Zdrowy styl życia jest coraz bardziej w modzie. Powstają o nim programy, książki, jak grzyby po deszczu wyrastają blogi o tej tematyce. Każdy może dzielić się swoimi sposobami na zdrowe życie i każdy może inspirować i motywować innych. Ja postanowiłam dzisiaj nieco przybliżyć Wam moją historię – co mnie skłoniło do zmiany sposobu odżywiania, co podniosło z kanapy, z jakimi borykam się problemami i co jest dla mnie największą motywacją. Kiedyś pisałam już o tym przy okazji startu cyklu “Nie-trudne zdrowego początki”, ale dziś chciałam trochę rozwinąć ten temat.
W moim rodzinnym domu…
…raczej nie odżywiano się zdrowo. Nie było pod tym względem tragedii, ale jednak nikt nie zawracał sobie głowy czytaniem składów czy prostymi zasadami zdrowego odżywiania. Ja też nie miałam o tym pojęcia, ale gdzieś tam podświadomie czułam, że pewne rzeczy mi nie służą. Szybko zyskałam miano niejadka, wmawiano mi anemię i inne rzeczy 😉 bo to przecież było nie do pomyślenia, że nie lubię mięsa. No tak, ale co z tego, że rezygnowałam np. z tłustego, panierowanego schabowego, skoro jednocześnie byłam wręcz uzależniona od chipsów. Jadałam je kilka razy w tygodniu! Słodycze? Nie musiałam ich sobie odmawiać, przecież byłam szczupła….
Przełomowy moment
Badania hormonalne, na które wysłał mnie któryś z kolei dermatolog, do którego przyszłam z problemami z cerą – to zdecydowanie był przełomowy moment. Spodziewałam się, że może mam za dużo androgenów 😉 a ilość problemów, które wyszły na jaw przy okazji tych badań, po prostu zwaliła mnie z nóg. Już pomijam depczącą mi po piętach cukrzycę, pomijam też to, co udało mi się wyleczyć, opiszę Wam problem na przykładzie cholesterolu, bo to najlepiej obrazuje moją sytuację…. Tak więc okazało się, że mam za wysoki cholesterol. Pierwsza myśl – szok, przecież nie ważyłam nawet 50 kg. Druga myśl – to przez chipsy! Odstawiłam je więc natychmiast, z dnia na dzień. Ogólnie zaczęłam się pilnować, akurat wyprowadziłam się od rodziców więc całkowicie zmieniłam sposób odżywiania. Po około roku takiej zdrowej diety pełna optymizmu zrobiłam badania kontrolne. I tu spotkało mnie pierwsze, wielkie rozczarowanie – wyniki były jeszcze gorsze.
Kryzysy
To wtedy przyszedł największy kryzys. Skonsultowałam te wyniki z lekarzem, a ten wprost powiedział, że to kwestia zaburzeń metabolicznych i nieważne co będę robić, moje wyniki i tak będą kiepskie. Podłamana tym faktem na jakiś miesiąc odpuściłam. Wyniki krzywej glukozowej i insulinowej też były złe, więc strzeliłam focha po całości 😉 jadłam białe bułeczki, wróciłam do smarowania pieczywa masłem, ogólnie miałam wszystko w nosie – po co się męczyć, skoro moje starania i tak nic nie dają? Ale potem się otrząsnęłam i olśniło mnie…
Ruch! To musi być klucz do sukcesu!
No tak, przecież cholesterolu nie da się obniżyć sama dietą! Zaczęłam tańczyć, sprawiłam sobie psa zapewniając tym samym minimalną dawkę ruchu na co dzień, potem doszło do tego bieganie, rolki, ćwiczenia w domu… Zrobiłam dla siebie tak wiele! Nie było przecież opcji aby to nie przyniosło efektów!
Moja mroczna tajemnica 😉
Niestety. Tu mogę Wam zdradzić moją mroczną tajemnicę 😉 o której do tej pory nie pisałam, bo mogłaby być demotywująca dla innych, a przecież to bardzo indywidualna sprawa… Otóż wyniki moich kolejnych badań kontrolnych są jeszcze gorsze. Na nic ruch, na nic to całe zdrowe odżywianie. W moim przypadku cała troska o siebie i wszystkie starania nie przynoszą żadnych efektów. Oczekiwałam euforii przy odbiorze wyników, liczyłam na nagrodę a znowu otrzymałam… policzek 😉 . Mam cholesterol jakbym całe życie odżywiała się głównie smalcem 😉 muszę zaprzyjaźnić się z lekami, które zostaną ze mną na długo (jeśli nie na zawsze). Inne wyniki też są złe, dlatego muszę jeszcze bardziej zaostrzyć swoją dietę.
Motywacja
Jak to się stało, że po tych ostatnich badaniach znowu nie strzeliłam focha na cały ten zdrowy styl życia? Odpowiedź jest prosta – przyzwyczaiłam się do niego. Ba, pokochałam go! Uwielbiam to zdrowe jedzenie, uwielbiam aktywność fizyczną, uwielbiam to poczucie, że o siebie dbam. Trochę mi przykro, że to wszystko co robię w ogóle nie przekłada się na faktyczny stan mojego zdrowia, ale raz, że gdybym żyła inaczej to dopiero mogłaby być masakra, a dwa, że taki już mój urok i muszę z nim żyć. Buntowanie się nie ma sensu.
Plany
Wciąż mam do siebie żal o to, że za mało eksperymentuję ze zdrowym gotowaniem. Internet jest całą kopalnią zdrowych przepisów, a ja tak mało z tego korzystam! Postanowiłam otworzyć się na nowe smaki i składniki. Inne pewnie będę stopniowo wykluczać lub zmniejszać ich ilość w mojej diecie (i nie mówię tu o produktach powszechnie uważanych za niezdrowe, tylko o zdrowych, ale dla mnie niewskazanych). Rok 2014 będzie dla mnie rokiem kulinarnych eksperymentów. Mam nadzieję, że zyska na tym też blog, bo tymi sprawdzonymi i fajnymi na pewno będę się tutaj dzielić. Niniejszym dołożę kolejną cegiełkę do całej tej “zdrowej blogosfery”, ale jestem za tym, aby dobre przepisy puszczać dalej w świat, nawet jeśli będą się one powtarzać na 20 różnych blogach ;).
OK, kończę ten wywód, mam nadzieję, że Was nie zanudziłam 😉 wpis jest dość osobisty, ale uważam, że nie ma sensu robić jakiegoś tematu tabu z problemów zdrowotnych, które mogą dotyczyć każdego z nas. Mam jeszcze kilka takich przemyśleń dot. zdrowego stylu życia, ale to będę je Wam dozować 😉
Będzie mi miło jeśli w komentarzach napiszecie co Was motywuje do zdrowego stylu życia 🙂