Zdarza Wam się wracać w te same miejsca podczas turystycznych wyjazdów zagranicznych? Czy raczej wychodzicie z założenia, że życie jest na to zbyt krótkie i preferujecie poznawanie za każdym razem innych miejsc…? I jak wyglądają Wasze wyjazdy, stawiacie głównie na zwiedzanie czy dajecie sobie totalny luz i bez żadnej spinki po prostu delektujecie się pobytem w danym miejscu?
Ja zazwyczaj byłam mocno skoncentrowana na zwiedzaniu nowych miejsc i raczej nie miałam ochoty wracać tam, gdzie już byłam… Przynajmniej na razie, póki jeszcze mam tak wiele do zobaczenia. Poza tym zazwyczaj planowałam wyjazd od A do Z i kiedy coś psuło mi plany (np. przeziębienie w Turcji), trochę byłam zła na los. Coś jednak zmieniło mój sposób myślenia w tej kwestii. Kiedy miesiąc temu chciałam zrobić sobie prezent na dzień dziecka i zaczęłam się rozglądać za tanim lotami, natknęłam się na niedrogie bilety do Bergamo.
Wszystko fajnie, kocham Włochy, Bergamo również jest super, ale… No właśnie, byłam tam rok temu. Ostatecznie uznałam, że ok, tym razem pojedziemy do Mediolanu, może nad jezioro Iseo, albo do Werony… Bilety zostały kupione i tu powinien rozpocząć się dalszy proces planowania. Mediolan, Werona, Sarnico, a może znowu malownicze jezioro Como? Cóż, za organizację wyjazdu wzięłam się ciut za późno i w efekcie lądując w Bergamo nie wiedziałam jeszcze co będziemy robić następnego dnia. Pojechaliśmy się zameldować w pokoju a następnie wyszliśmy na miasto. I wtedy nastąpił przełom w moim myśleniu 😉
Okazało się bowiem, że mimo iż rok temu spędziliśmy w Bergamo kilka dni, to nadal potrafi nas ono zaskoczyć. Tylu miejsc jeszcze nie widzieliśmy, w tyle zakątków nie zajrzeliśmy! Postanowiłam wyluzować – delektować się tym miastem, zwiedzić nowe dla nas uliczki, najeść się włoskich lodów, nie marnować czasu na jazdę pociągiem w inne miejsce… I zostawić sobie inne okolice Bergamo na jeszcze kolejny raz. Przez resztę pobytu ani przez chwilę nie żałowałam tej decyzji.
Możecie się śmiać, ale ja odkryłam inny, nie znany mi dotychczas wymiar podróżowania 😉 żadnego szczegółowego planu, żadnej spinki, tylko my, miasto, włoskie słońce, jedzenie i ten niesamowity klimat tego kraju. I wspaniałe Bergamo, jedno z najładniejszych miast w jakim byłam – “piętrowe”, bardzo zadbane, z piękną architekturą i jeszcze piękniejszymi widokami… Tak często pomijane przez turystów przylatujących do Mediolanu.
Potrzebowałam takiego oderwania od rzeczywistości, od problemów i od pracy, choć od tej ostatniej całkiem nie udało mi się uciec, ale przynajmniej nie dzwonił :).
I wiecie co? Wrzuciłam monetę do fontanny. Tej samej co rok temu.
To działa! I jednak powroty są fajne.
P.s. Będzie jeszcze jeden wpis z Bergamo jakby komuś było jeszcze mało fotek :).