzić w konkretne ramy czasowe. W moim przypadku po prostu się nie da. Dlatego cenię sobie elastyczne godziny pracy, bo dzięki nim mogę godzić różne zajęcia + zdrowy styl życia, który też bywa trochę wymagający ;).
Jako minus takiej organizacji podałam fakt, że praktycznie cały czas jest się myślami w pracy. Ale temu też można zaradzić – czasami warto popracować w wyznaczonych godzinach, aby skończyć np. o 15tej czy 17tej i później mieć już święty spokój. Wszystko zależy od aktualnych zleceń – ich specyfiki i czasu, który trzeba im poświęcić… Ja w tej chwili prowadzę jeden dość duży projekt i z jego powodu ostatnio sporo mam takich dni pracy “od do”. Jako że i tak w godzinach pracy klienta bardzo często muszę siadać do komputera aby odpisać na pilnego maila, wolę wszystkie swoje aktywności zawodowe planować na ten czas, aby chociaż popołudnie mieć wolne. Ale jeśli chcę wyjść lub odpocząć w ciągu dnia – mogę to zrobić, z tym że muszę się liczyć z tym, że jeden telefon lub e-mail szybko przyciągnie mnie z powrotem do komputera 🙂
Z perspektywy czasu jednak oceniam taki tryb pracy jako najlepszy i trudno mi sobie wyobrazić powrót do siedzenia za biurkiem non stop przez min. 8h.
P.s. O czym za tydzień – miejsce pracy czy urlop freelancera?